Mam mieszane uczucia dotyczące tego rozdziału - z jednej strony okropnie mi się podoba, a z drugiej wydaje mi się, że jest za ostro, że gdzieś przesadziłam. Liczę na waszą opinię.
Obudził ją rwący ból w krzyżu.
Było jej ciepło, lecz niezbyt wygodnie.
Rozwarła powieki. Przed oczami
zatańczyły jej świetliste plamy, zasłaniające widok na świat.
Potrząsnęła głową i usiadła prosto.
Dalej znajdowała się w salonie,
przykryta kilkoma brązowymi kocami. Gdy je z siebie zrzuciła,
poczuła zimne powietrze na plecach. Wstała i ruszyła w stronę
swojego pokoju.
Jej kroki odbijały się cichym echem
od ścian. Nie słyszała nic innego, oprócz tych delikatnych
postukiwań, rozbrzmiewający w holu, a możliwe, że i w całych
komnatach.
Opadła na łóżko, gdy zegarek
wskazywał godzinę dziewiątą.
Pomyślała, że Snape pewnie ma
lekcje. Trochę się zdziwiła, gdyż nie zostawił jej żadnych
instrukcji, a odkąd wróciła do Hogwartu nie zaczęli jeszcze
ćwiczyć.
Zabrała ubrania i zamknęła się w
łazience. Wzięła długi, ciepły prysznic, po czym wróciła do
pokoju.
Nie wiedziała, co ze sobą zrobić.
Powieki ciążyły jej po długim płaczu, a skóra była zapadnięta
i zwiotczała. Włosy, pomimo tego że długo czesane, dalej
strasznie się kołtuniły, a z jej postaci uciekło całe życie.
Po kilku minutach bezsensownego
wpatrywania się w ścianę otworzyła pierwszy lepszy podręcznik i
zaczęła uczyć się regułek.
Zawsze tak robiła. Gdy czuła się źle
lub samotnie zagłębiała się w świat wiedzy.
Co prawda nigdy nie dawało to
większych efektów, gdyż nie mogła się skupić, ale przynajmniej
nie czuła się winna, że siedzi i się obija, podczas gdy czas te
mogłaby spożytkować w lepszy sposób.
Leżąc na łóżku, przewracała się
z boku na boku próbując wbić sobie do głowy czym jest
memenointrufigilacja. Za żadne skarby świata nie mogła zapamiętać
tak pokręconej regułki, choć wcześniej uczyła się już o
bardziej skomplikowanych rzeczach.
W jej wyobraźni pojawiła się Ginny,
siedząca na lekcji i obrażająca ją pod nosem. Widziała
Harry'ego, klnącego na eliksirach, który na śniadaniu dowiedział
się o wszystkim. Widziała Snape'a, który daje obydwojgu szlaban, a
potem ich późniejsze obrażanie jej podczas szorowania kociołków.
Widziała ból na ich twarzach, gdy myśleli o swoim przyjacielu,
który mógł zostać uratowany, gdyby tylko zrobiła coś więcej.
Panią Weasley, załamującą się przy codziennych czynnościach,
które wcześniej były najprostszą rzeczą na świecie.
Z jej ust wydobył się głośny
szloch. Ból rozprzestrzeniał się od serca po całym ciele, a
Hermiona zaczęła skręcać się w konkluzjach. Wszystko było jej
winą. Mogła temu wszystkiemu zaradzić, ostrzec wszystkich albo...
Przypomniała sobie dzień, w którym
to wszystko się stało. Gdy więcej myślała o Snape'ie, niż o
przyjacielu, który miał niedługo później umrzeć.
Przeszył ją taki ból, że aż
krzyknęła, zdzierając sobie gardło. Miała dość tego
wszystkiego. Chciała cofnąć czas, wszystko naprawić.
Kopała w ścianę, żeby jakoś się
uspokoić. Żądza bólu była jedyną rzeczą, o której myślała.
Tylko ból mógł ją uratować, ukoić jej złamane serce.
Wstała i z całej siły rzuciła się
w jedną ze ścian. W żaden sposób nie umiała wytłumaczyć tego,
co teraz czuła. Musiała się wyżyć, poczuć to jak najdogłębniej.
Żeby bolało.
Uderzyła głową w podłogę.
Żałowała, że nie ma teraz przy sobie różdżki, może udałoby
się jej rzucić na siebie Cruciatusa, albo przynajmniej
Sectumsemprę.
Wyobraziła sobie strużki krwi
spływające z jej ciała na podłogę, głębokie rany, a potem
wyraźne blizny. Coś, czego teraz potrzebowała.
Wstała, lekko otumaniona ruszając w
stronę kuchni. Płakała tak mocno i głośno, że zostawiała za
sobą ślady i echo.
Gdy dotarła na miejsce, chwyciła nóż
i zanurzyła go w swoim udzie, rozdzierając spodnie.
Nienawidziła swoich nóg. Były zbyt
grube, nawet gdy schudła. Zaczęła się na nich wyżywać.
Ból ją obezwładnił, opadła na
ziemię i zrobiła jeszcze kilka nacięć, po czym odłożyła nóż.
Czuła się tak, jakby razem z całą krwią uciekły jej zmartwienia
i problemy.
Gdy łzy przestały lecieć,
posprzątała po sobie i wróciła do książek. Umysł jej się
rozjaśnił i mogła normalnie się uczyć.
Spojrzała na zegarek. Zbliżała się
godzina czternasta.
Wstała i ruszyła w stronę kuchni.
Zrobiła się strasznie głodna.
Nie zdążyła nawet dojść do połowy
korytarza, gdy drzwi ze zgrzytem się otworzyły.
-Dzień dobry, profesorze.
Znając ich pewnie w tym momencie
zapadła by chwila niezręcznej ciszy, gdyby nie emocje, które
targały ich obojgiem. Hermiona – pełna bólu i niepewności i
Snape – wściekły jak piekielny stwór.
-Zabiję Pottera – mruknął jedynie.
- Idiota wysadził dziś trzy kociołki.
Przez chwilę Gryfonkę ogarnęła miłe
uczucie ciepła. Zachowywali się trochę jak stare małżeństwo,
opowiadające sobie o minionym dniu.
-Ja rozumiem, że to może nie
najlepsza pora – zaczęła delikatnie, starając się opanować
drżenie głosu – ale kiedy zaczniemy ćwiczyć? Chciałabym jak
najszybciej wrócić do szkoły.
Spojrzał na nią, a z jego postaci
ulotniło się trochę zdenerwowania.
-Może najpierw coś zjemy? Zgaduję,
że nie pomyślałaś, żeby wezwać skrzaty i poprosić o śniadanie.
Poczuła rumieńce wpływające na
policzki.
Pokręcił głową ze zniecierpliwionym
wyrazem twarzy, po czym usiadł przy stole w kuchni, a ona podążyła
za nim. Jedzenie pojawiło się chwilę potem.
-Domyśliłem się, że tego nie
zrobiłaś, więc rozkazałem skrzatom coś przygotować w drodze
tutaj – wyjaśnił, zabierając się do jedzenia.
Patrzyła na niego przez chwilę, po
czym także chwyciła za sztućce.
Myślała o wczorajszej sytuacji i o
dzisiejszym poranku. Nie mogła zrozumieć, dlaczego jej dusza jest
tak bardzo rozdarta, dlaczego potrzebuje bólu, żeby się uspokoić.
Albo kogoś, kto...
Skarciła się w myślach. Nie
potrzebowała nikogo. Była samowystarczalną, silną, odważną
młodą kobietą walczącą na każdym kroku z Voldemortem i jego
działaniami.
A jednocześnie była słaba i
bezbronna, nie zdolna do znoszenia bólu, wyżywająca się na sobie,
robiąca najbardziej ohydną rzecz na świecie.
Ale to był tylko raz. Jeden, jedyny
raz i już nigdy tego nie powtórzy, wcale nie jest jej to potrzebne.
Nic jej nie jest potrzebne.
Jadła i przeżuwała powoli, jakby z
namysłem, choć tak naprawdę była daleko, daleko od miejsca ich
posiłku, w bezkresach własnego umysłu. Nie umknęło to oczywiście
pilnej uwadze Snape'a.
Po chwili zorientowała się, że
spogląda na nią zagadkowym wzrokiem, zostawiając swojego kurczaka
w spokoju.
-Coś się stało, profesorze? -
zapytała niepewnie.
-To raczej ja powinienem zadać to
pytanie pani, panno Granger – jego głos stał się bardzo formalny
i poważny.
-Po prostu się zamyśliłam.
-W to nie wątpię.
-O co panu chodzi? - oburzyła się
lekko.
-O co mi chodzi? Wczoraj prosiłaś
mnie, aby cię zabił, więc zgaduję, że twoje myśli nie są
przyjazne.
Spięła się. Miała nadzieję, że
nie poruszą do tego tematu.
-Już wszystko w porządku, profesorze.
Pokręcił głową.
-Mnie pani nie oszuka, panno Granger.
Nie jestem Weasleyem.
Zobaczyła, jak skrzywił się po tych
słowach. Chciał chyba je jakoś cofnąć, bo nawet otworzył usta,
ale przerwała mu.
-Fakt, nie jest pan jak Weasley –
mruknęła, czując gulę w gardle.
Nie chciała dać po sobie poznać, że
przejmowała się takimi docinkami, że tak bardzo ją to bolało.
Wiedziała, że nie zrobił tego chcący. Próbowała dać mu do
zrozumienia, że nie ma mu tego za złe, lecz chyba na próżno.
Zapadła niezręczna cisza. Przez
chwilę wahała się, po czym zadała nurtujące ją pytanie:
-Jak będę ćwiczyć, skoro nie mam
różdżki?
Snape dalej wpatrywał się w jakiś
punkt daleko za nią, po czym wreszcie się odezwał:
-Na początku pożyczę ci swojej.
-A potem?
Przeniósł na nią leniwie swój
wzrok.
-Albo zdobędę twoją, albo postaramy
się o nową.
Po skończonym posiłku usiedli przed
kominkiem, a Snape podał jej swoją różdżkę. Był to wielki,
znaczący gest i nie mogła się na początku powstrzymać przed
niepewnością trzymania jej. Była gładka, długa, choć
wytrzymała. Nie odbijało się w niej światło, lecz stawała się
w nim jakby bardziej ukryta. Delikatna, lecz pełna mocy.
Trzymając ją, Hermionę bardzo
korciło, żeby rzucić zaklęcie tak potężne, że odczułaby jego
skutki. Pragnęła bólu.
Nie wiedziała, czego się spodziewać,
więc długą chwilę siedziała i wpatrywała się w magiczny
przedmiot, który dawał jej takie niesamowite poczucie siły i mocy.
Nie była już tą słabą, bezbronną Hermioną, która chciała ze
sobą skończyć. Stała się poważną wojowniczką, która chciała
zabić.
Przestraszyła się tej myśli.
Przestraszyła się uczucia, które w niej narastało. Nie chciała
tylko odczuwać bólu, chciała zadawać go innym, aby zrozumieli,
przez co przechodzi.
Z tych groźnych dla społeczeństwa
przemyśleń wyrwał ją Snape, kładąc niewielki przedmiot na
stoliczku do kawy. Metalowy odważnik, na oko ważący kilogram.
-Postaraj się go unieść –
rozkazał.
Zdziwiła się, z jaką łatwością po
machnięciu różdżką przedmiot powoli poszybował w górę. Czuła
iskierki, które z jej palców wpływały w różdżkę, a następnie
działały na otoczenie.
-A teraz delikatnie go odstaw na
miejsce – instruował ją nauczyciel, spoglądając uważnie na
różdżkę.
Zrobiła, co rozkazał, przerywając
zaklęcie dopiero w momencie, w którym odważnik spoczął na swoim
miejscu.
Mężczyzna nie skomentował jej
poczynań.
-Do drzwi i z powrotem, nie za wysoko.
Wykonała ruch nadgarstkiem, wysyłając
przedmiot w daleką podróż przez otwartą przestrzeń. Mijał półki
z książkami i zielone dywany, po czym delikatnie musnął drzwi i
zaczął zawracać.
Nie można opisać, jakie dla Hermiony
było to uczucie. Buzowała w niej adrenalina, czuła się jak wtedy,
gdy po zimie wsiadała na rower – spełniona i szczęśliwa.
Wszystko robiła z delikatnością godną mistrza i uśmiechem
pięciolatki. To tak, jakby obudzić jakąś uśpioną część jej
umysłu, sprawić, by znowu zaczęła działać. Wcześniej sprawiało
jej to tylko wiele bólu, teraz była jedną z najszczęśliwszych
osób na świecie.
Nim odważnik doleciał do stoliczka,
Snape zatrzymał go dłonią. Nie dała się nabrać i, przykładając
się bardziej do zaklęcia, wyrwała mu go z ręki, po czym odstawiła
na miejsce.
Wykonała jeszcze kilka innych ćwiczeń
z powodzeniem. Zaklęcia z pierwszych dwóch lat nauki, które
rzucała z taką samą łatwością jak wcześniej.
Lekko się zdziwiła, gdy Snape
zakończył jej popis. Szło jej przecież tak świetnie, że była
niemalże gotowa iść walczyć.
-Ale dlaczego? - spytała lekko
oburzona, oddając mu różdżkę.
-Gryfoni nie znają umiaru w niczym.
-Przecież tak dobrze mi szło!
-I nie chcemy tego przecież
zaprzepaścić.
-Ale nic byśmy nie zaprzepaścili,
może byłabym już gotowa...
Przewrócił oczami, wyglądając na
lekko poirytowanego.
-Jedynie byś nadwyrężyła swoją
magię.
-Ale przecież...
-Uspokój się, Granger, bo zaczynasz
mnie denerwować – warknął niebezpiecznie.
Nastała chwila cisza, w innych
okolicznościach pewnie oddaliłaby się do swojego pokoju i nie
zawracała nauczycielowi głowy, lecz tym razem siedziała twardo na
miejscu.
Spojrzała na swojego nauczyciela.
Wyglądał na zamyślonego i – pomimo wcześniejszej irytacji –
nadzwyczaj spokojnego. Na jego włosach odbijało się światło
kominka, a duży nos rzucał cień na wydatne kości policzkowe.
Oczy, lekko zamglone, zwrócone były na daleki punkt na ścianie.
Nie mogła powstrzymać się od
patrzenia na niego. Był taki inny. Nie miał prostej, przejrzystej
urody, która zdawała się być banalna, czy powalającej, która aż
kuła w oczy. I o dziwo nie był brzydki.
Wyglądał intrygująco. Nie takich
ludzi spotykało się na ulicach. Nie takiego mężczyzny poszukiwały
kobiety. Jednak było w nim coś, coś tak niezwykłego, że
zapierało dech w piersiach. Jakaś cząstka jego wyglądu
zewnętrznego, która ukazywała jego wnętrze, tak piękna, że
czyniła jego postać fascynującą.
To były oczy.
Była tego pewna, gdy przeniósł swój
wzrok na nią. Gdy w nie spojrzała i widziała błysk
zainteresowania i jakby rozbawienia. Te idealnie okrągłe, czarne
jak tunele tęczówki, które chciały ją pochłonąć. Tak łatwo
było im ulec, tak trudno odmówić, że zebrała całą siłę
swojej woli, żeby mrugnąć.
I wtedy jakby czar prysnął, ale była
z tego w jakiś sposób zadowolona. Jego usta wykrzywiły się w
kpiącym uśmieszku, wąskie usta zamieniły się w bladego węża,
zmieniając go całkowicie. Brwi – jednocześnie delikatne i
brutalne – uniosły się prawie pod linię włosów. W oczach
błysnęło coś niezrozumiałego, wraz z ironią i rozbawieniem coś,
czego nie można było rozszyfrować. Jakaś cząstka Severusa
Snape'a, której ten nie chciał nikomu pokazać, więc ukrył ją
głęboko w sobie, co sprawiło, że jego oczy stały się niemalże
puste. Tak wyglądał na co dzień, lecz Gryfonka stwierdziła, że
brakuje mu tego czegoś. Tego wyrazu w oczach, który zdawał się
oddawać jego duszę, uczucia i najgłębsze myśli.
Chciała je poznać. Tak bardzo
pragnęła się zbliżyć i wsłuchać w jego głęboki, męski głos,
którym opowiedział by jej co takiego ukrywa. Tak bardzo pragnęła
znaleźć się w jego ramionach, poczuć się bezpiecznie. Pomimo
swojej chudości było od niego czuć siłę. Tak niewyobrażalną,
że spokojnie zwaliłaby z nóg niejednego bardziej umięśnionego
Śmierciożercę.
Co nie znaczyło, że nie miał mięśni.
Oczywiście, że je posiadał. Malowały się delikatnie pod
powierzchnią jego przyległego surduta. Na czarnej powierzchni
malowały się uwypuklenia. Wcześniej była pewna, że to żebra.
Teraz linie te wydawały się zbyt nieregularne na żebra.
Do tego dochodził jego niewyobrażalny
wzrost. Z pewnością miał dwa metry, o ile nie więcej. Pod
obszernymi szatami nie było tego tak widać. Lecz po ich ściągnięciu
ukazywała się jego moc, jakby te 'skrzydła nietoperza' wszystko
ukrywały.
Jego postać, choć na pierwszy rzut
oka niepozorna, była odzwierciedleniem potężnego czarodzieja,
który drzemał w jego środku. Zaklęcia, które rzucał, składniki,
które kroił, były jakby widoczne na jego dłoniach. Walki, które
odbył, odbijały się w jego sylwetce.
Jednak twarz pozostawała
nieprzenikniona. Pomimo tego, że wydawało się, że wyraża ona
tylko gniew i irytację, Hermiona zdążyła się przekonać, że to
tylko maska. Jednak z tysięcy masek, które nosił w swoim życiu i
której nie jest w stanie ściągnąć, gdyż może wtedy zginąć.
On, albo tysiące innych. Zdawał sobie sprawę, że jego potknięcie,
jeden krzywy uśmiech może zabić. Źle rozegrane negocjacje
sprawią, że wszystko się wyda i Zakon poniesie porażkę. Przegra
nie tylko on, ale całe magiczne społeczeństwo, poddając się
jednemu, okropnemu czarownikowi.
To straszne, jak wielka
odpowiedzialność spoczywała na jednym człowieku. Jak
przytłaczające było to wszystko. Jednak pomimo tego, a może
dlatego, pragnęła zerwać z jego twarzy te maski. Zetrzeć
ironiczny uśmieszek i odkryć, co kryje się pod nim tak naprawdę.
Usłyszeć wszystkie jego żale i zobaczyć ten prawdziwy, radosny
uśmiech.
Jakaś część umysłu przypomniała
jej, że to niemożliwe. Mówimy tutaj o Severusie Snape'ie,
prawdopodobnie najpotężniejszym czarodzieju tych czasów, po
Dumbledorze i Voldemorcie.
-Czy moja postać jest naprawdę tak
interesująca? - spytał, a w jego głosie pobrzmiewała nuta ironii
i rozbawienia.
Zorientowała się, jak długo musiała
się wpatrywać w jego twarz, zapominając o całym świecie. Zdała
sobie sprawę, że te chwile pozwoliły jej zapomnieć o swoich
problemach, których tak bardzo chciała się pozbyć.
W odpowiedzi uśmiechnęła się
wrednie. Koniec z grzeczną panną Granger.
-Oczywiście, że tak, chyba pan w to
nie wątpił – odpowiedziała, patrząc na niego z wesołymi
iskierkami głosach.
-Czy pani sobie żartuje, panno
Granger? - mruknął, jakby z udawaną złością. - Nigdy nie
zwątpiłbym w swoją urodę.
Zaśmiała się cicho i delikatnie,
jakby nie będąc pewną tego gestu.
-Cieszę się, że jest pan taki pewny
siebie. To naprawdę ważne w tych czasach – odpowiedziała z
udawanym przejęciem i nadmierną ekscytacją.
-Długo pracowałem nad tą stroną
swojej osobowości – dodał tym samym tonem co ona.
Tym razem wybuchła niepohamowanym
śmiechem.
Właśnie żartowała sobie ze Snape'm
na jego własny temat. Robiła coś, za co zabiłby innych ludzi. To
chyba była najlepsza rzecz w jej życiu. A szczególnie uczucie,
które temu towarzyszyło – radość, pewność siebie i poczucie
bezpieczeństwa.
Cudowny rozdział <3333 Najbardziej podobało mi się jak herma się pochlastała i jak gapiła się na Seva :D
OdpowiedzUsuńNie wiem dlaczego nie jesteś pewna, ale Weasley mówi ci: BĄDŹŹ PEWNA. XD
OdpowiedzUsuńTo był genialny rozdział ♥♥
Czo ta Hermiona w nogi sobie robi. ;o Przecież ona jest chuda! :D Za to Sev taaki mięśniak *,*
Hmm.. on był zdecydowanie za łagodny, ale w sumie się cieszę. ^.^
Kochane było to, jak tak mówili o wyglądzie <3
Hermiona i jej WESZ. XD 'Harry i Ron starali się na siebie nie patrzeć.' :)
Ogółem mówiąc... to było świetne! Życzę weny ;*
Super rozdział *-* Genialny tak jak każdy ♥ Tylko głupia Miona za bardzo się przejmuje ale się cieszę,że może choć trochę czarować :3
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwieniem na kolejny boski rozdział :>
Wspaniały rozdział :-)
OdpowiedzUsuńmojeminiopowiadania.blogspot.com
Zajebiste :* I to tak na serio .Na koniec wyłam na cały dom :) Piszesz cudnie .
OdpowiedzUsuńW wolnej chwili zapraszam do mnie
http://hogwart-z-punktu-widzenia-dumbledore.blogspot.com/
Kocham twoje opowiadania ♥
OdpowiedzUsuńI na przyszłość-nie martw się, bo wszystkie rozdziały są wspaniałe ;)
Trochę zdziwiłam się, gdy Miona miała ten napad. A Sev jest po prostu cudny ♥ Ta strona jego osobowości jest po prostu genialna.
Życzę Weny.
świetny rozdział <3
OdpowiedzUsuńPiękne, piękne i jeszcze raz piękne.
OdpowiedzUsuńTego fanficka znalazłam dzisiaj rano w szkole.
Tak mnie wciągnęłaś moja droga ze aż dostałam 4 uwagi dzisiejszego dnia za nie uważane na lekcji. :D
Nawet przeczytałam fragment na lekcji gdyż pani od polskiego bardzo chciała wiedzieć co jest takie piękne że aż płacze na jej lekcji c:
Świetnie piszesz. Masz mega rozwinięty słownik w głowie. Ciekawe pomysły. Ba! Multum ciekawych pomysłów. I te przemyślenia bohaterów.. Serio. Ten fick jest u mnie na drugim miejscu po ' HG SS Bez cukru ' mrocznej88 . Zapewne znasz i wiesz że ona to już poziom mistrza i w ogóle więc się nie przejmuj. <3
Czekam z nie cierpliwością na nowy rozdział.
Niby dopiero skończyłam a już by się chciało znać ciąg dalszy... No cóż :3
Weny moja droga!
Całusy,
Grell :3
Nyan~ *,*
Druga po Mrocznej? Czytałaś na lekcji? Mój Merlinie <3
UsuńW sumie nie na lekcji a na wszystkich lekcjach :D nawet na wf-ie powiedziałam nauczycielce : ' pierdole nie ćwiczę, bo czytam ' za co była jedna z uwag.
UsuńLecz warto było, warto. >3<
Miłego!
Grell
Nyan~ *.*
Wbiła sobie kilka razy nóż w nogi i koniec? Nie mając różdżki, ani nic to by wyła z bólu, aż by jej Snape nie pomógł. Naucz się podstaw anatomii, a potem pisz cokolwiek...
OdpowiedzUsuńTy nie pierdol a sam/sama coś napisz.. -.- a tego fika zostaw w spokoju. Bo on jest zajebisty i w ogóle... < patrz mój kom wyżej. >
UsuńA coooo do nogi. To jak pod dobrym kątem wbijesz nóż i nie cały to spokojnie można sobie poradzić.
< wiem z własnego doświadczenia. Zdarzyło mi się parę razy. Po około 15 min. Normalnie chodziłam >
A więc.. Nie znasz się a pierdolisz.
A więc ja też mimo że Ciebie nie znam mówię Ci 'wypierdalaj' jak się nie podoba >3<
Grell.
Nyan~
Nie chodzi o to, że sobie wbiła nóż w nogi XD Ona je sobie pocięła, tak jak ludzie się tną żyletkami XD I da się po tym spokojnie chodzić.
UsuńKiedy kolejny rozdział, nie mogę się doczekać *_* świetnie napisane oba blogi, ten i "Miłość połączona bólem"
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział, prawdę mówiąc trafiłam tu przez czysty przypadek, ale skusiłam się na skomentowanie, żeby powiedzieć, że wspaniale piszesz i oddajesz emocje głównej bohaterki : )
OdpowiedzUsuńNie ma to jak. . . Pomyślmy... Dzisiaj naliczyłam 19 razy. A więc, nie ma to jak około dziewiętnaście razy codziennie sprawdzać czy jest nowy rozdział. :D wiem, wiem to dopiero dziesięć dni. Ale to twoja wina ze tak zajebisty blog, że aż się tak intensywnie czeka. :3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Grell
Nya~ *.*
Musicie wybaczyć, bo mam same problemy ostatnio. I z weną, ze szkołą, z czasem, a tego ostatniego brakuje mi aż za bardzo, a nawet jak go mam, to siedzę na fb XD W każdym razie mam pół strony nowego rozdziału, więc może do końca tygodnia coś wyskrobię...
Usuń