W komnacie nie została sama na długo.
Gdy starsi czarodzieje wyszli, pojawił się skrzat, który zabrał
jedną porcję obiadu, lecz po chwili wrócił z miską pełną
jasnobrązowego płynu. Postawił ją wraz z łyżką na stole, po
czym znikł.
Hermiona przystawiła sobie krzesło
koło łóżka i siadając, spojrzała z bólem na twarzy na
profesora. Gdy spał był zupełni inny, choć wcześniej nie
zwróciła na to uwagi. Nos wydawał się jakby mniejszy i tak bardzo
nie zawadzał, skóra bardziej ludzka. Brak wiecznego grymasu także
zrobił swoje, jego twarz wydała się łagodniejsza i można nawet
było powiedzieć, że nie jest taki okropny. Włosy ułożyły się
wokół głowy i w tym świetle wyglądały na dużo mniej tłuste.
Po chwili zastanowienia uklękła na
łóżku i położyła sobie jego głowę na kolanach. Tak dużo
łatwiej będzie jej go karmić. Wzięła ze stoliczka miskę i
nabrała odrobinę płynu. Pachniał tak, jak jej danie, więc
zbliżyła łyżkę do jego lekko rozchylonych ust. Gdy ciecz
znalazła się już w jego buzi przez chwilę się zastanawiała, czy
przypadkiem się nie udławi, lecz nie zauważając żadnych
niepokojących reakcji, karmiła go dalej.
Ciekawe, czy był świadomy, co się z
nim dzieje. Jeżeli nie, to wreszcie sobie odpocznie, a jeżeli tak,
to zwariuje. Nie może się do nikogo odezwać, jakkolwiek ruszyć,
więc chyba lepiej by było, żeby jakoś mu dotrzymywała
towarzystwa, jak nakazywały wskazówki z karteczki. Nabrała
powietrza i zaczęła powoli i wyraźnie mówić.
-Tak się zastanawiałam, panie
profesorze, czy mnie pan słyszy – głos się jej lekko trząsł. -
Najwyżej mnie pan potem zabije, ale lepiej chyba, żeby pan słuchał
czegokolwiek, niż tu sam leżał. - Przez chwilę serce jej zamarło,
gdyż zrobiła zbyt szybki ruch ręką, ale po chwili znów mówiła.
- Śmiesznie by było, gdyby się okazało, że mnie pan nie słyszy.
- Pokręciła głową. - Domyślam się, że lubi pan książki, więc
raz na jakiś czas panu którąś przeczytam. Co pan powie na
mugolską literaturę? 'Rozważną i romantyczną' chociażby. Albo
Hamleta? Myślę, że by się panu spodobało. - Na chwilę zapadła
cisza, gdyż Hermionie zabrakło tematu. - Byłam dziś u profesora
Dumbledore'a i dałam mu listę z brakującymi składnikami. Póki co
będę sobie musiała poradzić sama, ale pan na pewno szybko wróci
do formy. A dziś w nocy muszę dokończyć nasz eliksir. Na pewno
się z panem podzielę informacjami, niech się pan nie boi. Gdyby
coś nie wyszło, przeglądnę notatki, lecz bez pana nie dam rady
zacząć. Nie, żebym pana profesora stresowała, niech pan sobie
odpoczywa, należy się to panu. Ja nie wiem, co by Zakon bez pana
zrobił – pokręciła głową po raz kolejny, a po chwili zaśmiała
się cicho. - Wyobrażam sobie miny Rona i Harry'ego, gdyby to
usłyszeli. Ale oni jeszcze nie wszystko rozumieją, to nie ich wina.
Też bym tak wolała.
Gdy przełknął ostatni łyk, położyła
jego głowę z powrotem na poduszce, po czym otarła usta.
-Na panu ta wojna się bardzo odbiła,
aż za bardzo. Moim zdaniem żaden człowiek nie powinien tyle
cierpieć, co pan wycierpiał. Wyobrażam sobie, co pan musiał
znosić przez te wszystkie lata służby, skoro po jednym spotkaniu
wraca pan w takim stanie. To niesprawiedliwe, ale życie nie jest
fair, prawda? Szkoda mi też tych małych dzieci, pierwszoroczniaków
i tak dalej. Oni jeszcze nic nie rozumieją, nie są niczego
świadomi, ani nie są w stanie się bronić. To nie powinno tak być.
Ze stoliczka wzięła swój talerz i
zaczęła jeść.
-Pozwoli pan, że teraz ja się posilę,
ale jeszcze z panem nie skończyłam – zaśmiała się cicho.
Czuła się bardzo dziwnie. Gadając do
kogoś, kto nie wiadomo, czy ją nawet słyszał. A nawet jeżeli tak
było, to mówiła zbyt swobodnie. To ją lekko niepokoiło, bo była
w towarzystwie Snape'a, chociaż w ogóle tego nie czuła. Był taki
spokojny. W końcu nieprzytomny, nie ma co mu się dziwić.
Gdy skończyła posiłek, zabrała do
ręki łyżkę i nalała na nią pięć kropel jednego z lekarstw.
Przybrała z profesorem tą samą pozę co wcześniej i wlała mu
eliksir do ust.
-Mam dla pana kilka lekarstw. Nie
pachną zbyt ładnie, ale musi je pan brać. Szybciej wróci pan do
zdrowia.
Dokładnie odmierzała ilość
specyfiku, aby przypadkiem nie potruć profesora. Uważała, żeby
nic nie rozlać, a na dodatek obserwowała, czy z jej nauczycielem
wszystko w porządku. Jeszcze tego jej brakowało, żeby się
udławił. Chociaż znając ją, nie wiadomo, czy by to zauważyła,
jak wcześniej to, że profesor jest nieprzytomny. Na tę myśl aż
się wzdrygnęła, lecz łyżka była czysta, więc nic się nie
stało.
-To już tyle – uśmiechnęła się
blado i odłożyła wszystko na stoliczek. - Może teraz panu
poczytam? Mamy chwilę przerwy do następnej dawki.
Podeszła do regału i spojrzała na
niego. Zdziwiły ją tytuły, jakie tam znalazła. Klasyka
czarodziejskiej komedii lub romantyzmu. Było tu oczywiście kilka
książek dotyczących eliksirów, ale zgadywała, że więcej
znajduje się w bibliotece. Chwyciła jedną z najbardziej różowych
okładek i usiadła przy łóżku.
Książka opowiadała o przygodach
młodego nauczyciela zmagającego się z młodzieżą wszystkich
etapów szkolnych. Mężczyzna miał nie lada problemy, które
śmieszyły tak bardzo, że Hermiona musiała przerywać czytanie na
spazmy śmiech, które ją napadały. Przy tej lekturze nawet Snape
by się zaśmiał.
Swoją drogą, ciekawe jak to jest, gdy
coś Cię śmieszy lub smuci, ale w żaden sposób nie możesz tego
okazać. Może Snape wcale nie jest nieprzytomny, tylko po prostu
sparaliżowany?
Ta myśl uderzyła ją w momencie, w
którym zamknęła książkę. Doznała olśnienia! Musi jak
najszybciej porozmawiać z panią Pomfrey! Dokładnie w tym momencie.
Wstała, lecz przy drzwiach
przypomniała sobie, że profesor Snape przecież może zdawać sobie
sprawę z tego, co dzieje się wokół niego.
-Panie profesorze – zaczęła,
odwracając się w jego stronę. - Olśniło mnie! Możliwe, że jest
pan po prostu sparaliżowany, a nie nieprzytomny. Wtedy - nabrała
powietrza – uleczenie pana szło by łatwiej i przy życiu zupełnie
innych lekarstw. Dlatego pójdę teraz porozmawiać z panią Pomfrey.
Może znajdziemy jakiś sposób, żeby się dowiedzieć, co tak
naprawdę panu jest.
Wyszła z pomieszczenia oraz kwater, po
czym udała się schodami w górę. Mijała korytarze i nie trudno
było zauważyć, że obrazy już nie zachowują się tak głośno.
Miała nadzieję, że tym razem pani Pomfrey będzie u siebie w
gabinecie. Cały czas była zdenerwowana i spięta, miała nadzieję,
że jej odkrycie okaże się trafne.
Pchnęła duże drzwi i weszła do
środka. Zapachniało jej bandażami i wodą utlenioną. Przebyła
drogę do małych schodków i zapukała.
-Proszę wejść – usłyszała i
szybko wykonała polecenie.
-Dzień dobry.
-O, to znowu ty – uśmiechnęła się.
- Nie, żebym miała coś przeciwko twoim wizytom, bo przynajmniej
nie jestem taka samotna, ale dziś Cię bardzo często widuję.
-Też się dziwie – zaśmiała się,
lecz w jej głosie brzmiała nuta lekkiego poddenerwowania.
-Stało się coś?
-Bo ja wpadłam na taki pomysł, że
może profesor Snape jest sparaliżowany.
Na jej twarzy wymalowało się
zaciekawienie i zamyślenie.
-Ale jak?
-Może to być następstwem jakiegoś
zaklęcia, bądź pod wpływem zbyt dużego bólu spowodowanego
właśnie zaklęciami mięśnie mogły się zbuntować. Czytałam już
kiedyś o takim przypadku.
-Możesz mi to dokładniej wyjaśnić?
-Pewien czarodziej, bodajże z
Irlandii, został pomylony z innym mężczyznom, na którym miała
się zemścić szajka tamtejszych zbirów. Zaczęli rzucać na niego
najokropniejsze zaklęcia, jakie znali. Takie, które sprawiają dużo
bólu i ran, ale nie zabijają. Mężczyzna wrócił do domu i do
razu zaczął narzekać na ból mięśni. Podobno paliły go żywym
ogniem i nie działały nawet najsilniejsze eliksiry przeciwbólowe.
Nie pamiętam dokładnie po jakim czasie, zemdlał z przemęczenia i
się nie obudził. Mięśnie odmówiły posłuszeństwa i zostały
sparaliżowane. Nikt nie wie dokładnie, dlaczego, ale mogły po
prostu nie wytrzymać tego ciągłego bólu.
-I co się potem działo?
-Stworzono pewien eliksir, którym
nacierano ciało tego człowieka i po pewnym czasie wrócił do
zdrowia, choć jego mięśnie nie były do końca sprawne i musiał
się długo rehabilitować. Było wspomniane, że w następnych
przypadkach, o których nie znalazłam zbyt wielu informacji,
zaczynano usprawniać mięśnie ćwiczeniami przy nacieraniu
eliksiru.
Pielęgniarka spojrzała na nią lekko
przymrużonymi oczami.
-Mogłoby się to udać, ale musiałabyś
przygotować ten eliksir. I zająć się tym.
Skinęła.
-Od początku zdawał sobie z tego
sprawę, jednakże wolałam się z panią skonsultować.
-I bardzo dobrze – uśmiechnęła
się. - Nie zawsze trzeba iść w zaparte i obstawiać przy swoim,
warto się czasami poradzić kogoś doświadczonego.
Nie zareagowała na te słowa, lecz
czuła, że były w jakimś stopniu przytykiem do jej osobowości.
Zdenerwowało ją to. Wiedziała, że wiedzy nie posiądzie się
cudem, że warto korzystać z odkryć innych pokoleń, że warto
konsultować to z innymi. Jednakże jeżeli wszyscy zostali przy tym,
co sądzą starsi ludzie, nauka nie ruszyłaby się nawet o milimetr.
-Dobrze, ja może sporządzę listę
składników, ponieważ chciałabym rozpocząć warzenie jak
najszybciej.
Z uśmiechem opuściła gabinet, choć
miała ochotę trzasnąć drzwiami. Nie wiedziała, nie pojmowała,
co się ostatnio z nią dzieje. Jest bardzo rozdrażniona i często
targają nią sprzeczne uczucia.
Z dnia na dzień Hermiona
przyzwyczajała się do samotności. Robiła eliksiry, opiekowała
się swoim profesorem i ćwiczyła skomplikowane zaklęcia, które
powinny pomóc jej w walce. Dokładnie stosowała się do zaleceń
znalezionych w jednej z książek o Magomedycynie. Eliksir nie był
trudny w przygotowaniu, lecz zajmowało jej to bardzo dużo czasu.
Często nie spała w nocy, żeby dokończyć pozostałe.
Dziwnie się czuła, kiedy rozmawiała
z profesorem Snape'm. Ponieważ jednocześnie tu był i go nie było.
Nie raz, podczas czytania mu książki, zasnęła i budziła się
wtulona w niego. Widząc absurdalność tej sytuacji starała się
nie myśleć o tym, jakie ciepłe i twarde było jego ciało, lecz o
tym, jak on by na to zareagował. I wcale nie pomagało wspomnienie
zajścia w Skrzydle Szpitalnym. Starała się o tym zapomnieć,
jednakże nie było to łatwe.
Lekarstwo dla Evelinne nie udało się.
Przy początku wlewania krwi eliksir jakby się spalił. Zaświszczał,
zabulgotał i zmienił swoją barwę na siwo-brązową.
Po półtorej tygodnia takiej sytuacji
dostała Patronusa od profesora Dumbledore'a. Przestraszona, ruszyła
w stronę Wielkiej Sali, gdzie znajdowały się wszystkie osoby,
które uprzednio były w Norze. Zdziwiła się, jak wielu ich jest, a
i tak niektórzy zostali, aby walczyć.
Podszedł do niej Dumbledore i nie
trudno było zgadnąć, że jest zdenerwowany.
-Mam do Ciebie prośbę, Hermiono. O
ile mogę się tak do Ciebie zwracać? - przytaknęła. - Ja z
Harry'm mam bardzo ważną rzecz do załatwienia. Mogłabyś potem
innym przekazać, żeby się nie martwili i że niedługo wrócimy?
-Oczywiście.
Zobaczyła jak za Dyrektorem rusza
wysoki chłopiec z czarną czupryną. Tak bardzo za nim tęskniła,
tak dawno go nie widziała. Chciała się znowu z nim i Ronem
wygłupiać. Lecz na myśl o tym drugim nie raz się wzdrygała.
Miała co do niego różne uczucia i tylko ich naprawdę silna i
długa przyjaźń, której nie chciała zaprzepaścić, sprawiła, że
nie zapomniała o nim i nie wyrzuciła go ze swojego życia.
Obróciła się. Na ławkach koło
stołów siedzieli Ron, Ginny, pani Weasley, Tonks, Fleur z mamą i
siostrą. Przez to wszystko zapomniała, że niedługo Francuzka ma
wyjść za Billa.
Gdy Ginny biegła w jej stronę,
słyszała, jak jej brat kłóci się z matką:
-Ja przecież mogę walczyć! Znam dużo
zaklęć! Już tyle...
-Cześć – poczuła, jak dziewczyna
ją ściska i odwzajemniła to. - Żyjesz jeszcze?
-Pewnie. Jak sprawa wygląda w Norze?
-Nie wiem. Od razu, jak zaczęli się
teleportować, wrzucono mnie do kominka i wyszłam w gabinecie
Dumbledore'a. Ale było ich przynajmniej pięciu.
-A ilu naszych zostało?
-Siedmiu. Tata, pan Delacour, Bill,
Charlie, Fred, George i Remus.
Odsapnęła.
-Powinni sobie dać radę, a jeżeli
nie, to mamy bardzo pokaźny zapas eliksirów na wszystkie okazje,
więc nic im nie będzie. A na co dzień jak wam się żyje?
-Jakoś tak nie czuję tych wakacji.
Cały czas latam z Billy'm w jakieś miejsca, dostajemy proste,
krótkie misje, ale cały czas jest coś do roboty. Do tego mama cały
czas nas zagania do sprzątania, bo za tydzień ten ślub. Mam
nadzieję, że przyjdziesz?
-Mam nadzieję, że będę mogła! -
jęknęła cicho, lecz po chwili się uśmiechnęła. - Jakim
Billy'm?
Policzki jej przyjaciółki pokryły
się lekkim szkarłatem.
-Z Armstrongiem – zaśmiała się cicho.
-Z Armstrongiem – zaśmiała się cicho.
-Coś między wami jest?
-Hermiona, to nauczyciel! Starszy
jakieś dwadzieścia lat!
-Co z tego? Miłość jest ślepa...
Przez chwilę wpatrywała się w
młodszą dziewczynę przenikliwym wzrokiem.
-Dobra, dobra, przyznaję się.
Wpadłam. Tyle czasu z nim spędzam, że się chyba uzależniłam.
Dziwnie się bez niego czuje, a pracujemy razem zalewie ponad
tydzień! To jest chore! Ale z drugiej strony on jest przecież
taki... - otworzyła szeroko usta, spojrzała w górę i wydała
cichy jęk, przymykając oczy.
-A gdzie on teraz jest?
Weasleyówna spuściła głowę i
wyraźnie posmutniała.
-Dumbledore wysłał go gdzieś
wczoraj, samego. Dostałam od niego patronusa, gdzieś przed
dziesiątą. Od razu wskoczyłam do kominka i mi to wtedy powiedział.
Chyba traktuje mnie poważnie, skoro mnie powiadomił, a ja strasznie
się o niego boję. Nie dał się przekonać, żebym mu towarzyszyła.
-A wiesz, o co chodzi?
-Nie mam bladego pojęcia, a nikt mi
nie chce nic powiedzieć!
-Na pewno da sobie radę, to
doświadczony czarodziej.
-Może i tak, ale dziwi mnie, że był
w Slytherinie. Jest aż zbyt odważny i, pod ty względem, byłby
niemalże idealnym Gryfonem!
-Ludzie się zmieniają, Ginny.
-Wiem... Jakbyś widziała, co on
czasami wymyślał, jak robiło się naprawdę niebezpiecznie!
Myślałam, że go uduszę!
Chwilę stały i patrzyły w różnych
kierunkach.
-A co z Ronem? - zapytała Hermiona.
W odpowiedzi jej przyjaciółka
pokręciła głową.
-Nie mówi o Tobie i unika tego tematu.
A jak się już go zmusi, to albo się wścieka, ale pieprzy, że za
Tobą tęskni... Nie obraź się, ale uznałam, że chciałabyś to
wiedzieć. On zagaduje do każdej nowej dziewczyny, która przyjdzie
do Nory. I czasami wychodzą na dłużej, a Ron wraca cały czerwony.
Wcześniej mało kto zwracał na to uwagę, bo planowaliśmy, jak
najszybciej uciec z Nory, ale teraz może mama wreszcie to zauważy.
-Czyli jest na mnie zły? - zapytała
po chwili zamyślenia.
-Czasami tak, czasami nie, trudno
powiedzieć.
Skinęła.
-A co ze Snape'm?
-Chyba wraca do zdrowia. Ostatnio
poruszał dłonią, a później całym przedramieniem, ale rzadko się
rusza.
-Tylko wiesz, nie przemęczaj się.
-Wiesz, w takich warunkach trudno tego
nie robić.
-No ale teraz, jak już wiadomo, że
Śmierciożercy Cię nie znaleźli, to chyba będziesz mogła wrócić
do Nory. Przecież teraz będą szukać Cię gdzie indziej, co nie?
-Nie wiem, ale muszę się opiekować
profesorem.
Ginny pokiwała z niechęcią głową,
a gdy już otwierała usta, żeby coś powiedzieć, do sali wpadł
pan Delacour i zaczął krzyczeć coś, mieszając języki. Można
było z tego wywnioskować, że ktoś nie żyje, ktoś inny jest
martwy i z Norą jest coś nie tak. Hermiona zmarszczyła brwi i
rozglądnęła się. Pani Weasley zemdlała po tym, jak Felur jej
przetłumaczyła, co powiedział jej ojciec, Ron wybiegł z sali, a
ją niemiłosiernie zaczęła boleć głowa.
Bardzo ciekawy rozdział. Akcja się powoli rozkręca i aż nie mogę doczekać się kolejnego. Piszesz naprawdę genialnie :)
OdpowiedzUsuńBardzo fajny rozdział muszę przyznać ;)
OdpowiedzUsuńA cóż się dzieje w Norze? Co dolega Severusowi? Jestem bardzo ciekawa dalszej akcji ;)
weny!
Super rozdział! Świetnie piszesz, uwielbiam Twój blog!!! Jestem bardzo ciekawa co będzie dalej! Jedyna uwaga: ,,silnym mężczyzną", a nie ,,mężczyznom".
OdpowiedzUsuńto jest żałosne ;___; . wybacz za spam ;c
OdpowiedzUsuńŁapaj nominacje do Liebster Awards & The Versatile Blogger.
http://dont-lie-to-me.blogspot.com/2013/07/liebster-awards-versatile-blogger.html
A teraz do rzeczy przyjemniejszych ;3.
Bloga odkryłam niedawno, ale wciągnęłam się na maksa. wykręca mnie od środka, boże jak bardzo się nie mogę doczekać następnych wydarzeń i ogólnego rozwoju akcji . omg *-*. tyle się dzieje w jednym rozdziale. chcę chłonąć to wszystko!
Piszesz świetnie, akcja cudowna. czekam tylko na romans <33. ohoh :]. Biedny Severus ;x.. chętnie bym się zajmowała ! buahaha ! XD. ten eliksir mnie tak strasznie zastanawia ;o. oesu !
Czekam czekam czekam na nexty ! i przepraszam za spam ;x.
Czy wysyłałaś w ostatnim czasie fragment promujący rozdziału? Pytam się ponieważ Google wprowadziło nowy styl do poczty i nie wiem, czy twoja wiadomość się gdzieś nie zapodziała. Proszę o odpowiedź pod najnowszym postem na SS.
OdpowiedzUsuńP.S. Prosiłabym o zalinkowanie buttonu :)
Death
Zapisuję Twój blog u siebie i zaznaczam w obserwowanych bo uwielbiam takie opowiadania.. mam na ich punkcie bzika. Już zabieram się do czytania od początku by być na bieżąco.. będę tu zaglądać regularnie.. zapraszam też do mnie
OdpowiedzUsuńWłaśnie dziś z samego rana przeczytałam od początku Twoją historię i jestem pod wielkim wrażeniem, choć żałuję, że jest tylko 9 rozdziałów no ale mam nadzieję, że w krótce pojawi się ich więcej. Biedny Snape... tak mi go żal.. przecież on jako jedyny z Zakonu najwięcej się poświęca.. przecież znoszenie tych klątw jest okropne i wyczerpujące. Te jego blizny, ta pamiątka po tym jak bardzo cierpi. Straszne, a zarazem godne podziwu. Jest chyba najsilniejszym facetem w świecie czarodziejów. Hermiona w końcu się na nim poznała i teraz się nim opiekuje, chociaż gdyby mógł z pewnością by ją wygonił ze swojej sypialni.. Już widzę jego minę gdy się obudzi :-)
OdpowiedzUsuńEh.. trafiłam przypadkiem i 9 notek po prostu się połyka. Zgadzam się z MCaine. Biedny Snape! Już nie mogę się doczekać tego co będzie się działo dalej ^^
OdpowiedzUsuńTymczasem:
Zostałaś zostałaś nominowana do Liebster Awards i The Versatile Blogger.
Więcej na http://violet-wand.blogspot.com/
Zapraszam serdecznie i pozdrawiam
Misae
Ten monolog Hermiony przy Snape'ie był uroczy *.* i tak się wkręciłam, że lecę po następny rozdział :>
OdpowiedzUsuń