Spis treści

Prolog1 2 3 45 6 7 8910111213141516 17 18
19 202122 23 2425262728 29 30 31

piątek, 26 lipca 2013

Rozdział 11.

Piszę tylko po nocach, bo inaczej nie mam czasu (bo czytam :P), lecz mam nadzieję, że rozdział nie jest przez to gorszy. Oczywiście zapraszam do komentowania i tak prywatnie wam powiem, że bardzo podobają mi się nowe miejsca, które wprowadzam :D Miłych wakacji!

Rano wstali późno i od razu zgromadzili się w salonie. Większość z nich nie obudziła się do końca i chodzili w piżamach. Pojawił się Dumbledore, lecz głos jako pierwsza zabrała pani Weasley. Organizacja pozwoliła wszystkim zapomnieć o problemach. Trzeba się było kłócić o miejsce w łazience i wiele osób nie było zadowolonych z dokonanych decyzji. Nawet Snape, jeden z niewielu ubranych, siedział z założonymi rękami i ściągniętymi brwiami. Zaśmiała się cicho na ten widok. Jej nie robiło różnicy, kiedy skorzysta z łazienki.
Gdy Dumbledore zabrał głos wszyscy się spięli. Podsumował wydarzenia ostatniego tygodnia.
Hermiona obejmowała swoją przyjaciółkę, która cicho łkała, ona także nie oszczędziła łez. Dyrektor opowiadał o panie Weasley'u we wspaniały sposób, bardzo wzruszający. Nawet Snape jakby lekko posmutniał, lecz gdy podłapał jej spojrzenie, od razu przybrał swoją maskę. Chciała odwrócić wzrok, lecz z jakiegoś powodu nie mogła. Patrzyła w jego czarne, głębokie oczy, z których nie mogła uciec. Twarz miał ściągniętą, lecz one wyrażały dużo uczuć. Jakby chciał ją pocieszyć...
Ginny zadrgała, co przywróciło ją na ziemię. Odwróciła się w jej stronę i przytuliła ją mocniej, a ona oparła swoją głowę o jej ramię. Przez chwilę trwała cisza, przerywana łkaniami. Zobaczyła, jak pani Weasley przytula się do Charliego i coś ukuło ją w sercu.
-Wielu z was niezwłocznie dostanie swoje misje, więc proszę was o pozostanie tutaj. - Powiedział po chwili zrezygnowany Dyrektor, jakby dając niektórym czas na uspokojenie się.
Dumbledore uśmiechnął się do niej pocieszająco i gestem przywołał do siebie. Zostawiła Ginny i ruszyła przez tłum. Po pokonaniu labiryntu z nóg podeszła do starszego czarodzieja, który siedział koło Snape'a. Podsunął jej jakieś krzesło na którym delikatnie usiadła.
Profesorowie byli ubrani w swoje zwykłe szaty, lecz ona nadal miała na sobie piżamę. Poczuła się nieswojo, lecz spodnie i koszulka były luźne i okrywały wszystko co trzeba, więc jedynie podkuliła gołe stopy.
-Jak pewnie obydwoje zdajecie sobie sprawę dalej potrzebujemy eliksirów i to w kolosalnych ilościach. Na dodatek wasz eliksir może nam się bardzo przydać, jeżeli dojdzie do większych wybuchów, więc jak się domyślacie, waszym zadaniem będzie ciągła praca nad eliksirami. A pracowanie wymaga specjalnych warunków i zabezpieczeń. Postanowiłem więc, że stworze wam do tego odpowiednie miejsce, oddalone od tego, co zapewne zajmie mi czas do jutra. To, że wszyscy się tu zebrali także nie jest przypadkowe. Staramy się zwrócić uwagę Toma na ten dom, abyście mogli czuć się spokojnie w tamtym, oddalonym i bezpiecznym. A ty, Severusie, przekażesz Voldemortowi wiadomość o tym, że panna Granger znajduje się tutaj.
Czarnowłosy skinął, lecz jej coś tu nie pasowało. Może ta stal w głosie Dyrektora, albo uległość nauczyciela, który zwykle na takie rzeczy się nie zgadza. A może coś jeszcze...
-Ale to przecież oznacza – zaczęła, spoglądając na nich dwóch – że osoby, które zostaną tu, będą narażone na niebezpieczeństwo.
-Spokojnie, moja droga – zaczął Dumbledore z lekkim uśmiechem. - Nałożyłem na to miejsce taki zaklęcia, że nikt się przez nie nie przedrze.
-Jednakże w Norze jakoś im się to udało.
-To całkiem inna sprawa!
-To znaczy?
-Niech sobie pani nie zawraca tym głowy, panno Granger – niemalże warknął Dumbledore, który w tym momencie bardzo przypominał jej Umbridge na ich pierwszej lekcji. Nie docierały do niej fakty, że Voldemort powrócił i rośnie w siłę.
-A profesor Snape! On będzie mus...- urwała widząc minę starszego czarodzieja. Jednakże wściekłość po chwili zamieniła się w zrozumienie.
-Wszyscy będą bezpieczni. Chyba nie sądzisz, Hermiono, że narażałbym niewinnych ludzi na śmierć.
Snape prychnął, co tylko potwierdziło jej podejrzenia, że starszy mężczyzna chcę ją udobruchać.
-Nie zgadzam się – żachnęła się po chwili. - Nie pozwolę, aby inni narażali się za mnie.
-Jeżeli tutaj jesteś, to narażają się najbardziej.
-Ale Voldemort i tak będzie myślał, że tu jestem, więc...
-Hermiono, proszę, to miejsce jest naprawdę dobrze chronione. Bo, powiedz mi, czy zdajesz sobie sprawę z tego, gdzie dokładnie jesteś?
Zastanowiła się przez chwilę.
-Na Garden Street – wzruszyła ramionami.
-Źle mnie rozumiałaś – pokręcił głową. - Czy zdajesz sobie sprawę, gdzie 'Garden Street' się znajduje?
Z przerażeniem stwierdziła, że nie miała bladego pojęcia.
-I, niestety, nie mogę pani tego zdradzić. Mam nadzieję, że teraz rozumie pani moje poczynania.
Skinęła i przyjrzała się Snape'owi, który przez całą rozmowę siedział z założonymi rękami. Gdzieś w środku poczuła iskierkę niewyjaśnionej nadziei. Przecież on wiedział, gdzie się znajdują, musiał to wiedzieć. Więc czemu ukrywali to w takiej tajemnicy? Ale skoro Snape się tego trzymał, to na pewno miało to jakieś znaczenie.
-Niech będzie – pokręciła głową z niedowierzaniem, że zgadza się na takie rozwiązanie.
-Wspaniale! Wstępnie to miejsce jest już gotowe, więc myślę, że jutro możecie się tam przenieść.
Porzuciła myśl o wiecznym niebezpieczeństwie, wróciła do swojej przyjaciółki i zdała jej nowiny. Nie była pocieszona tym, że znowu będą musiały się rozstać, lecz tego wymagała sytuacja i musiały się tym pogodzić. Po drodze do kominka Dumbledore powiedział Ginny, że niedługo Billy wróci z misji. To podziałało na dziewczynę jak zastrzyk adrenaliny, pobiegły na górę i zajęły kolejkę do łazienki.

Zamknęły za sobą delikatne drzwi do przedpokoju i usiadły na wiklinowych krzesłach, które cicho zaskrzypiały. Było tu chłodniej niż w reszcie domu, a zarazem przyjemniej. Drzwiczki od szafy naprzeciwko niej niemalże wypadały, więc machnęła różdżką, aby to naprawić.
Ginewra nie pohamowywała swojego entuzjazmu. Gdy weszła po niej do łazienki zastała poprzewracane buteleczki z płynami do kąpieli i wywrócone na drugą stronę dywaniki. Niemalże zapomniała o wszystkich złych rzeczach, które ją spotkały. A Hermiona cieszyła się razem z nią.
Pomimo tego, że zawsze miała u swojego boku przyjaciółkę, potrzebowała mężczyzny, który da jej poczucie bezpieczeństwa i starsza dziewczyna doskonale to rozumiała. Sama chciałaby bez takich pohamowań podejść do kogoś więcej, niż przyjaciela i dać ponieść się emocjom. Jednakże nie każdego życie jest takie wspaniałe.
O ile podczas wojny można mówić o wspaniałym życiu. Dodając do tego jeszcze niedawną śmierć ojca. Jednakże lubiła osoby, które nawet w takich chwilach umiały się z czegoś cieszyć.
-Wiesz, Miona, czuję się trochę winna – po chwili dotarło do niej, że Ginny mówi o tym, o czym ona przed chwilą myślała. - Bo przecież mój t-taata – ostatnie słowo z trudem przeszło jej przez gardło, a do oczu napłynęły łzy – o-on...
-Rozumiem – odpowiedziała jej przyjaciółka otaczając ja ramieniem. - Jednakże nie powinnaś się tak czuć. Wiem, że to zabrzmi jak zdanie wyrwane prosto z jakiegoś taniego dramatu, ale twój tata na pewno chciałby, żebyś umiała czerpać radość z życia. Sam przecież taki był!
Dziewczyna skinęła, otarła łzy i odwróciła się w stronę lustra. Po chwili zaśmiała się cicho.
-Znowu mam czerwony nos i oczy! Tyle czasu w łazience na nic!
-No właśnie, coś ty tam tyle czasu...
Usłyszały pukanie w ustalonym rytmie – dwa szybkie stuknięcia, trzy wolne, dwa szybkie – i Ginny pobiegła w stronę drzwi, nacisnęła klamkę i rzuciła się na szyję stojącemu tam mężczyźnie. Armstrong miał potargane bardziej niż zwykle włosy, czarne spodnie wpadające w glany, a pod szatą podróżną białą koszulę w podłużne ciemne paski. Zachwiał się lekko, lecz objął rudowłosą w pasie i zmęczonym głosem spytał:
-Stało się coś?
Ginny zamknęła drzwi i spojrzała na niego.
-Wyglądasz na strasznie zmęczonego! Co ty tam robiłeś na tej misji? - spytała niemalże wesoło.
Jednak on nie dał się zwieść. Zauważył łzy w kącikach oczu i ślady po płaczu. Od razu spoważniał, co po raz pierwszy u niego widziała.
-Co się stało?
Zapadła cisza. Jej przyjaciółka nie miała w sobie dostatecznie dużo siły, żeby odpowiedzieć, więc Hermiona wstała i lekko łamiącym się głosem oznajmiła:
-Pan Weasley nie żyje.
Reakcja była natychmiastowa, słowa od razu do niego dotarły. Przytulił Ginny mocno do siebie. Usta miał otwarte, tak samo szeroko jak oczy, po chwili jednakże się ocknął i niemalże uśmiechnął pokrzepiająco do starszej dziewczyny. Gdy Ginny się uspokoiła, weszli wspólnie do salonu.

Reszta dnia mijała jej w skrajnych uczuciach. Raz się śmiała, innym razem płakała. Chciała porozmawiać z Ronem, lecz nie mogła go znaleźć. Czuła jednakże, że tak naprawdę tego nie chce, że woli z tym poczekać.
Dowiedziała się, że Billy został pilnie wysłany do Ameryki, aby tam śledzić poczynania pewnych Śmierciożerców. Ze zgrozą odkryła, że był tam całkowicie sam i gdyby go znaleźli nie było szansy na ratunek. Ta wizja tak przeraziła jej rudowłosą przyjaciółkę, że ta nie odstępowała go na krok.
Położyła się do łóżka na równi ze wszystkimi. Nie było jeszcze późno, lecz chyba nikt nie miał zamiaru ciągnąć tego beznadziejnego dnia. Okryła się kołdrą i przez długie godziny przewalała się z boku na bok, tylko po to, żeby stwierdzić, iż nie zaśnie. Położyła nogi na zimnej podłodze i bezszelestnie wymknęła się spokoju. Schody lekko skrzypiały pod jej krokami, lecz pokoje były otoczone zaklęciami wyciszającymi, więc nikogo nie obudziła. Weszła do kuchni, nalała sobie wody, a gdy się odwróciła prawie padła na zawał.
Na krześle koło stołu siedziała blada postać, na którą padała poświata Księżyca. Jego czarne oczy wpatrywały się w nią, a długie nogi odgradzały drogę do okna. Przez chwilę wpatrywała się w swojego nauczyciela, po czym usiadła po drugiej stronie stołu.
-Czemu pan nie śpi? - spytała cicho, jakby dalej niepewna jego obecności.
Nastała cisza. Nie wiedziała, czy doczeka się odpowiedzi, jednak po chwili usłyszała głęboki głos, pod wpływem którego aż zadrżała.
-Nie czuję się tutaj dobrze.
Rozumiała, dlaczego, lecz czuła, że nie powiedział jej wszystkiego.
-Panie profesorze?
-Czego?
-Czy znał pan tą rodzinę, która tu mieszkała?
Poczuła jak się spina, jednakże ciekawość wygrała z jakimikolwiek innymi uczuciami.
-Owszem – powiedział cicho. - Była to rodzina mojego wuja. Był identyczny jak mój ojciec, nienawidził magii i wyżywał się na wszystkim, co było z nią związane. A tą czarownicą, która stąd uciekła, była moja kuzynka. Jedyna osoba z rodziny, która mnie rozumiała i wspierała. Myślałem, że zabijając ich pocieszę ją i uwolnię od katorgi, jednakże od tamtego czasu nie odzywa się do mnie, pomimo tego, że wiele razy próbowałem nawiązać z nią kontakt.
Niemalże czuła, jak uchodzi z niego powietrze po tym, jak to z siebie wyrzucił.
-P-pana ojciec – zaczęła i przełknęła ślinę – pana bił?
Prychną.
-Gdyby tylko! - zakpił.- On traktował mnie jak chodzące zło, obwiniał mnie o wszystko i karał w taki sposób, że nigdy byś o to normalnego człowieka nie posądziła.
Nie wiedziała, co się z nią dzieje, co robi, zważając na to, że to jej nauczyciel, lecz wstała, podeszła do niego i mocno przytuliła.
-Co to ma być, Granger? - w jego głosie nie było słychać oburzenia, a jedynie zmęczenie.
Merlinie, co ona robi! Gdyby przytulania było jej mało, to na dodatek usiadła mu na kolanach, by łatwiej było jej go obejmować. Nie myślała o tym, ile reguł właśnie łamie, ale wiedziała, że w jakiś sposób przynosi mu ulgę. A potwierdziło się to, gdy jego ręce otoczyły się wokół jej talii.
-A ty czemu nie śpisz? - zapytał po chwili ciszy.
-N-nie mogę – odpowiedziała przymykając oczy. - Cały czas się boję, że Voldemort wedrze się do mojego umysłu, a na dodatek czuję się winna. Pan Weasley nie powinien ginąć, ja powinnam tam być!
Nawet nie wiedziała, w którym momencie zaczęła płakać. Nie wiedziała, kiedy jej ręce z szyi przemieściły się nad biodra, kiedy oparła głowę o jego tors, kiedy zacisnął ramiona i oparł polizek na jej głowie.
-Głupia jesteś.
-Po tym co słyszałam od Voldemorta także?
-On właśnie chce, żebyś tak myślała. Wyobraź sobie, że nie żyje także dwóch Śmierciożerców, a więc Czarny Pan poniósł większe straty.
W jakiś sposób jego głos działał na nią kojąco, a ciepło jego ciała sprawiało, że zapomniała o wszystkim.

Obudziła się na swoim łóżku, dokładnie okryta pierzyną, a jedyną żywą duszą w tym pokoju oprócz niej była Ginny.
-Co to było? - spytała podekscytowana, gdy tylko zobaczyła, że Hermiona otwiera oczy. Wyglądała, jakby dopiero co skończyła płakać i nie chciała tego okazywać.
-Ale co? - jęknęła, gdyż nie miała ochoty się budzić. Spało się jej dziś wyjątkowo dobrze.
-Musiało ci się coś śnić, bo mówiłaś przez sen, potem się uśmiechałaś, a potem coś mruczałaś...
Zamknęła oczy i potarła skronie.
-Przestań się rumienić! - pisnęła Ginny, szturchając ją.
-Ja się wcale nie rumienię!
-Nie nie, no co ty! - prychnęła sarkastycznie, a po chwili posmutniała. - Snape kazał ci zabrać swoje rzeczy jak najszybciej, bo jeszcze dziś musicie zacząć robić eliksiry. Wiele osób już wyjechało na swoje misje, ja też niedługo ruszam.
Starsza Gryfonka spojrzała na nią z mieszanymi uczuciami.
-Jaką masz misję?
Dziewczyna najwyraźniej się zmieszała, bo intensywnie drapała się po przedramieniu.
-Polowanie na Śmierciożerców.
-Że co?! Ale... - zaczęła ciężko oddychać. - Sama?
-Nie, z Billy'm.
-Obiecaj mi, że będziesz na siebie uważać.
-Jasne, siostrzyczko – zaśmiała się tamta i przytuliła do niej. - Wiesz, muszę ci podziękować za wszystko co dla mnie robisz. To naprawdę wiele daje. Inni traktują mnie jak jakieś dziecko specjalnej troski i tylko przy tobie mogę poczuć się normalnie.
-E, tam! Ty zrobiłabyś to samo.
Po chwili wstały, Hermiona zabrała swoją torebkę, na chwilę wskoczyła do łazienki, przegryzła kanapkę i już zaczęła się żegnać.
Dopiero, kiedy zamknęła za sobą drzwi poczuła, jak ciężko jest opuszczać jej ten dom i tych ludzi. Pomimo tego, że przebywała tu niecałe dwa dni włożyła w niego dużo pracy i wreszcie zobaczyła się z przyjaciółmi. Sama ich obecność pod tym samym dachem była krzepiąca. A teraz znowu musiała ich opuszczać, nie wiadomo na jak długo i z jakimi skutkami.
Za bramką czekał Dyrektor, aportując się najpierw z nią, potem ze Snape'm w jakimś lesie.
Obróciła się w miejscu, lecz ze wszystkich stron otaczały ją drzewa, teren był płaski i wszystko wyglądało identycznie.
-Założyłem bardzo rozległe zabezpieczenia, więc musimy kawałek przejść – oświadczył dyrektor i ruszył prosto, a oni za nim.
Nie miała pojęcia, ile idą, lecz droga ciągnęła się w nieskończoność. Starała się podziwiać roślinność, lecz wszędzie była identyczna.
-To nie jest magiczny las – powiedział w pewnym momencie Dumbledore. - I nie znajdziecie tu nic, co z magią jest związane.
Nagle, po monotonnej godzinie, im oczom ukazał się wysoki, stromy klif. Starszy czarodziej z pewnością kierował się w tą stronę, więc ruszyli za nim.
Na początku wydawało się, że skała nie jest wyższa niż półtorej piętra, lecz im bardziej się do niej zbliżali, tym bardziej rosła w oczach, aż na wysokość dwudziestu pięter. Plątały się na nim różne zarośla, a w najbardziej wysuniętym, a zarazem widocznym miejscu po prawej, z góry spadał niewielki wodospad, wpadający do rzeki. Na klifie dalej rozciągał się las, jakby ta różnica wysokości nie miała znaczenia.
To była idealna kryjówka, pomyślała wtedy Hermiona. Z dala od magicznego świata, za gęstymi drzewami, między którymi trudno było dojrzeć to miejsce, a jednocześnie otoczone mnóstwem zaklęć.
Przeszli jeszcze kawałek i zatrzymali się przy chropowatej ścianie, między dwoma kępkami bluszczu. Dumbledore wymamrotał kilka zaklęć i ściana zaczęła się cofać, a w ziemi pojawił się duży otwór ze schodami prowadzącymi w dół. Szli nimi gęsiego, choć jednocześnie mogli poruszać się koło siebie, tak szerokie były. Z powodu ciemności dziewczyna potknęła się i wpadła na swojego nauczyciela.
-Uważaj jak łazisz, Granger – warknął ostro, a jego głos potoczył się echem.
Dopiero teraz zwróciła uwagę na to, że klif wrócił na swoje miejsce. Zapaliła różdżkę i dokładniej stawiała nogi.
Barierki zbudowane były z diamentu, a schody z marmuru, co nadawało temu miejscu niemalże królewski wygląd. Spojrzała w górę i stwierdziła, że z wysoko położonego sufitu muszą zwisać żyrandole, gdyż ich dolna część lekko połyskiwała w świetle różdżki. Przetarła ręką po ścianie i zauważyła, że pod warstwą kurzu znajdują się okazałe gobeliny.
Po chwili weszli w tak samo szeroki jak schody korytarz, w którym ściany pokrywały lustra, co sprawiało, że pomieszczenie wyglądało, jakby nie miało końca. Gdy minęli kilka przejść i trzy razy skręcili, Hermiona stwierdziła, że jest to labirynt.
-Pan wie, jak tam dotrzeć? - spytała Snape'a, który spojrzał na nią z niechęcią i pokręcił przecząco głową.
Po chwili marszu, w którym starała się zapamiętać ilość skrętów, co nie było owocną próbą, dotarli do kolejnych schodów, które tym razem prowadziły w górę. Wyglądały identycznie jak te, po których kroczyli wcześniej, więc zastanawiała się, czy przypadkiem nie zatoczyli koła.
Lecz gdy jej oczom ukazał się rozległy, lecz przytulnie wyglądający hol, oświetlony słońcem ze sklepiania identycznego jak w Hogwarcie, zmieniła zdanie. Przed nią malowały się schody jeszcze większe od tych, które mijali wcześniej, a po ich prawej i lewej widniały dębowe drzwi, na których wystrugane zostały różne obrazki.
-Gdzie jesteśmy? - spytała z podziwem, chowając różdżkę.
-Chodźcie tutaj, wszystko wam wyjaśnię – powiedział dyrektor, kierując się w stronę jednych z drzwi.

11 komentarzy:

  1. Świetne! Styl pisania masz coraz lepszy i czyta się dużo lepiej, niż kilka rozdziałów wstecz. Czekam na kolejny rozdział! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo ciekawy rozdział! ;p
    Mmm, scena pomiędzy Hermioną i Severusem, fantastyczna; taka delikatna.
    Świetnie wymyślone miejsce, ładnie opisane.
    Jestem niesamowicie ciekawa kolejnego rozdziału! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hermiona i Snape sam na sam przez tyle dni;D ciekawe co się między nimi wydarzy ;D
    świetny rozdział czekam na kolejny ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Scena z Hermioną i Snapem była taka urocza.. myślałam, że będzie chciał ją odepchnąć, wyrzucić, nakrzyczeć i wiele innych rzeczy, a on po prostu ją przytulił. Pewnie brakowało mu tego też.. potrzebował czyjejś bliskości. A Dumbledore to straszny dziad..i tyle bo normlanie brak mi na niego słów. Pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. wow, z każdym rozdziałem coraz lepiej! Rzeczywiście, miejsce, które opisałaś jest niesamowite - te schody z marmuru, poręcze z diamentów, omamo, chciałabym tam mieszkać *_* a ta scena z Hermą i Sevem.. omnomnom *.* szczerze, tak jak MCaine myślałam, że Severus odepchnie Hermionę, ale całe szczęście, że tego nie zrobił! to było przecudne jak rozmawiał z nią jak człowiek i jeszcze ją przytulił! czekam z niecierpliwością na nn i jeszcze raz zapraszam do mnie sevmione-prawdziwa-historia.blogspot.com :>

    OdpowiedzUsuń
  6. SUPER, SUPER, SUPER rozdział!!! Wszystko tak ładnie i zgrabnie napisane i robi się coraz ciekawiej! Napiszę to, co inni, ale trudno o coś innego: scena z Severusem i Hermioną...świetna!!! Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału!!!

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie byłoby takiego zamieszania, gdyby niektóre autorki poinformowały o stanie w jakim się znajdują :) Ja wszystko rozumiem, grzechy zostały odpuszczone i proszę tylko o fragment ostatniego rozdziału, bo bez sensu byłoby nadrabianie wszystkiego. Następny raz proszę tylko o małą informację, żeby kiedyś nie było takiego problemu jak teraz :)
    Pozdrawiam, D.

    OdpowiedzUsuń
  8. Genialne! <3
    Najlepszy moment jak usiadła Severusowi na kolana i się do niego przytuliła ;3 *.*
    Wspaniałe!
    Czekam z niecierpliwością na następny rozdział <3 ~Ms.Potter

    OdpowiedzUsuń
  9. Ehh, co godzine zaglądam tu sprawdzać czy nie ma nic nowego. Nie dałoby sie jakoś szybciej? Wiem , ze nie ma czasu itp, ale ja już tu wariuję. xD

    OdpowiedzUsuń
  10. Masz talent ! Pisz dla nas, mam nadzieję, że rozdział 12 pojawi się niebawem ;]

    OdpowiedzUsuń
  11. Kurde a jednak sie pomylilam :( no cóż... Wracam do czytania ;) piszesz fantastycznie :)

    OdpowiedzUsuń