Spis treści

Prolog1 2 3 45 6 7 8910111213141516 17 18
19 202122 23 2425262728 29 30 31

poniedziałek, 13 maja 2013

Rozdział pierwszy.

- Oh, oh, jak wspaniale! Księżniczka Półkrwi odwiedziła mój blog i go nawet skomentowała! :D No, mamy pierwszy rozdział, nie zapomnijcie skomentować :D
P.S.: Przepraszam, za te kropki, ale już nie mam siły ich usuwać, zrobię to w następnym rozdziale :D
EDIT: 30.05.2013: połączenie z dawnym prologiem + mała korekta C:
CZYTASZ = KOMENTUJESZ -


Jej szósty rok szkolny zapowiadał się naprawdę ciekawie. Był już kwiecień, pierwsze ciepłe dni. Uczniowie siedzieli na lekcjach, marząc o tym, żeby tylko się skończyły.
Lochy przesiąknął zimny powiew, wzdrygnęła się, gdy do jej uszu dotarł krzyk nauczyciela. Kolejne obelgi poleciały w jej stronę. Na zewnątrz przybrała jedynie bardziej bojową pozę, jednak wewnątrz załamała się dogłębnie.
  • Śmiem twierdzić inaczej – powiedziała ostro.
  • Mało mnie to obchodzi, Granger.
  • Panie profesorze!
  • 50 punktów od Gryffindoru!
  • Ale dlaczego się pan tak upiera?! Niech pan sprawdzi ,,Najstraszniejsze eliksiry'' Botta.
  • Ty głupia dziewucho! Ta książka jest bardziej przesiąknięta czarną magią, niż...
  • Niż pan!
  • Minus 100 punktów za obrażanie nauczyciela i głupotę.
Wybiegła z lochów. Wściekła. Rozjuszona. Biegła ile sił w nogach, pokonała siedem pięter, warknęła ostro hasło i uciekła do dormitorium dziewcząt. Wpadła na łóżko, zasunęła kotary i wygięła listwę nad poduszką. Poczuła metaliczny zapach, z nutką naftaliny. Wpełzła do środka, upewniła się, że jej magiczne przejście się zamknęło i po kilku skrętach znalazła się w jej małym kąciku.
Mogła oglądać błonia zza dachówek, a jednocześnie wygodnie się ułożyć. Nie miała jednak teraz do tego głowy. Podkuliła kolana i schowała w nie głowę. Po chwili czuła, jak łzy przesiąkają materiał.
Najmłodsze roczniki wybiegły na błonia, a starsi uczniowie wytoczyli się za nimi. Widziała Ginny, która się rozglądała, a po chwili dopadła Harry'ego. Miała dość zamartwiania się o innych i bycia najlepszą. Najlepszą we wszystkim. Nie miała już siły stawiać temu wszystkiemu czoła. Sama. Co prawda miała przyjaciół, ale potrzebowała czegoś więcej, odwzajemnionego uczucia.
Odgarnęła brązowe loki i pociągnęła nosem. Za chwilę obiad. Przydałoby się coś zjeść, bo potem jeszcze lekcje i nauka, i nauka, i jeszcze raz nauka.
Wygramoliła się z ciasnego korytarzyka przeklinając dodatkowe kilogramy, szerokie biodra i ramiona. Wyprostowała się i gdyby była kilka centymetrów wyższa, uderzyłaby w baldachim łóżka. Pobiegła do łazienki, obmyła twarz i włożyła szkła kontaktowe. Czytanie po nocach wreszcie dało o sobie znać. Poprawiła szatę, przeczesała włosy i uśmiechnęła się do swojego odbicia. Nie był to jednak prawdziwy uśmiech, ponieważ kasztanowo-cynamonowe oczy pozostały niewzruszone. Do jednego tylko napłynęła łza.
Gdy przysiadła się do swoich znajomych poczuła jakiś i dziwny powiew i usłyszała zimny głos:
  • Granger, masz szlaban. Dziś, o 20, w moim gabinecie.

Siedząc w bibliotece i robiąc kolejne zadanie czuła się bardzo źle. Wszystko ją bolało, a na dodatek okropnie chciało jej się spać. Odrzuciła do tyłu loki i ucisnęła nasadę nosa.
  • Coś ty mu, do cholery, zrobiła? - syknęła Ginny przysiadając się.
  • Co? - spytała nieobecna.
  • No Snape'owi?
Podniosła głowę i zdezorientowana spojrzała na przyjaciółkę.
  • A, o to chodzi! - olśniło ją. - Delikatnie podkreśliłam, że posiada błędne informacje.
  • Hermiono, on Ci kiedyś coś zrobi. Albo ty jemu.
  • Obstawiam drugą wersję. A teraz wybacz, ale chcę dokończyć ten esej przed... szlabanem – ostatnie słowo wypowiedziała z obrzydzeniem.
  • Ja też zacznę coś robić.
  • Pomogę Ci po...
  • Nie! - warknęła. - Moim zdaniem się przepracowujesz. Chłopakom też powinnaś przestać robić zadanie.
  • Nie poradzili by sobie...
  • Pracować za nich też będziesz?
Starsza Gryfonka spuściła głowę i kontynuowała pisanie.
  • Skończyłam! - szepnęła z triumfem brązowowłosa rozpierając się na krześle.
  • To może już idź. Za pięć już jest.
  • Dobry pomysł – wrzuciła wszystko do torby. - Do zobaczenia wieczorem! - powiedziała wstając.
  • Chyba Cię dziś nie wypuści.
Włosy przeczesywał jej pęd powietrza, kiedy pokonywała korytarze. Skręciła na wąskie, kręcone schody nie przestając biec. W pewnym momencie rozwiązała jej się sznurówka i przewróciła się, zrobiła fikołka i uderzyła głową w drzwi, tym samym je otwierając.
Snape spojrzał na nią krytycznym wzrokiem.
  • Wstawaj, idiotko!
Podniosła się i spojrzała na nauczyciela. Miał tłuste włosy, przykrywające jego pociągłą, bladą twarz o długim nosie i czarnych, tajemniczych oczach. Był bardzo wysoki, a pod ogromnymi szatami wyglądał na wychudzonego.
Zamknęła drzwi i podeszła do jego biurka.
  • Zwiąż te kłaki! - warknął.
  • Oczywiście – odpowiedziała głucho.
Podniósł głowę znad esejów i spojrzał na nią. Podkrążone oczy już prawie się zamykały, jej postawa wyraźnie wskazywała zmęczenie. Uwielbiał takie sytuacje, kiedy mógł się mścić na wszystkim, co się ruszało.
  • O której pani wstała, panno Granger?
Zmarszczyła czoło i zacisnęła oczy w zastanowieniu.
  • O piątej – odpowiedziała, powoli je otwierając.
  • Ile pani spała, panno Granger?
  • Cztery godziny.
  • Nie służy to pani zdrowiu, nie sądzi pani, panno Granger?
  • Moje zdrowie tu nie ma nic do rzeczy.
  • Ależ ma, bardzo wielkie. Bo kto będzie przewodził wielkiej Trójcy?
  • Może pan nie być zgryźliwy? - warknęła.
  • Gryfoni i ich pycha. Za ten komentarz 10 punktów od pani domu. Niech pani przygotuje bazę do Wielosokowego.
  • Ależ profesorze! - krzyknęła, od razu się ożywiając. - Przecież przygotować taką bazę to dużo roboty!
  • Tak, dziś przygotuje pani bazę, a jutro zrobi pani kolejną, za dwa dni kolejną...
  • To do kiedy mam ten szlaban?
  • Do piątku.
Kiwnęła głową rozeźlona i zabrała się do roboty.
Godzina, może dwie, a Hermiona powoli kończyła eliksir. Była tak zmęczona, że zaczęła się spieszyć, aż dodała jeden składnik za wcześnie i wszystko wybuchło. Wybuch na szczęście nie był zbyt silny i nawet nie dotarł do biurka profesora.
  • Po mózgu Świętej Trójcy spodziewałem się czegoś wybitniejszego, niż wybuchu. Przykro mi, ale teraz musi pani posprzątać i zrobić bazę od początku. Proszę oddać różdżkę.
  • Ależ panie profesorze! Ja już naprawdę nie mam siły! Niech mi pan pozwoli iść!
  • Do roboty, Granger.
Odłożyła różdżkę na stół i zobaczyła wiadro i ścierkę na stole. Zamoczyła jedno w drugim i zaczęła po kolei szorować ciemne plamy. Robiła to energicznie z nadzieją, że resztki siły wystarczą jej na spokojne wykonanie eliksiru. Wiadro odłożyła koło drzwi i zaczęła eliksir robić od początku, bardzo dokładnie, pamiętając o swoich ulepszeniach, dzięki którym skróciła przygotowywanie o czterdzieści minut.
  • Skończyłam – podeszła z uśmiechem do biurka.
Snape wstał, nonszalancko podszedł do kociołka i dokładnie zbadał eliksir.
  • Nie wykonywałaś go według standardowego przepisu.
  • Nie, zmieniłam kilka składników, na łatwiejsze i przyjemniejsze w przygotowywaniu, przez co...
  • Nie musiała się pani tak wysilić. Mądre, ale nie według moich poleceń.
Jęknęła głośno.
  • Przelej eliksir do fiolek, posprzątaj po sobie i możesz iść.
Skinęła głową, w tempie ekspresowym wykonała polecenia i wyszła.
Nie rozebrała się nawet, tylko padła na łóżko i zasnęła.

Dwie godziny później zadzwonił bezlitosny dzwonek. Po raz pierwszy w życiu miała okropną ochotę go zignorować, jednak gdy pomyślała, co dziś musi zrobić, wstała i ruszyła do łazienki. Miała nadzieję, że prysznic ją ocuci, jednak na niewiele się zdał. Wyszła więc, ubrała czysty mundurek i ruszyła do biblioteki.
Gdy z niej wychodziła była z siebie bardzo zadowolona. Napisała esej z transmutacji i dokończyła zadanie z zielarstwa. Dało jej to pewnego rodzaju 'kopa' na resztę dnia.
Wchodząc do Wielkiej Sali zauważyła, że Ginny już jest na miejscu. Uśmiechnęła się do niej i zaprosiła gestem ręki do siebie.
  • Chyba nie trzymał Cię długo – powiedziała i upiła łyk herbaty. - Bo rano już Cię nie było.
  • Do trzeciej u niego byłam.
  • Hermiono, wykończysz się.
  • Jakoś daję radę – uśmiechnęła się i nałożyła sobie sałatki. - Co masz pierwsze?
  • Umn... Historię magii, a co?
  • A masz eliksiry?
  • Na ostatniej.
  • Ale się wycwanił – powiedziała zdenerwowana i rozparła się na krześle.
  • Co?
  • Snape. Z tego co wiem, to lekcje zaczyna dopiero po obiedzie, a teraz go nie ma. Czyli on smacznie się wyśpi, a ja się muszę męczyć!
  • No tak! Wiedział, że nie opuścisz lekcji!
  • I powiedziałam mu, o której wczoraj wstałam, więc... - wydała z siebie dziwny dźwięk, który był połączeniem sapnięcia i warknięcia. - Jak ja go nienawidzę!
  • Jutro ma z nami na drugiej, więc może nie będzie Cię tyle trzymał.
  • Pewnie nie, z nami ma na pierwszej.

Jaka była z siebie dumna, jaka zadowolona, że zmotywowała się rano i dokończyła zadanie. Już przed obiadem zadano jej kolejne dwa eseje. Do Wielkiej Sali weszli za nią Harry i Ron. Obydwaj wysocy, dobrze zbudowani i przystojni. Różniło ich jednak wiele. Czarnowłosy miał więcej wyczucia, jakiejś delikatności, a przy tym był zabawny. Ron kobiety traktował bardziej jak przedmioty, brakowało mu manier i ogólnego 'dżentelmeństwa'.
  • Hermiono...
  • Nawet o tym nie myśl, Ronald! - weszła mu w zdanie siostra. - Hermiona już i tak jest zajęta, a do tego ma szlaban!
  • A ja treningi Quidditcha!
  • Na które nie musisz chodzić! Miona, on musi nauczyć się samodzielnej nauki! W przyszłym roku zdajecie OWTM-y!
  • Ona ma rację – powiedziała brązowowłosa. - Przykro mi, Ron, ale od dziś radzisz sobie sam.
  • A Harry to co?! - oburzył się rudy, wstając.
  • Harry'emu od dawna nie robię zadań!
  • Jak tak, to... do widzenia! - krzyknął i usiadł na drugim końcu stołu.
  • Zauważyłaś? - zagadnęła ją po chwili wiewióreczka. - Snape już jest.
  • Wiem.
  • I nic z tym nie zrobisz?
  • A czy ja coś takiego powiedziałam?

Wejście smoka. Tak, to standard na lekcjach u Snape'a. Od zawsze ją to intrygowało i w ogóle, ale od niedawna zastanawiała się, dlaczego on to robi.
  • Podniesienie poczucia własnej wartości – szepnęła i dopiero po chwili zorientowała się, że powiedziała to nagłos.
  • Słucham, panno Granger?
  • Nic, nic – odpowiedziała z wymijającym uśmieszkiem i udawaną miną niewiniątka. - Tak sobie... Mamroczę...
  • A o czym to sobie pani mamrocze, panno Granger?
Przestań wypowiadać moje nazwisko takim głosem! - przeklęła go w myślach.
  • O niczym ciekawym.
  • Ależ niech się pani tym z nami podzieli...
  • Zastanawiałam się, czy znane wszystkim 'wejścia smoka', czy - jak pan woli - 'wejścia Snape'a', podnoszą pana system własnej wartości...
  • Pani szlaban przedłuża się o tydzień, panno Granger.
  • Ależ panie profesorze! Sam pan poprosił, żebym panu opowiedziała...
  • Za kłócenie się 10 punktów od pani domu.
Miała nadzieję, że sarkazm w jej głosie był wyczuwalny. Niech wie, że nie wszyscy się go boją.
  • Na dzisiejszej lekcji macie przygotować własny eliksir, bądź ulepszyć już istniejący. Macie na to czas do końca lekcji. Oczywiście – im wybitniejszy będzie wasz eliksir, tym lepszą ocenę dostaniecie.
Banał – pomyślała Hermiona, podchodząc do szafki ze składnikami. Zebrała większość i pochłonęło ją przygotowywanie eliksiru.

Ciekawe, czy wie, że została sama w sali. Dobrze, że nie wie, jak dokładnie jej się przygląda. Granger z wielką zachłannością, dokładnością i delikatnością przygotowywała swój eliksir. Pierwszy raz w życiu widział takie połączenie zarówno podstawowych, jak i zaawansowanych zestawów ingrediencji oraz ruchów różdżek. Zaczęła przelewać zawartość z dwóch kociołków do jednego, zamieszała i uśmiechnięta spojrzała w bok, żeby się komuś pochwalić, ale oniemiała. Z otwartymi ustami rozglądnęła się po sali, aż wreszcie spojrzała na Snape'a.
  • S-skończyłam – wyjąkała.
  • Świetnie – warknął. - Co to jest?
  • Eliksir...
  • Wspaniale, idiotko. Jaki? Do czego służy?
  • Ale nie pozwolił mi pan dokończyć! - niemal krzyknęła. - Ten eliksir służy do odnawiania kończyn... Działa na zwierzęta, owady, rośliny, jeżeli chodzi o ludzi, to nie miałam na kim tego przetestować.
  • Proszę? - zdziwił się.
  • Eliksir na odrost kończyn.
  • Granger, idiotko! Wiesz o tym, że po pierwsze, jeżeli popełniłabyś najmniejszy błąd, to ułatwiłabyś Voldemortowi zabicie Pottera! Po drugie: nie pasuje mi tu coś w warzeniu... Za krótko trwało.
  • Tak, to dość słaby eliksir, jeżeli warzy się go w ten sposób. Ta dawka starczy, żeby odrosła... Może połowa palca. Aby działał mocniej, potrzeba mniej wody, większej ilości mocnych składników i około sześciu godzin.
  • Jak się go aplikuje?
  • Należy go pić codziennie, ilość dawek zależy od kończyny, tego, jaki człowiek jest wysoki, szeroki i tak dalej. Najszybciej odrosła nóżka biedronce, bo już po sześciu godzinach od pierwszej dawki.
Spojrzał na nią w zamyśleniu.
  • Wiesz o tym, że jeżeli to by wypaliło, to dostałabyś Order Merlina.
  • Tak, ale nie wiem, czy to zadziała na ludzi. Nawet jeżeli tak, to potrzeba by wielu badań, obliczeń. Sama nie dałabym tego zrobić, nawet po zakończeniu Hogwartu.
Skinął głową.
  • Porozmawiam z Dumbledore'm na temat tego wszystkiego. Dziś, 20, mój gabinet.
  • Oczywiście, do widzenia.
Gdy była już przy drzwiach usłyszała:
  • Dwadzieścia punktów dla Gryffindoru.
Uśmiechnęła się i ruszyła na Mugoloznastwo.

  • Hermiona! Hermiona! - krzyczała Ginewra Weasley biegnąc przez korytarz, jednak gdy przekroczyła progi biblioteki momentalnie ucichła.
  • Co znowu? - szepnęła brązowowłosa, budząc się.
  • Tu jesteś! Po szkole krążą plotki, że Snape dał ci punkty! - ruda usiadła naprzeciwko niej.
  • No, tak...
  • Za co? - wydłużała dramatycznie 'o'.
  • Zrobiłam mu ten eliksir, o którym Ci opowiadałam...
  • Mówiłam, że jesteś genialna!
  • I mówił coś o badaniach...
  • Hermiona, to wspaniale! Wreszcie się zrealizujesz! Wiedziałam, że Twoja kariera nie wytrzyma do ukończenia Hogwartu.
  • Która jest?
  • Za dwie.
  • Cholera jasna, znowu!
Po kolejnym zabójczym biegu ledwo wyhamowała przed dębowymi, mosiężnymi drzwiami. Zapukała, a gdy nikt nie odpowiedział weszła do środka i zauważyła karteczkę na stoliku.
Granger: umyj wszystkie ławki i czekaj, aż wrócę.
S.S.
Wspaniale. Nieoficjalna Mistrzynia Eliksirów miała myć ławki.

  • Dobry wieczór, profesorze – powiedziała, chowając książki, bo od ponad pół godziny się uczyła.
  • Środkowa ławka w ostatnim rzędzie jest niedokładnie umyta, ale to nie teraz. Wspaniale pokazałaś, jacy to Gryfoni są pracowici.
  • Przepraszam, profesorze.
  • I jeszcze ta ich waleczność! No, no...
Oparł się o stół nauczycielski i spojrzał na nią, kulącego się w sobie geniusz, siedzącego na ławce.
  • Będziesz miała laboratorium – powiedział swoim mrocznym, ale jakimś intrygującym głosem.
  • Proszę? - zdziwiła się.
  • Laboratorium. I kilka 'królików doświadczalnych'...
  • Tylko że do końca roku szkolnego nie będę miała odpowiednio dużo czasu. I pan przecież też ma lekcje.
  • Ja?
  • Potrzebuję pomocnika, uznałam, że pan bardzo by mi pomógł, a nawet poprowadził te badania. O ile się pan zgodzi...
  • Prowadzić tu wszystko będziesz ty. Do tego Dumbledore na pewno znajdzie się dużo wykwalifikowanych osób...
  • Ale to pan jest tu Mistrzem Eliksirów, nie ja... Bez pana wiedzy nie dam rady – zdawał się nieugięty, więc cicho powiedziała: - Proszę.
  • Skoro tak bardzo uśmiecha Ci się opcja spędzenia kolejnych godzin z Nietoperzem, to proszę.
Uśmiechnęła się.
  • Ale dalej jesteś na szlabanie, Granger. Bierz prace pierwszoklasistów i oceniaj.
Uśmiech pogłębił się. Nigdy nie słyszała, żeby ktoś oprócz sprzątania robił coś jeszcze na szlabanie u Snape'a. Czyżby traktował jej geniusz na poziomie niewiele niższym od jego samego?
Złapała prace, usiadła w pierwszej ławce i już po pięciu minutach zrozumiała wściekłość Snape'a do tych bachorów. Po dwudziestu krzyknęła:
  • Co to w ogóle ma być?! Ja aż taka głupia nie byłam.
  • Zdziwiłabyś się, Granger.
  • Niech mi pan wybaczy, ale ja nigdy nie stwierdziłam, że beozar to roślina, a chochliki można wyłowić jedynie na środku jeziora!

11 komentarzy:

  1. Genialne, uwierz mi, śmiałam się do ekranu, cały czas <3 Podobają mi się strasznie Twoje opisy, chociaż ja wolę dłuższe, to Twoje są takie lekkie i świetne : 3
    "Co to w ogóle ma być?!" - padłam ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie będę się rozwijać w komentarzu, bo strasznie chcę dalej czytać, więc tylko powiem: ŚWIETNY ROZDZIAŁ!
    Miona22

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetne. Szczęka mi opadła :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Znalazłam twoje opowiadania na liscie jednego bloga, i Merlinie, nie żałuję, jest genialny! Pomysł z tym własnym eliksirem i Hermioną jako geniuszem jest świetny, no i oryginalny. :3 Sev jest idealny, ta jego wrodzona złośliwość <3 lecę czytać następny rozdział c:

    OdpowiedzUsuń
  5. Przebiec siedem hogwarckich pięter? Nie no. Podziwiam Mionę. I to jak mu dowaliła na samym początku...

    SNAPE DAŁ PUNKTY GRYFFINDOROWI ? Nie no. Coraz ciekawiej się robi.

    "Niech mi pan wybaczy, ale ja nigdy nie stwierdziłam, że beozar to roślina, a chochliki można wyłowić jedynie na środku jeziora!" je,błam XD

    Cudowny rozdział i lecę czytać dalej.

    Taiyo

    OdpowiedzUsuń
  6. Genialne, uśmiech mi z twarzy nie schodzi :)
    Luna

    OdpowiedzUsuń
  7. Boże, rozwalasz tym system :D
    "Skoro tak bardzo uśmiecha Ci się opcja spędzenia kolejnych godzin z Nietoperzem, to proszę."
    A "Wejścia Snape'a"?
    Po prostu mistrzostwo <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  9. Kurde, bardzo mi się spodobało! Muszę dodać sobie do ulubionych koniecznie! Snape jest cudowny! Trzymam kciuki za badania Hermiony!
    Zapraszam również do mnie
    http://czarny-kalamarz.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń