Dni mijały powoli. Hermiona sypiała
coraz mniej, coraz częściej słyszała, że się wykończy, ale jej
to nie obchodziło. Musiała przecież utrzymać status najlepszej w
szkole, a koniec roku już za półtorej miesiąca.
Aż pewnego dni, gdy siedziała w
bibliotece i robiła ostatnie z zadań, podszedł do niej niski,
chudy rudzielec.
-P-profesor Dumbledore prosił, żebyś
do niego przyszła.
-Ale ja mam szlaban... - uniosła się.
Chłopiec wzruszył ramionami i sobie
poszedł.
Wrzuciła wszystko do torby i ruszyła
do gabinetu dyrektora, a im była bliżej, tym realniej docierało do
niej, że nie zna hasła. Stanęła przed wielką chimerą i
uśmiechnęła się do niej.
-Możesz mnie wpuścić? Ja do
profesora...
-Nie! - usłyszała piskliwy, jakby
dziecięcy głos, który przeszył jej uszy.
-A możesz...
-Mordoklejki – warknął ktoś za
nią.
Był to Snape, który jak nigdy wydawał
się ucieleśnieniem spokoju i opanowania. Wskazał ręką, żeby
szła pierwsza i tak też zrobiła.
-Jesteście – ucieszył się
Dyrektor. - Wchodźcie, wchodźcie!
Usiadła w dużym, miękkim, czerwonym
fotelu i czekała na rozwój sytuacji.
-Mam dobre wieści – klasnął w
dłonie i wrzucił sobie cytrynowego dropsa do buzi, przeszukując
przy tym jakieś papiery. - Mam dla was laboratorium!
Hermiona zmarszczyła czoło i dopiero
po chwili dotarło do niej, o co chodzi. Przez trans nauki w który
wpadła, zupełnie zapomniała o eliksirze. Nawet Snape na szlabanach
jej o tym nie przypominał.
Uśmiechnęła się szeroko, chodź w
głowie nie myślała o tym zbyt kolorowo. Przygotowywanie tego
eliksiru oznacza więcej pracy, mniej snu... Z drugiej strony, jeżeli
to wypali, to będzie miała wspaniały start w karierze.
Dumbledore rzucił Snape'owi jakiś
klucz, który szybko złapał.
-Tam, gdzie kiedyś był schowek –
powiedział szybko. - Gdyby brakowało wam składników, dajcie mi
znać! - dodał, gdy byli już przy drzwiach.
-Chodź – warknął Snape i nabrał
takie tempo chodu, że niemal biegła za nim.
Zainteresowało ją, jak te szaty
powiewają, wiecznie w taki sam, melancholijny sposób. Te ruchy ją
hipnotyzowały, aż musiała jeszcze bardziej przyspieszyć, bo za
bardzo ją wyprzedził.
Gdy zeszli do lochów przeszył ją
dreszcz, ale nie zwolniła. Snape nagle się zatrzymał, przez co
mało na niego nie wpadła, otworzył drzwi i wskazał środek
pomieszczenia. Weszła, a on zaraz za nią.
Oniemiała. Stała, podparta o ścianę,
ubolewając nad swoją kondycją, ciężko sapiąc i podziwiając
wnętrze. Ściany wyłożone były dziwnym, białym materiałem. Z
tego co wiedziała, była to przerobiona skóra smoka, więc wybuchy
im nie straszne. Na jednej ścianie znajdowała się wysoka półka,
na której poukładane były najróżniejsze ingrediencje, kociołki
i inne przyrządy służące do warzenia eliksirów. Na środku
znajdowały się dwa, sporej wielkości stoły, a w inną ścianę
wmurowany był duży kominek, naprzeciwko którego stały dwa fotele.
-Właź do środka. I zamknij te usta,
bo wyglądasz jak idiotka.
Niepewnie poszurała nogami i dotknęła
opuszkami palców zimnego blatu. Obróciła się w miejscu i
uśmiechnęła szeroko. Jak ona mogła w ogóle myśleć o
rezygnacji! W tym miejscu rozwinie się jak żaden inny uczeń w
całej historii szkoły!
-Kiedy zaczynamy? - pisnęła.
-Brzmisz jak umierająca mandragora!
Najlepiej jak najszybciej.
-Jutro – powiedziała. - O której
mógłby pan tu przyjść?
-Po siedemnastej.
-Odpowiada panu dwudziesta?
Skinął głową, a ona zaczęła
skakać.
Chyba pierwszy raz od kilku tygodni się
wyspała. Położyła się do łóżka jeszcze przed dziesiątą i od
razu zasnęła.
Kolejny dzień minął jej bardzo
szybko, w takim samym tempie zrobiła zadanie, a potem usiadła z
Ginny w pokoju wspólnym.
-Nie widziałaś, ile składników tam
było! Niektóre jeszcze żywe!
-Ble! I tobie się to podoba?
-Ty nie wiesz co można z tym zrobić!
Dosiadł się do nich Harry i
delikatnie objął rudowłosą, która tylko się uśmiechnęła.
Hermiona zaśmiała się, ale bardziej myśląc o tym, co dziś się
zacznie.
-Zaraz wrócę! - powiedziała i
pobiegła do sypialni.
Weszła do swojego małego schowka,
skąd wyciągnęła kolejną porcję notatek. Zbiegła do pokoju
wspólnego, zabrała resztę, pożegnała się szybko i wybiegła na
schody.
Nie wiedziała jak znalazła się przed
ogromnymi drzwiami, które pchnęła i weszła do środka.
-Dobry wieczór, profesorze!
W odpowiedzi tylko skinął, a ona
usiadła naprzeciwko niego przy stole. Położyła zeszyty i kartki,
a następnie czekała na reakcję. Profesor przeglądnął je szybko
i spojrzał na nią.
-Powinniśmy dopracować przepis,
uwarzyć eliksir, a dopiero potem go wypróbowywać – zaczął od
razu.
-Ale przecież te początkowe wersje
musimy na kimś testować! Jeżeli mówimy o konkretnej dawce dla
człowieka, wszystko musi być robione dokładnie pod niego. Zresztą
musi pan zauważyć, że organizm zwierzęcia i człowieka różni
się, więc na niewiele się zdadzą się te zapiski.
-Czy potrzebujemy króliczka dość
szybko...
-Ale ja właśnie powiedziałam, że na
zwierzętach to...
-Mówiłem o króliku doświadczalnym,
idiotko. Mózg Wielkiej Trójcy, też mi coś! - po chwili ciszy
dodał: - Bez pomocy Dumbledore'a nic, póki co, nie zrobimy.
Przytaknęła i spojrzała na niego
wyczekująco.
-Coś jeszcze?
-Chyba zamierzał pan porozmawiać z
profesorem Dumbledore'm, czyż nie?
-Tak, ale chyba nie myślisz, że
dzisiaj.
-A dlaczego nie? Taki eliksir to
mnóstwo roboty, a ja chciałabym zacząć jak najszybciej.
Rozwścieczony wskoczył do kominka i
wrócił po niecałym kwadransie.
-Zaraz tu będzie – warknął,
lewitując wagę i metr.
-Kto?
-Króliczek.
Wytrzeszczyła na niego oczy.
-A wie pan kto to?
Wzruszył ramionami i zajął dawne
miejsce.
-Potrzebna nam jest waga, wzrost, wiek,
dokładny stan zdrowia, najnowsze wyniki badań...
-Stan matrymonialny – uciszył ją.
-Ależ profesorze, to poważna sprawy,
nie można tego tak ignorować!
-Ja nic nie ignoruję, wszystko tu jest
zapisane – wskazał na leżący na środku zeszyt.
-Co nie zmienia faktu, że...
W kominka wyszedł Dumbledore, z niską
dziewczyną. Była ona bardzo chuda, miała długie, proste blond
włosy i była piękna. Tak po prostu piękna. Hermiona momentalnie
wpadła w gigantyczne kompleksy, jakby już takich nie miała...
-Witam – powiedziała, prostując się
i odsłaniają uciętą w łokciu rękę.
Skarciła się za poprzednie myśli, w
których była blisko zazdrości. Przecież ta dziewczyna musiała w
okrutny sposób stracić tą rękę. A do tego, na pewno nie łatwo
jest żyć bez ręki.
-Oto panna Green. Mam nadzieję, że
się nią zajmiecie i odprowadzicie potem do mojego gabinetu.
-Oczywiście, profesorze –
odpowiedziała Hermiona i uśmiechnęła się lekko.
Gdy dyrektor opuścił laboratorium
Gryfonka wskazała Green miejsce koło siebie.
-Może przejdźmy od razu do rzeczy –
powiedziała i spojrzała na swojego nauczyciela, który kiwnął
głową i wyciągnął kartkę z długopisem.- Jak masz na imię?
-Evelinne – niemal szepnęła
blondynka, po czym odkaszlnęła.
-Ile masz lat?
-Dwadzieścia – Hermionę coś tknęło
w sercu. - To znaczy kończę za dwa dni, ale to chyba nie ma
różnicy.
-To najlepszego – uśmiechnęła się.
-Dzięki.
-Mogę wam przerwać? - warknął
Snape. - Granger, zważ ją i zmierz.
Wstała i pokazała Evelinne wagę.
-Trzydzieści pięć kilogramów –
spuściła metr w dół. - Sto sześćdziesiąt centymetrów.
Kiwnął głową.
-Wzięłaś ze sobą wyniki
jakichkolwiek badań?
Z małej torebki wyciągnęła kilka
papierków.
-To wszystko z ostatnich trzech lat.
-Jak dawno straciłaś rękę i w jaki
sposób?
-Pięć lat temu, gdy chodziłam
jeszcze do Beuxbatons, nasz nauczyciel nie dopilnował nas na
eliksirach. Mój wywar wybuchł i niemal urwał mi rękę.
-Jakieś inne pytania? - spytała
Hermiona.
-Stan matrymonialny – powiedział
Snape z przekąsem.
-Zajęta, a co to ma do rzeczy?
-Potrzebne Ci będzie wsparcie –
odpowiedziała brązowowłosa. - A ty masz do nas jakieś pytania?
-Jak długo zajmie przygotowanie
eliksiru? Jak szybko będą rozrastać się kości? I czy będzie
bolało?
-Co do przygotowania eliksiru –
trudno powiedzieć. Według moich obliczeń pierwsza wersja powinna
pojawić się po miesiącu, może półtorej. Jednak kiedy dojdziemy
do efektu końcowego, tego nie mogę powiedzieć. Przy twojej
budowie, kości powinny odrastać przez pół roku i...
-Tak, będzie bolało – dodał Snape
na koniec. - Jak diabli. Czego się pani spodziewała, po rosnących
kościach? A właściwie po odbudowywaniu połowy ręki.
Kiwnęła.
Następny dzień napawał Hermionę
niepewnością. Coraz słabiej wierzyła w to, że jej eliksir
wypali. Jednak przy każdym zwątpieniu przypominała sobie Evelinne
i myślała o tym, żeby sprawdzić przepis dokładnie, jeszcze raz.
Zastanawiając się, co można by
zmienić, ulepszyć, a co w ogóle trzeba wyeliminować, minął jej
cały dzień. Jak w jakimś dziwnym, niekończącym się transie, czy
amoku. Otworzyła wielkie drzwi i mocno je pchnęła, od razu
rzucając się do notatek.
-To nie ma zupełnie sensu – szeptała
do siebie. - Nie, nie, nie... Musimy poruszyć w jakiś sposób kod
DNA... Chociaż to chyba też nie będzie miało sensu, bo czy jest
jakiś składnik...
Opadła na krzesło i poczochrała
włosy. Położyła czoło na blacie i złożyła ręce do tyłu. Gdy
nie mogła nic wymyślić, tak właśnie robiła.
-Wyglądasz ja debilka – syknął
Snape wchodząc do pomieszczenia.
-Dzień dobry – odpowiedziała,
prostując się. - To nie ma sensu!
-Czemu?
-Bo niby w jaki sposób ręka przyjmie
potem kształt dłoni?
Spojrzał na nią zamyślony.
-Myślałam o poruszeniu kodu DNA, ale
po pierwsze – to może nic nie dać, a po drugie – w jaki sposób
to zrobić?
-Coś w tym jest... - zamyślił się,
podchodząc do stolika i opierając się o niego. - Zacznijmy może
od początku kończyny, od stawu, i po kolei przerobimy całą
resztę.
Skinęła.
Już po chwili zaczęły się długie i
głośne rozważania, przerywane kłótniami, o tym, co można by
dopracować i co zmienić, żeby wszystko ładnie się rozrastało.
-Czy ty naprawdę jesteś taka głupia?
Co ty ma do rzeczy ludzkie białko?! Póki co, powinniśmy się
martwić szpikiem kostnym.
-Sam pan mówił, że szpik można
łatwo odnowić, przy pomocy jednego eliksiru.
-Czyli masz zamiar warzyć aż tyle
eliksirów?
-Jeżeli nie będzie wyboru, to tak!
Ze stawem poszło im bardzo prosto, tak
samo z prostym odcinkiem, aż doszli do dłoni i obydwoje ucichli.
-DNA, DNA, DNA! - wykrzyknęła
Hermiona. - To jedyny sposób!
-Fakt, odnowa i pobudzenia.
-Propozycje składników?
Skinął głową.
-Jest kilka opcji. Jednak większość
z nich wymaga czarnej magii, którą chcielibyśmy sobie odpuści.
Istnieją także połączenia różnych roślin z krwią zwierząt
magicznych. I dla tego eliksiru najlepszą wersją będzie krew
jednorożca i liście jadowitej tentakuli...
Spojrzał na nią. Kiwnęła głową,
choć oczy jej się już zamykały.
-Jutro jest sobota, niech pani
przyjdzie po obiedzie.
Podniosła na niego wzrok.
-Liczyłam na to, że...
Spiorunował ją spojrzeniem.
Uśmiechnęła się lekko i wychodząc, głośno się pożegnała. On
też nareszcie mógł odpocząć.
ostatnio jakoś tak polubiłam sevmione: )
OdpowiedzUsuńbardzo mi się podoba i czekam na więcej :)
Miło mi to słyszeć C:
UsuńWiesz, co? Na początku jak to czytam, czytam i nagle jakaś piękna blondynka! Myślę sobie, jak się przypałęta Sevowi jakaś blondwłosa piękność, to idę zabić Mary. A potem czytam, czytam: zajęta. No to spokój xD
OdpowiedzUsuńŚwietnie, świetnie się czyta, tylko brakuje mi tu takich dokładniejszych rozmów Sevmione ;D A poza tym, idealnie ;DD <3
HAHA, no tak, Mary, mogłam się spodziewać... Ale ta blondyneczka jeszcze im w życiu namiesza :3 To znaczy, mam taki plan, ale co z tego wyjdzie, to zobaczymy XD
UsuńNo ładnie się akcja rozkręca! Czytam dalej :)
OdpowiedzUsuńMiona22
Genialne! Pomysł z tym całym eliksirem i z tą blondi, która namiesza (grr -_-) jest super :3 no i nie mogę się doczekac aż zaiskrzy między nimi ;3 weny!
OdpowiedzUsuńMrr mrr mrr. Sam na sam przez tyle czasu z Severusem.♥
OdpowiedzUsuńŚwietnie piszesz.
Taiyo
35 kg i 160 cm wzrostu, coś tu jest bardzo nie tak.
OdpowiedzUsuńOwszem, ale taki był zamiar. jest anorektycznie chuda
Usuńsuper.
OdpowiedzUsuńSuper tylko może troche mniej zwrotow typu ,,idiotko" i ,,debilko". Psuje to troche nastroj ;p
OdpowiedzUsuń