P.S.: Przepraszam, za te kropki, ale już nie mam siły ich usuwać, zrobię to w następnym rozdziale :D
EDIT: 30.05.2013: połączenie z dawnym prologiem + mała korekta C:
CZYTASZ = KOMENTUJESZ -
Jej szósty rok szkolny zapowiadał
się naprawdę ciekawie. Był już kwiecień, pierwsze ciepłe dni.
Uczniowie siedzieli na lekcjach, marząc o tym, żeby tylko się
skończyły.
Lochy przesiąknął zimny powiew,
wzdrygnęła się, gdy do jej uszu dotarł krzyk nauczyciela. Kolejne
obelgi poleciały w jej stronę. Na zewnątrz przybrała jedynie
bardziej bojową pozę, jednak wewnątrz załamała się dogłębnie.
- Śmiem twierdzić inaczej – powiedziała ostro.
- Mało mnie to obchodzi, Granger.
- Panie profesorze!
- 50 punktów od Gryffindoru!
- Ale dlaczego się pan tak upiera?! Niech pan sprawdzi ,,Najstraszniejsze eliksiry'' Botta.
- Ty głupia dziewucho! Ta książka jest bardziej przesiąknięta czarną magią, niż...
- Niż pan!
- Minus 100 punktów za obrażanie nauczyciela i głupotę.
Wybiegła z
lochów. Wściekła. Rozjuszona. Biegła ile sił w nogach, pokonała
siedem pięter, warknęła ostro hasło i uciekła do dormitorium
dziewcząt. Wpadła na łóżko, zasunęła kotary i wygięła listwę
nad poduszką. Poczuła metaliczny zapach, z nutką naftaliny.
Wpełzła do środka, upewniła się, że jej magiczne przejście się
zamknęło i po kilku skrętach znalazła się w jej małym kąciku.
Mogła oglądać
błonia zza dachówek, a jednocześnie wygodnie się ułożyć. Nie
miała jednak teraz do tego głowy. Podkuliła kolana i schowała w
nie głowę. Po chwili czuła, jak łzy przesiąkają materiał.
Najmłodsze
roczniki wybiegły na błonia, a starsi uczniowie wytoczyli się za
nimi. Widziała Ginny, która się rozglądała, a po chwili dopadła
Harry'ego. Miała dość zamartwiania się o innych i bycia
najlepszą. Najlepszą we wszystkim. Nie miała już siły stawiać
temu wszystkiemu czoła. Sama. Co prawda miała przyjaciół, ale
potrzebowała czegoś więcej, odwzajemnionego uczucia.
Odgarnęła brązowe
loki i pociągnęła nosem. Za chwilę obiad. Przydałoby się coś
zjeść, bo potem jeszcze lekcje i nauka, i nauka, i jeszcze raz
nauka.
Wygramoliła się
z ciasnego korytarzyka przeklinając dodatkowe kilogramy, szerokie
biodra i ramiona. Wyprostowała się i gdyby była kilka centymetrów
wyższa, uderzyłaby w baldachim łóżka. Pobiegła do łazienki,
obmyła twarz i włożyła szkła kontaktowe. Czytanie po nocach
wreszcie dało o sobie znać. Poprawiła szatę, przeczesała włosy
i uśmiechnęła się do swojego odbicia. Nie był to jednak
prawdziwy uśmiech, ponieważ kasztanowo-cynamonowe oczy pozostały
niewzruszone. Do jednego tylko napłynęła łza.
Gdy przysiadła
się do swoich znajomych poczuła jakiś i dziwny powiew i usłyszała
zimny głos:
- Granger, masz szlaban. Dziś, o 20, w moim gabinecie.
Siedząc w bibliotece i robiąc
kolejne zadanie czuła się bardzo źle. Wszystko ją bolało, a na
dodatek okropnie chciało jej się spać. Odrzuciła do tyłu loki i
ucisnęła nasadę nosa.
- Coś ty mu, do cholery, zrobiła? - syknęła Ginny przysiadając się.
- Co? - spytała nieobecna.
- No Snape'owi?
Podniosła głowę
i zdezorientowana spojrzała na przyjaciółkę.
- A, o to chodzi! - olśniło ją. - Delikatnie podkreśliłam, że posiada błędne informacje.
- Hermiono, on Ci kiedyś coś zrobi. Albo ty jemu.
- Obstawiam drugą wersję. A teraz wybacz, ale chcę dokończyć ten esej przed... szlabanem – ostatnie słowo wypowiedziała z obrzydzeniem.
- Ja też zacznę coś robić.
- Pomogę Ci po...
- Nie! - warknęła. - Moim zdaniem się przepracowujesz. Chłopakom też powinnaś przestać robić zadanie.
- Nie poradzili by sobie...
- Pracować za nich też będziesz?
Starsza Gryfonka
spuściła głowę i kontynuowała pisanie.
- Skończyłam! - szepnęła z triumfem brązowowłosa rozpierając się na krześle.
- To może już idź. Za pięć już jest.
- Dobry pomysł – wrzuciła wszystko do torby. - Do zobaczenia wieczorem! - powiedziała wstając.
- Chyba Cię dziś nie wypuści.
Włosy
przeczesywał jej pęd powietrza, kiedy pokonywała korytarze.
Skręciła na wąskie, kręcone schody nie przestając biec. W pewnym
momencie rozwiązała jej się sznurówka i przewróciła się,
zrobiła fikołka i uderzyła głową w drzwi, tym samym je
otwierając.
Snape spojrzał na
nią krytycznym wzrokiem.
- Wstawaj, idiotko!
Podniosła się i
spojrzała na nauczyciela. Miał tłuste włosy, przykrywające jego
pociągłą, bladą twarz o długim nosie i czarnych, tajemniczych
oczach. Był bardzo wysoki, a pod ogromnymi szatami wyglądał na
wychudzonego.
Zamknęła drzwi i
podeszła do jego biurka.
- Zwiąż te kłaki! - warknął.
- Oczywiście – odpowiedziała głucho.
Podniósł głowę
znad esejów i spojrzał na nią. Podkrążone oczy już prawie się
zamykały, jej postawa wyraźnie wskazywała zmęczenie. Uwielbiał
takie sytuacje, kiedy mógł się mścić na wszystkim, co się
ruszało.
- O której pani wstała, panno Granger?
Zmarszczyła czoło
i zacisnęła oczy w zastanowieniu.
- O piątej – odpowiedziała, powoli je otwierając.
- Ile pani spała, panno Granger?
- Cztery godziny.
- Nie służy to pani zdrowiu, nie sądzi pani, panno Granger?
- Moje zdrowie tu nie ma nic do rzeczy.
- Ależ ma, bardzo wielkie. Bo kto będzie przewodził wielkiej Trójcy?
- Może pan nie być zgryźliwy? - warknęła.
- Gryfoni i ich pycha. Za ten komentarz 10 punktów od pani domu. Niech pani przygotuje bazę do Wielosokowego.
- Ależ profesorze! - krzyknęła, od razu się ożywiając. - Przecież przygotować taką bazę to dużo roboty!
- Tak, dziś przygotuje pani bazę, a jutro zrobi pani kolejną, za dwa dni kolejną...
- To do kiedy mam ten szlaban?
- Do piątku.
Kiwnęła głową
rozeźlona i zabrała się do roboty.
Godzina, może
dwie, a Hermiona powoli kończyła eliksir. Była tak zmęczona, że
zaczęła się spieszyć, aż dodała jeden składnik za wcześnie i
wszystko wybuchło. Wybuch na szczęście nie był zbyt silny i nawet
nie dotarł do biurka profesora.
- Po mózgu Świętej Trójcy spodziewałem się czegoś wybitniejszego, niż wybuchu. Przykro mi, ale teraz musi pani posprzątać i zrobić bazę od początku. Proszę oddać różdżkę.
- Ależ panie profesorze! Ja już naprawdę nie mam siły! Niech mi pan pozwoli iść!
- Do roboty, Granger.
Odłożyła
różdżkę na stół i zobaczyła wiadro i ścierkę na stole.
Zamoczyła jedno w drugim i zaczęła po kolei szorować ciemne
plamy. Robiła to energicznie z nadzieją, że resztki siły
wystarczą jej na spokojne wykonanie eliksiru. Wiadro odłożyła
koło drzwi i zaczęła eliksir robić od początku, bardzo
dokładnie, pamiętając o swoich ulepszeniach, dzięki którym
skróciła przygotowywanie o czterdzieści minut.
- Skończyłam – podeszła z uśmiechem do biurka.
Snape wstał,
nonszalancko podszedł do kociołka i dokładnie zbadał eliksir.
- Nie wykonywałaś go według standardowego przepisu.
- Nie, zmieniłam kilka składników, na łatwiejsze i przyjemniejsze w przygotowywaniu, przez co...
- Nie musiała się pani tak wysilić. Mądre, ale nie według moich poleceń.
Jęknęła głośno.
- Przelej eliksir do fiolek, posprzątaj po sobie i możesz iść.
Skinęła głową,
w tempie ekspresowym wykonała polecenia i wyszła.
Nie rozebrała się
nawet, tylko padła na łóżko i zasnęła.
Dwie godziny
później zadzwonił bezlitosny dzwonek. Po raz pierwszy w życiu
miała okropną ochotę go zignorować, jednak gdy pomyślała, co
dziś musi zrobić, wstała i ruszyła do łazienki. Miała nadzieję,
że prysznic ją ocuci, jednak na niewiele się zdał. Wyszła więc,
ubrała czysty mundurek i ruszyła do biblioteki.
Gdy z niej
wychodziła była z siebie bardzo zadowolona. Napisała esej z
transmutacji i dokończyła zadanie z zielarstwa. Dało jej to
pewnego rodzaju 'kopa' na resztę dnia.
Wchodząc do
Wielkiej Sali zauważyła, że Ginny już jest na miejscu.
Uśmiechnęła się do niej i zaprosiła gestem ręki do siebie.
- Chyba nie trzymał Cię długo – powiedziała i upiła łyk herbaty. - Bo rano już Cię nie było.
- Do trzeciej u niego byłam.
- Hermiono, wykończysz się.
- Jakoś daję radę – uśmiechnęła się i nałożyła sobie sałatki. - Co masz pierwsze?
- Umn... Historię magii, a co?
- A masz eliksiry?
- Na ostatniej.
- Ale się wycwanił – powiedziała zdenerwowana i rozparła się na krześle.
- Co?
- Snape. Z tego co wiem, to lekcje zaczyna dopiero po obiedzie, a teraz go nie ma. Czyli on smacznie się wyśpi, a ja się muszę męczyć!
- No tak! Wiedział, że nie opuścisz lekcji!
- I powiedziałam mu, o której wczoraj wstałam, więc... - wydała z siebie dziwny dźwięk, który był połączeniem sapnięcia i warknięcia. - Jak ja go nienawidzę!
- Jutro ma z nami na drugiej, więc może nie będzie Cię tyle trzymał.
- Pewnie nie, z nami ma na pierwszej.
Jaka była z
siebie dumna, jaka zadowolona, że zmotywowała się rano i
dokończyła zadanie. Już przed obiadem zadano jej kolejne dwa
eseje. Do Wielkiej Sali weszli za nią Harry i Ron. Obydwaj wysocy,
dobrze zbudowani i przystojni. Różniło ich jednak wiele.
Czarnowłosy miał więcej wyczucia, jakiejś delikatności, a przy
tym był zabawny. Ron kobiety traktował bardziej jak przedmioty,
brakowało mu manier i ogólnego 'dżentelmeństwa'.
- Hermiono...
- Nawet o tym nie myśl, Ronald! - weszła mu w zdanie siostra. - Hermiona już i tak jest zajęta, a do tego ma szlaban!
- A ja treningi Quidditcha!
- Na które nie musisz chodzić! Miona, on musi nauczyć się samodzielnej nauki! W przyszłym roku zdajecie OWTM-y!
- Ona ma rację – powiedziała brązowowłosa. - Przykro mi, Ron, ale od dziś radzisz sobie sam.
- A Harry to co?! - oburzył się rudy, wstając.
- Harry'emu od dawna nie robię zadań!
- Jak tak, to... do widzenia! - krzyknął i usiadł na drugim końcu stołu.
- Zauważyłaś? - zagadnęła ją po chwili wiewióreczka. - Snape już jest.
- Wiem.
- I nic z tym nie zrobisz?
- A czy ja coś takiego powiedziałam?
Wejście smoka.
Tak, to standard na lekcjach u Snape'a. Od zawsze ją to intrygowało
i w ogóle, ale od niedawna zastanawiała się, dlaczego on to robi.
- Podniesienie poczucia własnej wartości – szepnęła i dopiero po chwili zorientowała się, że powiedziała to nagłos.
- Słucham, panno Granger?
- Nic, nic – odpowiedziała z wymijającym uśmieszkiem i udawaną miną niewiniątka. - Tak sobie... Mamroczę...
- A o czym to sobie pani mamrocze, panno Granger?
Przestań
wypowiadać moje nazwisko takim głosem! - przeklęła go w myślach.
- O niczym ciekawym.
- Ależ niech się pani tym z nami podzieli...
- Zastanawiałam się, czy znane wszystkim 'wejścia smoka', czy - jak pan woli - 'wejścia Snape'a', podnoszą pana system własnej wartości...
- Pani szlaban przedłuża się o tydzień, panno Granger.
- Ależ panie profesorze! Sam pan poprosił, żebym panu opowiedziała...
- Za kłócenie się 10 punktów od pani domu.
Miała nadzieję,
że sarkazm w jej głosie był wyczuwalny. Niech wie, że nie wszyscy
się go boją.
- Na dzisiejszej lekcji macie przygotować własny eliksir, bądź ulepszyć już istniejący. Macie na to czas do końca lekcji. Oczywiście – im wybitniejszy będzie wasz eliksir, tym lepszą ocenę dostaniecie.
Banał –
pomyślała Hermiona, podchodząc do szafki ze składnikami. Zebrała
większość i pochłonęło ją przygotowywanie eliksiru.
Ciekawe, czy wie,
że została sama w sali. Dobrze, że nie wie, jak dokładnie jej się
przygląda. Granger z wielką zachłannością, dokładnością i
delikatnością przygotowywała swój eliksir. Pierwszy raz w życiu
widział takie połączenie zarówno podstawowych, jak i
zaawansowanych zestawów ingrediencji oraz ruchów różdżek.
Zaczęła przelewać zawartość z dwóch kociołków do jednego,
zamieszała i uśmiechnięta spojrzała w bok, żeby się komuś
pochwalić, ale oniemiała. Z otwartymi ustami rozglądnęła się po
sali, aż wreszcie spojrzała na Snape'a.
- S-skończyłam – wyjąkała.
- Świetnie – warknął. - Co to jest?
- Eliksir...
- Wspaniale, idiotko. Jaki? Do czego służy?
- Ale nie pozwolił mi pan dokończyć! - niemal krzyknęła. - Ten eliksir służy do odnawiania kończyn... Działa na zwierzęta, owady, rośliny, jeżeli chodzi o ludzi, to nie miałam na kim tego przetestować.
- Proszę? - zdziwił się.
- Eliksir na odrost kończyn.
- Granger, idiotko! Wiesz o tym, że po pierwsze, jeżeli popełniłabyś najmniejszy błąd, to ułatwiłabyś Voldemortowi zabicie Pottera! Po drugie: nie pasuje mi tu coś w warzeniu... Za krótko trwało.
- Tak, to dość słaby eliksir, jeżeli warzy się go w ten sposób. Ta dawka starczy, żeby odrosła... Może połowa palca. Aby działał mocniej, potrzeba mniej wody, większej ilości mocnych składników i około sześciu godzin.
- Jak się go aplikuje?
- Należy go pić codziennie, ilość dawek zależy od kończyny, tego, jaki człowiek jest wysoki, szeroki i tak dalej. Najszybciej odrosła nóżka biedronce, bo już po sześciu godzinach od pierwszej dawki.
Spojrzał na nią w
zamyśleniu.
- Wiesz o tym, że jeżeli to by wypaliło, to dostałabyś Order Merlina.
- Tak, ale nie wiem, czy to zadziała na ludzi. Nawet jeżeli tak, to potrzeba by wielu badań, obliczeń. Sama nie dałabym tego zrobić, nawet po zakończeniu Hogwartu.
Skinął głową.
- Porozmawiam z Dumbledore'm na temat tego wszystkiego. Dziś, 20, mój gabinet.
- Oczywiście, do widzenia.
Gdy była już przy
drzwiach usłyszała:
- Dwadzieścia punktów dla Gryffindoru.
Uśmiechnęła się
i ruszyła na Mugoloznastwo.
- Hermiona! Hermiona! - krzyczała Ginewra Weasley biegnąc przez korytarz, jednak gdy przekroczyła progi biblioteki momentalnie ucichła.
- Co znowu? - szepnęła brązowowłosa, budząc się.
- Tu jesteś! Po szkole krążą plotki, że Snape dał ci punkty! - ruda usiadła naprzeciwko niej.
- No, tak...
- Za co? - wydłużała dramatycznie 'o'.
- Zrobiłam mu ten eliksir, o którym Ci opowiadałam...
- Mówiłam, że jesteś genialna!
- I mówił coś o badaniach...
- Hermiona, to wspaniale! Wreszcie się zrealizujesz! Wiedziałam, że Twoja kariera nie wytrzyma do ukończenia Hogwartu.
- Która jest?
- Za dwie.
- Cholera jasna, znowu!
Po kolejnym
zabójczym biegu ledwo wyhamowała przed dębowymi, mosiężnymi
drzwiami. Zapukała, a gdy nikt nie odpowiedział weszła do środka
i zauważyła karteczkę na stoliku.
Granger: umyj wszystkie
ławki i czekaj, aż wrócę.
S.S.
Wspaniale.
Nieoficjalna Mistrzynia Eliksirów miała myć ławki.
- Dobry wieczór, profesorze – powiedziała, chowając książki, bo od ponad pół godziny się uczyła.
- Środkowa ławka w ostatnim rzędzie jest niedokładnie umyta, ale to nie teraz. Wspaniale pokazałaś, jacy to Gryfoni są pracowici.
- Przepraszam, profesorze.
- I jeszcze ta ich waleczność! No, no...
Oparł się o stół
nauczycielski i spojrzał na nią, kulącego się w sobie geniusz,
siedzącego na ławce.
- Będziesz miała laboratorium – powiedział swoim mrocznym, ale jakimś intrygującym głosem.
- Proszę? - zdziwiła się.
- Laboratorium. I kilka 'królików doświadczalnych'...
- Tylko że do końca roku szkolnego nie będę miała odpowiednio dużo czasu. I pan przecież też ma lekcje.
- Ja?
- Potrzebuję pomocnika, uznałam, że pan bardzo by mi pomógł, a nawet poprowadził te badania. O ile się pan zgodzi...
- Prowadzić tu wszystko będziesz ty. Do tego Dumbledore na pewno znajdzie się dużo wykwalifikowanych osób...
- Ale to pan jest tu Mistrzem Eliksirów, nie ja... Bez pana wiedzy nie dam rady – zdawał się nieugięty, więc cicho powiedziała: - Proszę.
- Skoro tak bardzo uśmiecha Ci się opcja spędzenia kolejnych godzin z Nietoperzem, to proszę.
Uśmiechnęła się.
- Ale dalej jesteś na szlabanie, Granger. Bierz prace pierwszoklasistów i oceniaj.
Uśmiech pogłębił
się. Nigdy nie słyszała, żeby ktoś oprócz sprzątania robił
coś jeszcze na szlabanie u Snape'a. Czyżby traktował jej geniusz
na poziomie niewiele niższym od jego samego?
Złapała prace,
usiadła w pierwszej ławce i już po pięciu minutach zrozumiała
wściekłość Snape'a do tych bachorów. Po dwudziestu krzyknęła:
- Co to w ogóle ma być?! Ja aż taka głupia nie byłam.
- Zdziwiłabyś się, Granger.
- Niech mi pan wybaczy, ale ja nigdy nie stwierdziłam, że beozar to roślina, a chochliki można wyłowić jedynie na środku jeziora!
Genialne, uwierz mi, śmiałam się do ekranu, cały czas <3 Podobają mi się strasznie Twoje opisy, chociaż ja wolę dłuższe, to Twoje są takie lekkie i świetne : 3
OdpowiedzUsuń"Co to w ogóle ma być?!" - padłam ^^
świetne :)
OdpowiedzUsuńNie będę się rozwijać w komentarzu, bo strasznie chcę dalej czytać, więc tylko powiem: ŚWIETNY ROZDZIAŁ!
OdpowiedzUsuńMiona22
Świetne. Szczęka mi opadła :D
OdpowiedzUsuńZnalazłam twoje opowiadania na liscie jednego bloga, i Merlinie, nie żałuję, jest genialny! Pomysł z tym własnym eliksirem i Hermioną jako geniuszem jest świetny, no i oryginalny. :3 Sev jest idealny, ta jego wrodzona złośliwość <3 lecę czytać następny rozdział c:
OdpowiedzUsuńPrzebiec siedem hogwarckich pięter? Nie no. Podziwiam Mionę. I to jak mu dowaliła na samym początku...
OdpowiedzUsuńSNAPE DAŁ PUNKTY GRYFFINDOROWI ? Nie no. Coraz ciekawiej się robi.
"Niech mi pan wybaczy, ale ja nigdy nie stwierdziłam, że beozar to roślina, a chochliki można wyłowić jedynie na środku jeziora!" je,błam XD
Cudowny rozdział i lecę czytać dalej.
Taiyo
Super :)
OdpowiedzUsuńGenialne, uśmiech mi z twarzy nie schodzi :)
OdpowiedzUsuńLuna
Boże, rozwalasz tym system :D
OdpowiedzUsuń"Skoro tak bardzo uśmiecha Ci się opcja spędzenia kolejnych godzin z Nietoperzem, to proszę."
A "Wejścia Snape'a"?
Po prostu mistrzostwo <3
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńKurde, bardzo mi się spodobało! Muszę dodać sobie do ulubionych koniecznie! Snape jest cudowny! Trzymam kciuki za badania Hermiony!
OdpowiedzUsuńZapraszam również do mnie
http://czarny-kalamarz.blogspot.com/