Spis treści

Prolog1 2 3 45 6 7 8910111213141516 17 18
19 202122 23 2425262728 29 30 31

środa, 17 lipca 2013

Rozdział 10.

Taki jakby trochę jubileusz mam, bo to 10 rozdział :3 Dziękuję za wszystkie komentarze, nie zapomnijcie dodać jeszcze jednego dzisiaj :D

Wszystkich nagle ogarnia panika. Przed bramą Hogwartu materializują się Śmierciożercy i próbują ją sforsować. Nie ma Voldemorta. Jeszcze.
-Uciekaj! - krzyczy Ginny i popycha swoją przyjaciółkę.
Hermiona puszcz się biegiem do lochów, szybko wbiega do kwater i niemalże wpada do sypialni.
-Panie profesorze! - krzyczy przerażona. - Panie profesorze, jest nam pan potrzebny! Niech pan ruszy! NIECH SIĘ PAN RUSZY!
Dopada go i potrząsa, a po chwili zanosi histerycznym płaczem. Dobrze, że przynajmniej Harry jest daleko i go nie dopadną. W końcu jest z Dumbledore'm, a on nie pozwoli go zranić. Teraz priorytetem jest ochrona zamku.
-Pani profesorze – łka cicho – wiem, że da pan sobie radę. To tak, jakby pan próbował się obudzić ze snu. Pozbyć się kogoś ze swojego umysłu, jak w Oklumencji. Niech się pan tylko skupi!
Niedawno to odkryła. Właściwie to wczoraj nocy i wcześniej nie miała okazji, żeby to przekazać profesorowi. Teraz to jest najważniejsze, żeby mu pomóc.
Gryfonka opuszcza wzrok i łapie profesora za dłoń, którą on po chwili ściska.
-Wiem, że da pan sobie radę – szepcze. Gardło ją piecze od wcześniejszego krzyku. - To tylko chwila i...
-Weź już się przymknij, od twojego ględzenia boli mnie głowa – syczy jej profesor i powoli otwiera oczy.
Dziewczyna patrzy na niego z niedowierzaniem, a potem rzuca się na niego i oplata go ramionami. Nie wierzy, że jej się udało. Jej informacje okazały się przydatne. Aż podejrzane, że tak szybko się obudził.
-Panu nic nie jest!
-Granger, do cholery, zostaw mnie i mów, jak wygląda sytuacja.
Szybko opowiedziała, co się działo. Zerwał się z miejsca, kazał jej tu czekać i wybiegł z pokoju. Widziała jeszcze tylko, jak zmienia zaklęciem swoje ubranie.
Rozsiadła się na łóżku i złapała się za głowę. Za dużo czuła naraz, jej mózg zaraz eksploduje. Nie wiedziała co się dzieje na górze, czy wszyscy są bezpiecznie, czy Śmierciożercy się już tu dostali, czy starczy eliksirów leczniczych... A może powinna tam pójść i pomóc? Snape kazał jej czekać, ale czy to był dobry wybór.... Posłuchać go?
Wstała i ruszyła do drzwi, kiedy przejście zagrodziła jej wysoka, czarna postać.
-Granger, musisz uciekać.
Może to było niestosowne i z pewnością nieodpowiednie w tym momencie, lecz Hermiona zdała sobie sprawę, jaki wspaniały ma on głos. Taki głęboki i męski, a za razem melodyjny.
-Ale dlaczego? - pyta oszołomiona, niekoniecznie sytuacją.
-Pomyśl, glonomóżdżku! Śmierciożercy wdzierają się do zamku, Czarny Pan się domyślił, że Pottera tu nie będzie, więc kogo mogą chcieć!
Dziewczyna opuszcza głowę i rozgląda się szybko.
-Ale ja chcę walczyć! - odzywa się w pewnym momencie. - Tu są moi przyjaciele, nie pozwolę, żeby oddawali za mnie życie!
-Schowają swoją Gryfońską butę, masz minutę, żeby się spakować, a potem się wynosimy.
-Jak długo mnie nie będzie?
-To nie ma znaczenia. Spakuj wszystko, żebym mógł spokojnie zapraszać na herbatkę kolegów po fachu.
Popędziła korytarzem, lecz uśmiech zagościł na jej ustach. Snape sobie zażartował, co nie było spotykane.
Otworzyła przed sobą drzwi, chwyciła torebkę, na którą rzucone było zaklęcia zwiększająo-zmniejszające i machnęła różdżką, a wszystkie jej rzeczy zaczęły wlatywać do środka. Nawet szczoteczka do zębów przybyła z łazienki.
Zanim wyszła, rozglądnęła się szybko i uznawszy, że nic nie zostawiła, powróciła do swojego profesora.
-Gotowa?
Kiwnęła w odpowiedzi. Ruszył do salonu, ona za nim.
-Zrób to co ja.
Rzuciła proszek Fiuu i syknął 'Garden Street' po czym zniknął. Wskoczyła za nim i wykonała te same czynności. Po chwili przemieszczania się między kominkami wylądowała w kurzu. Ten kominek wydał jej się niemiłosiernie mały, więc zdziwiła się, jak Snape, który jest od niej o wiele wyższy, się stąd wydostał.
Po chwili gramolenia stanęła w jakimś domu. Ściany pokryte były drewnem, po je prawej znajdowały się schody i jasny stół z czterema krzesłami, a po prawej fotel i dwie sofy, naprzeciwko półki z radiem. Dom wyglądał na zapuszczony. Gryfonka ruszyła do przodu. Znalazła drzwi do małej łazienki i niewiele większą kuchnię. Były tu wszystkie potrzebne urządzenia i stoliczek z dwoma siedzeniami. Wróciła się i gdy miała wchodzić na schody niemalże zbiegł z nich jej profesor.
Podziwiała jego ruchy, pełne gracji. Stopy stawiał tak, że nie było go prawie słychać i z radością zauważyła, że włosy falują z tyłu, odsłaniając twarz.
-Pozakładałem wszystkie możliwe zaklęcia. Wracam do Hogwartu i zamknę dojście tutaj. Staraj się nie wychodzić, jeżeli to nie jest konieczne. Jedzenia powinno starczyć ci na tydzień, jednakże jeżeliby się skończyło, rzuć na siebie zaklęcie kameleona i możesz wyjść. Sklep jest tam – wskazał ręką za okno, na rzędy domów. - Jak się kogoś zapytasz, to na pewno wskażę ci drogę, mieszkają tu dość mili ludzie, ale uważaj na najbliższych sąsiadów, są dość dziwni. Nie zadawaj teraz pytań, bo nie ma na to czasu! - przerwał jej, gdy otwierała buzię. - Postaram się wrócić dość szybko, ale nie wiem, co z tego wyjdzie.
Odwrócił się i ruszył w stronę kominka.
-Panie profesorze – pisnęła, odchrząknęła i kontynuowała już normalnym głosem:- Powodzenia? - było to bardziej pytanie.
Pokręcił jedynie głową, wskoczył do kominka i już go nie było.
Nie miała bladego pojęcia, co ze sobą zrobić, więc ruszyła po schodach na górę i zaczęła eksploracje od najdalszego pokoju na lewo. Miał niebieskie ściany, jedynym wyjątkiem była bordowa, pod którą stało łóżko. Były tu też dwie szafy i komoda. Na lewo od wyjścia znajdowała się mała sypialnia z łóżkiem i kremowymi wzorkami na brązowej ścianie. Naprzeciwko niej garderoba, pusta. Potem wejście na strych, większa niż na niższym piętrze łazienka, mały pokoik z półkami na książki i biurkiem z wygodnym krzesłem. Ostatni pokój, do jakiego weszła, spodobał jej się najbardziej. Miał żółte ściany i biało- zielone meble i tapczan. Do tego trudno było nie zauważyć, że był najczystszy ze wszystkich i wpadało do niego najwięcej światła, co potęgował kolor ścian.
Usiadła na tapczanie i rzuciła torebkę na biurko koło niego. Dom wyglądał na dawno opuszczony. Nie miała pojęcia, skąd Snape zna to miejsce. Może to jakieś rodzinne miejsce, albo po prostu jedna z kryjówek Zakonu? Albo to i to?
Wyciągnęła różdżkę i zabrała się do sprzątania. Usunęła grube warstwy kurzu, poukładała przewrócone książki, wyczyściła okna zasłony, podłogi i dywany, a nawet naprawiła rurę w łazience. Teraz wszystko wyglądało dużo lepiej i aż się uśmiechnęła.
Wróciła do żółtego pokoju, który postanowiła zająć. Nie wiedziała, ile tu zostanie, ale skoro Snape powiedział, że jedzenia starczy jej na tydzień, to pewnie nie wróci szybko.
Zaczęła się martwić. Kto zginął, a kto został ranny? Gdzie się podzieją Weasleyowie, skoro z Norą coś nie tak? Czy uda im się powstrzymać Śmierciożerców, a może zamek zostanie zniszczony? Gdzie jest Harry i Dumbledore? Czy są bezpieczni? Co się stało z Ronem, który tak szybko wybiegł z Wielkiej Sali? Czy jest tak naprawdę na nią zły? I coś, co męczyło ją najbardziej: Dlaczego nie może pomóc?
W poszukiwaniu odpowiedzi położyła się i zamknęła oczy. Nawet nie wiedziała kiedy zasnęła.
Ujrzała twarz Voldemorta. Patrzył w nią. Nie w jej oczy, bo nie czuła, żeby w ogóle je miała, ale patrzył w jej mózg, duszę, przeszywał ją na wylot. Chciała krzyczeć, uciekać, lecz nie mogła się ruszyć.
-Poddaj się – usłyszała syczenie, gdy cienkie usta zaczęły się poruszać. - Nie chcemy nikomu robić krzywdy, jednak będziemy zmuszeni, jeśli się nie poddasz. Dziś zginęła jedna osoby. Masz tydzień, bo następnym razem zginie ich więcej.
Obudziła się cała spocona z mocno bijącym sercem. Dlaczego widziała Voldemorta? W jaki sposób połączył się z jej umysłem? Może jest gdzieś blisko?
Rzuciła zaklęcie sprawdzające. W domu nie było nikogo. Usiadła i spojrzała na okno. Było już ciemno. Z duszą na ramieniu spojrzała na zewnątrz i z ulgą stwierdziła, że nikogo tam nie ma.
Spojrzała na zegar, który transmutowała na ścianie. Godzina dziesiąta w nocy. Snape miał przyjść jak najszybciej, więc czemu dalej go nie ma? Czyżby walki jeszcze trwały? Albo może zginął i teraz nikt nie wie gdzie on jest?
Ta myśl okropnie ją przeraziła. Jednakże niewiele mogła zrobić. Przez jakąkolwiek próbę skomunikowania się z kimś mogłaby tego kogoś narazić na niebezpieczeństwo. I siebie pewnie też.
Zbiegła po schodach. Jej ruchy nie były tak płynne, jak profesora, dudniła jak stado koni.
Za dużo o nim myślała, zdecydowanie za dużo, lecz czuła, że teraz tylko on jest w stanie zapewnić jej bezpieczeństwo. I tak też się przy nim czuła. Jakby nic nie mogło się jej stać. Czuła to nawet wtedy, kiedy nie mógł się ruszać.
Pewnego dnia zauważyła, że jego kwatery pachną dość specyficznym zapachem. Był to zapach męski, który trudno opisać słowami, lecz wzbudzał w niej euforię. Ze zdziwieniem stwierdziła, że nie pachniał tak gdy leżał na łóżku, ale poczuła to jak dziś się obudził. I chciała to poczuć jeszcze raz.
Jej policzki pokryły się szkarłatem. Myślała o swoim profesorze w bardzo niepoprawny sposób. I nie myślała już o Ronie, jakby zniknął, ale on...
Jej przemyślenia przerwało pukanie do drzwi. Serce podskoczyła jej do gardła. Ruszyła do przedpokoju i nasłuchiwała. Pukanie powtórzyło się.
-Granger, otwieraj, myślisz, że ktoś spoza Zakonu mógłby się tak po prostu przedrzeć przez zaklęcia i teraz puka sobie w drzwi!
Niepewnie nacisnęła klamkę i wpuściła mężczyznę, wraz z jego odurzającym zapachem do środka. Umysł na chwilę zaszedł jej mgłą, ale po chwili się ocknęła.
-Dlaczego sam pan ich nie otworzył?
-Bo można to zrobić tylko i wyłącznie od środka.
Kiwnęła. Weszli do środka. On zajął mniejszą sofę, a ona fotel naprzeciwko.
-Posprzątałaś? - spytał z odrobiną kpiny w głosie.
-Tak – odpowiedziała mu dumnie, patrząc wyzywająco w oczy.
-Pytaj.
-Proszę?
-Wiem, że masz do mnie tysiące pytań, więc zaczynaj.
Rozglądnęła się lekko zdezorientowana, po czym zaczęła.
-Co to za dom?
Spojrzał na nią, jakby ją oceniał.
-Mogłem się spodziewać tego pytania. Wymordowaliśmy rodzinę żyjących tu mugoli, po czym Czarny Pan oddał mi ten dom. Zawsze tak robi, gdy ktoś specjalnie wykaże się na misji.
-Jak pan się wykazał?
-Nie chcesz wiedzieć.
-Owszem, chcę.
-Pozabijałem ich wszystkich, ginęli w torturach. Zacząłem od dzieci, żeby rodzice się trochę pomęczyli. A i tak uciekła nam urodzona w tej rodzinie czarownica, ale nikt o tym nie powiedział w raporcie.
-Jak wygląda sytuacja w Hogwarcie?
-Śmierciożercy się cofnęli. Choć moim zdaniem wcale nie mieli zamiaru atakować, tylko zbadać teren. Ranny jest Lupin, Charlie i Fred Weasley.
-Ktoś umarł?
-Artur.
Poczuła się tak, jakby ktoś ugodził ją rozgrzanym metalem w serce.
-Ale to przecież znaczy, że... - Nabrała powietrza i powoli je wypuściła. - Weasleyowie sobie nie poradzą! Co z Norą?
-Zniszczona.
-To co oni teraz ze sobą zrobią?
-Zjawią się tutaj.
Zaczęła powoli oddychać. Nie chciała się po raz kolejny przy nim rozklejać. Zaczęła mrugać, żeby pozbyć się łez, jednakże nie dała rady. Zimne krople polały się po jej policzkach. Podniosła wzrok. Siedział tam gdzie wcześniej. Nie patrzył na nią.
-Kto go zabił? - spytała po chwili, starając się, żeby głos jej się nie trząsł, lecz niezbyt jej się to udało.
-Nie wiadomo.
-Będzie pogrzeb?
-Nie ma ciała.
-Dlaczego?
Spojrzał jej w oczy, najwyraźniej chciał to przed nią ostrzec.
-Spłonął żywcem.
-Wymuszali na nim informacje?
Skinięcie.
-Na jaki temat? Mój?
Chwila spokoju, a potem skinięcie.
Jak ona się teraz pokaże Weasleyom na oczy i czy w ogóle będą jeszcze chcieli ją znać?
-Molly się o Ciebie pytała, Ginewra też – powiedział Snape, jakby wyczuł jej myśli.
W odpowiedzi otrzymał skinięcie.
-Dziękuje – szepnęła Hermiona i uspokoiła się. - Mam taki problem. Przysnęłam i wtedy... - opowiedziała mu swój sen, z każdym szczegółem, jaki zapamiętała.
-Tak powiedział?
-Tak.
-Dokładnie tymi słowami?
-Tak.
-Jak załapałaś z nim kontakt?
-Nie mam bladego pojęcia.
Siedzieli przez chwilę w ciszy, próbując zrozumieć, jak to się stało.
-Czy Harry i Dumbledore już wrócili?
-Tak, przed godziną. I chyba powinienem iść porozmawiać z Dyrektorem. Oprócz Weasleyów przybędą jeszcze Potter, Lupin, Tonks, Szalonooki, McGongall, Pomfrey, Sprout, Longbottom, Lovegood i Delocourowie.
-Dlaczego tak dużo?
-Nigdzie nie jest bezpiecznie. Hogwart może być najbardziej zagrożony.
-Pan też tu będzie?
-Prawdopodobnie. Wszyscy powinni się zjawiać za godzinę, przez kominek.
-Co jest na strychu?
-Jakieś pudła.
-Mogę się zająć przerabianiem tego na sypialnię?
-A niby gdzie się mamy pomieścić? To chyba oczywiste, że tak. - Przerwał na chwilę, jakby coś liczył. - Chyba zapomniałem o kilku uczniach, którzy też mogą się tu zjawić. Stwórz jak najwięcej miejsc do spania.
Wstał.
-Dziękuje panu jeszcze raz. Do widzenia.
Skinął, odblokował kominek i już go nie było.
Zerwała się na równe nogi i pobiegła na strych. Wysprzątała schody, na które wcześniej nie wchodziła i otworzyła białe drzwi. Transmutowała je na dębowe, mocniejsze. Wyniosła wszystkie pudła i zaczęła myśleć. Na piętrze może spać ona z dziewczynami, chłopcy w tym niebieskim pokoju, Tonks i Lupin dostaną sypialnie. Chłopcy raczej nie zmieszczą się w jednym pokoju, więc zmieni się go w dwupiętrowy. Nauczycielkom i pani Weasley dorobi się tu pokój. I potrzeba jeszcze dwóch łóżek, dla państwa Delacour i Billa z Felur. A Snape'owi najwyżej dorobi się jakąś pryczę.
Machała różdżką tu i tam i po niecałej godzinie mogła już oglądać efekty. Chłopcy mieli dwupiętrowy pokój, każdy miał swoje łóżko i komodę na dwie osoby. Starsze kobiety dostały po wygodnym łóżku i szafce pod nim. Pary dostały osobne pokoiki, tak samo Snape. Została jeszcze przestrzeń nad pokojem, w którym ona ma spać zresztą dziewczyn, lecz zostawiła ją w spokoju, gdyby ktoś jeszcze miał przybyć.
Usiadła koło kominka i zastanowiła się, jak udało jej się obudzić profesora Snape'a. Czytała, że tylko w ostateczności używano tej metody, bo rzadko działała. Może profesor też o niej wiedział i dlatego poszło mu tak łatwo. A swoją drogą, to przecież mistrz Oklumencji, a dowiedziała się, że paraliż, który jego dotknął, obezwładnia głównie umysł i tylko w akcie desperacji można tą barierę pokonać.
Akcie desperacji... Czyżby Snape zdobył się na to? Czy poczuł się w obowiązku, żeby chronić zamek? Żeby chronić... ją?
Z kominka jako pierwsza wyszła Ginny i od raz przytuliła się do swojej przyjaciółki, lecz nie miały zbyt wiele czasu dla siebie, bo po chwili znalazła się tu pani Weasley, przed którą Hermiona miała zamiar się ukryć.
-Hermiono! - krzyknęła i przytuliła ją mocno. - Tak bardzo jestem ci wdzięczna! Twoje mikstury uratowały moich synów! A na dodatek teraz zajęłaś się tym, żeby przygotować nam miejsce! Severus mi powiedział.
-Ale to n-nic...
-To bardzo dużo!
W tym czasie do domu przybyli już prawie wszyscy, więc dziewczyna musiała tłumaczyć, gdzie kto śpi. Nie zdziwiła się, że przybyło ich trochę więcej, ale była na to przygotowana. Największym problemem wydało się to, że pojawili się profesorowie, więc pobiegła na górę, złączyła wolny kawałek strychu z pokojem Snape'a i poustawiała łóżka. Cóż, nikt nie miał tu zbyt wiele prywatności, ale nie było innego wyboru.
Wszyscy szybko położyli się do łóżek, gdyż był to bardzo męczący dzień. Lecz Hermiona nie mogła zasnąć. Jej głowę zaprzątały myśli dotyczące Artura Weasleya. Przypomniała sobie ich pierwsze spotkanie, na ulicy Pokątnej przed drugą klasą. Fascynował go mugolski świat i tylko z nim mogła o tym porozmawiać. Łzy płynęły jej po policzkach.
Przez całą noc próbowała zasnąć, lecz męczyła ją wizja Voldemorta wnikającego do jej umysłu. Nie chciała dopuścić do tego, żeby się to powtórzyło. Wiedziała, że tylko jedna osoba pomogłaby jej to pokonać i mimowolnie przypomniała sobie wizję profesora zbiegającego po schodach. Uśmiechnęła się i przywołując tą wizję w umyśle wielokrotnie, zasnęła.

9 komentarzy:

  1. On ją chroni nie bacząc na jakiekolwiek zagrożenia ze strony Voldemorta. To bardzo wielki wyczyn z jego strony, no bo przecież by działać wybudził się ze śpiączki i od razu zabrał ją w bezpieczne miejsce. Cudownie.. jestem z niego dumna. Ale ten dom.. z pewnością przywodzi mu smutne wspomnienia.. na pewno go to gryzie i mimo, że opowiada o tym wszystkim tak obojętnie to z pewnością żałuje przeszłości. Pięknie opisałaś krzątanie się Hermiony po tym domu i przygotowanie go do przybycia wielu osób. Bardzo podobał mi się ten rozdział.. chyba najbardziej z tych dziewięciu :-) Ale najlepszy teks to " Spakuj wszystko, żebym mógł spokojnie zapraszać na herbatkę kolegów po fachu." Nigdy bym czegoś takiego nie wymyśliła. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo fajny rozdział. Severus się w końcu wybudził, jupi! :D
    Jestem ciekawa co wydarzy się dalej ;>
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
  4. Sev się obudził <3 i jak ją chronił, cudny rozdział :3 a ja zapraszam do siebie sevmione-prawdziwa-historia.blogspot.com :>

    OdpowiedzUsuń
  5. Ojejojejojej. ^ ^
    Cudowny rozdział i nie mogę się doczekać następnej części!

    Taiyo

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo ale to bardzo bardzo zaciekawiło mnie Twoje opowiadanie <3 dodaję CIę do czytanych na http://wspomnienia-smierciozercy.blogspot.com
    pozdrawiam Avad ka ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetny rozdział!!! Nie mogę się doczekać co będzie dalej!

    OdpowiedzUsuń
  8. Wspaniały,cudowny,genialny!! <3
    Tak wiem- bardzo,bardzo słodzę,ale to sama prawda ^^ ;p
    Wszystkie twoje rozdziały są świetnie,ale ten jest na pierwszym miejscu razem z 1. rozdziałem :D
    Czekam na następną notkę ;*
    Życzę Weny
    Twoja wierna fanka
    //Ms.Potter

    OdpowiedzUsuń
  9. Mogę się założyć o 100 galeonów ze przez przypadek to Hermniona bedzie tym dzieckiem ^^ czyz nie?

    OdpowiedzUsuń