Leżała, okryta
ciepłym, miękkim materiałem, na puchatej poduszce, w wygodnym
łóżku. Ale chwila, trzy i pół minuty już na pewno minęło.
Więc jest martwa. I trafiła do nieba. I wreszcie pozna Merlina!
Całe życie o tym marzyła!
Ale przecież nie
mogła być martwa, bo wszystko ją bolało. Piekący ból rozdzierał
miejsca, które zaatakowało stworzenie. Czuła też, że śmierdzi.
I to bardzo.
Otwarła oczy.
Leżała w ogromnym łóżku, w jakimś apartamencie
pięciogwiazdkowego hotelu. Pościel była śnieżnobiała, lecz na
podłodze świeciły plamy krwi.
A więc żyje. A
więc da Snape'owi szczęście. A więc wszystko wytłumaczy Ginny. A
więc trafi w łapy Voldemorta.
Przeraziła się,
lecz tyle już przeżyła, omal nie umarła, więc jakiś
czarnoksiężnik nic jej nie zrobi. I z tą myślą usiadła.
Co prawda zakręciło
jej się w głowie, ale była tak brudna, że aż cała się kleiła.
Naprzeciwko łóżka widziała otwarte drzwi. Oby to była łazienka!
I była, Merlinowi
niech będą dzięki! A w wannie czekała na nią ciepła kąpiel z
dziwnymi olejkami.
Zrzuciła z siebie
brudne ubranie i weszła do wody, która od razu się zabarwiła.
Zamoczyła się cała i wypłynęła z powrotem na powierzchnię.
Wydawało jej się,
że czuje wszystko dwa razy dokładniej, niż wcześniej. Niż w tym
innym życiu. Każdy oddech był drogocenny, ciepło wody
czuła na każdym skrawku skóry, wszystko było o wiele bardziej
przyjemne.
Wzięła do ręki
myjkę, nalała na nią jakiegoś dziwnego mydła i zaczęła z
siebie zeskrobywać brud.
Ciekawe, gdzie
jest. Ten pokój wyglądał jak hotelowy, brakowało tylko darmowych
mydełek, ale nie mogła być w hotelu. Bo kto zabrałby ją z
kryjówki Voldemorta do hotelu?
No tak, kryjówka
Voldemorta. Szczerze, to Hermiona spodziewała się czegoś bardziej
mrocznego, a tu proszę – taki ładny, jasny pokoik.
Gdy już się
dokładnie wyszorowała i umyła włosy, wróciła do sypialni. Na
szafce nocnej leżała jakaś czarno-czerwona szata i zestaw
bielizny.
Gryfonka – która
zdążyła się okryć wczorajszymi ubraniami – szybko się
rozebrała i złapała w ręce czyste rzeczy.
Sukienka była
bardzo ładna. Góra uszyta była z jedwabiu i dobrze przylegała do
ciała, lecz w okolicach wcięcia w talii pojawiał się czerwony
pas, od którego suknia tworzyła wielowarstwowy klosz. Kończyła
się haftem za kolanami. Po ubraniu jej, Hermiona stwierdziła, że
takie suknie pewnie noszono w średniowieczu.
Nie wiedziała, co
ma teraz robić. Usiadła na łóżku i zaczęła machać nogami.
Nawet nie zdążyła wiele pomyśleć, bo do pokoju weszła Narcyza
Malfoy, lewitując w jej stronę wysokie szpilki.
-Załóż je –
powiedziała, a jej głos wydał się Hermionie wyjątkowo delikatny.
Kobieta zamknęła
za sobą drzwi i ruszyła w jej stronę. Miała na sobie dokładnie
dopasowaną do ciała szarą suknię i buty podobne do tych, które
jej podała. Jasne włosy zostały związane w ciasny kok, usta
podkreślone czerwoną szminką, a jej blada cera lekko jaśniała w
słońcu. Podeszła do niej, wyjęła ciemno-czerwony błyszczyk i
poprawiła usta, to samo zrobiła z kredką na oczy.
Dziewczyna wcisnęła
nogi w buty, zastanawiając się, jak można na czymś taki chodzić
i dlaczego Voldemort chce ją zobaczyć w takim stroju. I o co tu w
ogóle chodzi? Była całkowicie zdezorientowana.
-Chodź ze mną –
mruknęła pani Malfoy, ruszając do drzwi.
Hermiona podniosła
się z trudem i powoli ruszyła w stronę kobiety.
-Nigdy nie
chodziłaś w szpilkach? - prychnęła.
Dała jej się
oprzeć na swoim ramieniu i wtedy Gryfonka od razu szła pewniejszym
krokiem.
Reszta posiadłości
była zachowana w mroczniejszym stylu, tak jak się spodziewała.
Czuła zimno tego miejsca i aż się wzdrygnęła.
-Gdzie jesteśmy? -
spytała.
Kobieta obrzuciła
ją pogardliwym spojrzeniem.
-W Malfoy Manor.
Zeszły schodami w
dół, zakręciły i Narcyza wepchnęła ją do jakiegoś
pomieszczenia, przez co mało co się nie wywróciła.
-Oto ona, panie –
powiedziała pokornie, klękając.
-Dobrze, wyjdź –
usłyszała piskliwy głos.
Gdy drzwi się
zamknęły, dojrzała, że w wielkim tronie na końcu podłużnej
komnaty siedzi nie kto inny, lecz człowiek wąż.
-Podejdź –
syknął.
Spojrzała na
niego, lecz nie ruszyła się. Machnął różdżką, a jej nogi same
zaczęły ją nieść w jego stronę.
-Nareszcie –
mruknął piskliwie, lustrując ją swoimi czerwonymi ślepiami.
-Po co mnie tu
ściągnąłeś? - spytała gniewnie. Nie miała zamiaru poddawać
się Voldemortowi.
-Podoba ci się tu?
- zignorował je pytanie.
Nie odpowiedziała.
-Tak będziesz
pogrywać? - mruknął rozbawiony. - W takim razie opowiedz mi o
swojej rodzinie.
Cisza.
-Mów – warknął
tonem rozkazującym.
Gdy po raz kolejny
nie odpowiedziała, została potraktowana zaklęciem torturującym.
Ból opanował
wszystkie jej komórki. Padła na ziemię. Był przeszywający i nie
pozwalał na myślenie. Jedynie, co teraz mogła robić, to krzyczeć,
aż zdarła sobie gardło. Nie wiedziała, ile to trwa, ale wydawało
się, jakby to była wieczność.
-Powiesz mi
wreszcie? - warknął.
Zrozumiała, że
nie ma po co się stawiać. Wyciągnie to od niej przy większej czy
mniejszej ilości zaklęć torturujących.
-Moi rodzice są
mugolami – powiedziała cicho.
-A czy masz
kogokolwiek w rodzinie, kto jest czarodziejem?
-Nie.
-Więc powiedz mi –
nachylił się gniewnie w jej stronę – w jaki sposób pozyskałaś
magię?
-Proszę?
-Jak pozyskałaś
magię?
-Mogłabym się
spytać o to samo: matka charłaczka, ojciec mugol...
Poczuła kopnięcie
w brzuch, poleciała lekko do tyłu i zwinęła się w kłębek,
plując krwią.
-Miałem w rodzinie
wielkich czarodziei. A ty? W jaki sposób zdobyłaś magię?
Nie mogła się
ruszyć. Złapał ją za podbródek i pociągnął do góry. Z trudem
znalazła grunt pod nogami i się utrzymywała.
-Jeżeli nie
powiesz wszystkiego po dobroci, to będę cię traktować coraz
gorzej. Teraz masz własną sypialnię i łazienkę, a nawet ubranie.
A co, gdybyś musiała chodzić nago?
Wzdrygnęła się.
-Więc jak
pozyskałaś magię? - warknął, puszczając ją, aż upadła na
ziemię.
-Nie wiem –
szepnęła wreszcie. - Po prostu ją w sobie mam.
-Kłamiesz! -
syknął i kopnął ją w twarz. - Twoja magia jest inna!
Spojrzała na niego
zaciekawiona.
-Proszę?
-Nie udawaj
głupiej! Jak to zrobiłaś?
Zatrzęsła się,
spodziewając się kolejnego ciosu.
-Naprawdę nie
wiem!
-Wzywałeś mnie,
panie? - usłyszała głęboki głos w okolicach drzwi.
-Tak, Severusie,
wejdź.
Podniosła głowę
i spojrzała na swojego nauczyciela. Wiedziała, jak poprawić jego
sytuacje.
-ZDRAJCO! -
krzyknęła na cały głos. Wykrzesała z siebie cały gniew, który
gdzieś w sobie chowała. - DUMBLEDORE CI UFAŁ, A TY MNIE...
Nie dokończyła,
czując mocne kopnięcie w żebra.
-Szlamy –
uśmiechnął się kpiąco Snape – myślą, że są takie wyjątkowe
i wszystko im można.
-Widzę, Severusie,
że każdy wierzy w Twoją pozycję.
-Oczywiście,
panie. Pracowałem nad tym wiele lat.
-Powiedz mi, co
wiesz o tej tutaj?
-Jej rodzice to
mugole – syknął z obrzydzeniem. - Nic nie wskazuje na to, żeby
była jakaś wyjątkowa.
-Więc jaki cudem
ma w sobie tyle magii?
-Nie wiem, panie.
Zapadła cisza, w
której Hermiona przestała pluć krwią. Otarła usta wierzchem
dłoni i podniosła głowę.
-Dumbledore o
wszystkim się dowie. Nie licz na to, że jeszcze utrzymasz swoją
pozycję – warknęła.
-A ty dalej o tym?
- spytał kpiąco. - Tą pozycję utrzymuję od wielu lat i taka
osoba jak ty mi nie zaszkodzi.
-Odprowadź ją,
Severusie – powiedział Voldemort.
-Tak, panie.
Podszedł do niej,
złapał za ramię i pociągnął do góry. Syknęła z bólu, ale
ruszyła za nim, po drodze gubiąc buty. Wepchnął ją do pokoju, po
czym wszedł do niego i zamknął za sobą drzwi.
-Nie narażaj się
tak, dobrze ci radzę. Odpowiadaj grzecznie i się nie wychylaj, to
szybciej wrócisz.
Siedząc na łóżku
spojrzała na niego poważnie.
-I to tak będzie
codziennie?
Skinął i wyszedł,
zostawiając ją samą.
Nie miała na nic
siły. Położyła się, lecz nie chciało jej się spać. Była tak
słaba, że mogła jedynie ciężko oddychać. Był dopiero pierwszy
dzień, a ją już wszystko bolało.
Wiedziała, że
będąc tu może kilka rzeczy zmienić. Przede wszystkim poprawić
sytuację Snape'a, bo to, że tak długo jej tu nie przyprowadzał na
pewno działało na jego niekorzyść.
W brzuchu już
głośno jej burczało. Nie jadła nic od wczoraj, a było koło
południa. Jeżeli chciał dostać od niej jakieś informacje, to nie
powinien jej głodzić.
Położyła się i
zaczęła spokojnie oddychać. Musiała się uspokoić. Wiedziała,
że Voldemort jej nie zabije. Bo miał ją jakoś wykorzystać,
prawda? I wtedy by jej nie zabił..
Dalej nie
wiedziała, po co mu ona. A na dodatek Snape mówił coś o tym, że
Wężuś jest w niej zakochany. Może nie powinna go tak nazywać.
Ale przecież on nie umiał kochać, prawda? Więc co to mogło być?
Zamknęła oczy i
zakryła twarz dłońmi. Była całkowicie zdezorientowana. Po co on
ją tu trzyma?
Aż nagle ją
olśniło. Ron już nie żył. Jeżeli pozbyłby się jeszcze jej, to
Trio zostałoby rozbrojone, Harry nie miałby nikogo do pomocy.
Znaczy, oczywiście, Zakon by przy nim był, ale bez niej i Rona to
na pewno nie byłoby dla niego to samo.
I w takim stanie
Voldemort mógłby dopaść Chłopca-Który-Przeżył i się go
pozbyć, a wtedy wszyscy jej bliscy pewnie by zginęli...
Adrenalina zaczęła
w niej buzować. Skoczyła na równe nogi, nie pamiętając już o
bólu i zmęczeniu, i chodziła od ściany do ściany. Nie mogła na
to pozwolić.
Na stoliku pojawiło
się jedzenie. Rzuciła się na nie niczym lew i zaczęła
pochłaniać. Porcja była niewielka, ale to zawsze było coś.
Popiła zimną już herbatą i położyła się do łóżka. Z całej
siły zaciskała powieki. Chciała spać i nie myśleć już o
wojnie.
Po jakimś czasie
ból przestał być taki dotkliwy i nadeszła chwila otępienia.
Faktycznie już o niczym nie myślała.
W pewnym momencie
chyba przysnęła, lecz gdy usłyszała otwieranie drzwi, oczy miała
szeroko otwarte. Usiadła powoli i spojrzała w miejsce, w którym
stał Voldemort we własnej osobie.
-Dalej nic nie
wiesz?
-Nie –
odpowiedziała hardo.
-Hmm... - mruknął
patrząc na nią tymi swoimi czerwonymi ślepiami.
-Po co mnie tu
jeszcze trzymasz?
-Dopiero co
przybyłaś, a już chcesz odejść? Aż tak złym jestem
gospodarzem? Przecież masz wszystko, co ci potrzeba!
-Wcale nie.
-Nie? A czego ci
brakuje?
-Twojej śmierci –
warknęła.
Była na niego
wściekła, ale to następne słowa doprowadził ją do szaleństwa.
-Nie jestem zwykłym
śmiertelnikiem, jak ci naiwni Weasley'e.
Rzuciła się na
niego z pazurami. Chciała mu rozorać nimi twarz, zobaczyć jego
krew, cieszyć się jej smakiem, ale złapał ją w przegubach i
powalił na ziemię.
-Skoro jestem złym
gospodarzem, to nie będziesz korzystała z mojej gościnności.
Jednym zaklęciem
zmienił jej ubranie na jakieś stare łachy, po czym kazał iść za
sobą. Wyczuła, że rzucił na nią zaklęcie, bo nie umiała się
mu przeciwstawić.
Widziała, jak
wciera dłonie w szatę, jakby była jakaś zaraźliwa. Nie dawała
tego po sobie poznać, ale bolały ją takie rzeczy. Czuła się
wtedy odrzucona z tego społeczeństwa.
Zeszli do lochów,
gdzie wrzucił ją do jakieś celi i w niej zatrzasnął.
Było tu okropnie
zimno i ciemno. Nie widziała nawet ścian. Odczołgała się kawałek
od drzwi i usiadła po turecku. Gdy nią rzucił usłyszała trzask,
a żebra jakoś dziwnie jej odstawały. Pewnie złamane –
pomyślała.
Gdy przyzwyczaiła
się do wady postawy, wstała i ruszyła przed siebie, licząc kroki.
Po dwudziestu trzech trafiła w ścianę. Obróciła się i ruszyła
w drugą stronę. Pięćdziesiąt metrów. Od krat to przeciwległej
ściany było tyle samo.
Zdała sobie
sprawę, że jest zupełnie sama w ogromnych, zimnych, ciemnych
lochach. W sumie nie była tego pewna, bo gdy się o coś potknęła
i tego dotknęła, poczuła coś na kształt kości. Oczywiście nie
wiedziała, czy to na pewno one, lecz przestraszyła się.
Gdy ułożyła się
na najmniej zakurzonym kawałku podłogi nadeszły myśli o Ronie. A
szczególnie o tym, co mu zrobiła. Jak bardzo go skrzywdziła.
Kochał ją, a ona go ignorowała. Myślała o nim w samych
superlatywach, obwiniając siebie o wszystko.
Wraz z łzami
przyszedł sen.
Obudziło ją mocne
kopnięcie w brzuch. Kości jej zgruchotały. Poczuła jak ktoś
podrywa ją do góry. Przed oczami miała mroczki, a w głowie jej
huczało.
Gdy dotarli do
schodów musiała zacząć przebierać nogami. Ktoś chyba coś do
niej mówił, ale nic nie docierało do jej świadomości.
Po jakimś czasie
znowu odzyskała wzrok. Koło niej szedł niewzruszony Draco Malfoy.
Przez chwilę była wściekła, ale potem rzucił nią o podłogę i
usłyszała jego mrukliwy głos:
-Oto ona, panie.
-Dobrze, Draconie,
możesz wrócić do swoich obowiązków.
Podniosła się.
Rozpoznała miejsce, w którym była wczoraj. Zatrzęsła się.
-Może sobie coś
przypomniałaś? - usłyszała piskliwy głos, który odbił się
echem od ścian.
-Nie miałam sobie
co przypominać.
Gdy spojrzała mu w
oczy, bezkarnie wdarł się do jej umysłu. Przeglądał jej
najwcześniejsze wspomnienia. Poczuła nagle straszny ból i zaczęła
krzyczeć. Wydobywał z niej myśli tak dalekie i głębokie, że
nawet nie wiedziała, że takie ma. Widziała chwilę, w której po
raz pierwszy otworzyła oczy. I wszystko potem, ja na przyśpieszonym
filmie, aż do momentu, w którym dostała list z Hogwartu.
Czuła zimno
posadzki i wszechogarniający ból. Złapała się za głowę i
zaczęła zwijać na ziemi. Nie wiedziała, skąd to się bierze, ale
nie mogła tego znieść. Wyrywała sobie włosy z głowy, cały czas
krzycząc. Nie była zdolna do myśli, jakby wszystko, co miała w
głowie, zostało jakoś odseparowane. Po chwili przestała krzyczeć,
bo zdarła sobie gardło, lecz cały czas się wiła, stękając
cicho. Łzy spływały jej licznie po policzkach, a w uszach brzmiał
cichy pisk.
Ktoś chyba się
nią zainteresował, czuła, jak trzyma jej ręce, a potem nagle
znieruchomiała i nie mogła się ruszyć.
Nie wytrzymywała
tego, jeszcze tylko chwila i jej mózg wybuchnie, aż ktoś siłą
rozerwał jej powieki. Bo właśnie czuła, jakby zostały rozerwane,
tak mocno je zaciskała.
Ujrzała czarne
tęczówki, skupione na niej i uspokoiła się. On nie da jej zginąć.
Powoli słyszała jego słowa, jakieś inkantacje po łacinie i ból
stał się mniejszy, zaledwie przymulający. Odzyskała czucie w
kończynach, gdy Snape opuścił pomieszczenie.
-Taka słaba –
znowu usłyszała okropny głos Voldemorta.
Chyba kończy mi się wena, ale na szczęście mam jeszcze kilka rozdziałów na zapas.
Czy tylko ja cieszę się z powrotu do szkoły? :D
FAN-TA-STYCZ-NE!!! Jesteś cudowną pisarką! <3 /Monia
OdpowiedzUsuńojeju jaki cudny rozdział! <3
OdpowiedzUsuńPiękne! Biedna Hermiona, Wężamorda tak się nad nią znęca, a ona ni nie wie :c. Dobrze, że Severus ją jakoś wspiera. Czekam na kolejny rozdział Twojej cudnej historii ;* /Jessica Monsterlight
OdpowiedzUsuńGenialny rozdział :-)
OdpowiedzUsuńŻyczę weny!! Mam nadzieję , że wystarczy ci jej byś dokończyła tą wspaniałą historię :-)
mojeminiopowiadania.blogspot.com
Musze Cie pochwalic, bardzo lubie te opowiadanie. Wrecz uwielbiam i teraz czekam, na konkretny moment Sevmione + 18 oczywiscie ^.^
OdpowiedzUsuńI jezeli bys w jakikolwiek sposob przerwala zawiodlabym sie na tobie. Swietnie piszesz, w sumie siwtnie to za malo powiedziane.
Mam nadzieje, ze spelnisz moje dwie prosby i czekam z niecierpliwoscia na nastepny rozdzial :*
Co do 'konkretnego momentu' to musisz jeszcze poczekać, przecież sobie teraz do łóżka nie wskoczą, muszę rozwinąć wszystko xD
UsuńA ja to bym chciała, żeby Voldi już ją puścił i żeby mogła w końcu odpocząć w towarzystwie Severusa. Weny i jeszcze raz weny.
OdpowiedzUsuńCałkiem fajne, ale pracuj jeszcze nad fabułą ;) Życzę dużo weny
OdpowiedzUsuńCzekam na odwiedziny p.Weny bo widzę ze trochę tu opowiadanie szarzeje :c Mimo wszystko świetnie, no i 18-stka bloga,wiec życzę weny,miłego prowadzenia dużo wzlotów i ewentualnie obnizen lotów BEZ UPADKÓW <3 Pisz dalej , przyjmuj krytykę , nie przejmuj się hejtami i ciesz komplementami :*
OdpowiedzUsuń~ cotellek
Bardzo dobry rozdział :D. Głupi Voldek psychopata. Niech zostawi ją w spokoju!! Wr.. Szkoda, że Snape nie może nic za bardzo zrobić. Ty mi się nie waż przestawać pisać!! Ja mogę pogadać z twoją WENĄ... Pomyśli zanim drugi raz odejdzie.... Oj tak... Czujesz już jak wraca?? :)/Gabson
OdpowiedzUsuńZajebisty rozdział. Przykro że tak się nad nią znęca mimo że ona nic nie wie. Szybko pisz, czekam niecierpliwie na nowy rozdział ;) /Anabeth
OdpowiedzUsuńStrasznie mi sie podoba Twój blog;))
OdpowiedzUsuńUwierz, ze przeczytałam już sporo o takiej tematyce .
Czekam na kolejny rozdział ;D
Mam nadzieje, ze lada moment sie pojawi ...
Ekhem...
OdpowiedzUsuńPrzepraaaszam! Dłuugo mnie nie było! A
Ale rozdział świetny.^^ Oby tak dalej
Mam jedną uwagę: Niemiłosiernie krótkie notki.
Dla porównania przeczytałem sobie pierwszy rozdział. Z zadowoleniem i wielką dumą stwierdzam że nie ma już takich dużych błędów, literówek. Piszesz dużo (jak to ująć...) ciekawiej, lżej...
Wena Cię opuszcza? Niemożliwe, Mała... Nawet jeśli Cię opuszcza, to zaraz wróci. Już ja o to zadbam ( jak Cię opuści to dam ci takiego "kopa" że sama po nią pójdziesz. Na klęczkach, w dodatku ;) Nie no może jestem trochę za ostry? Zastanowię się nad tym...)
Ale jak na razie to życzę ci powrotu Pana Weny ( nie każ mi być "brutalnym!" Ja wolę sobie żartować!)
Pozdrooooo
Draco