Spis treści

Prolog1 2 3 45 6 7 8910111213141516 17 18
19 202122 23 2425262728 29 30 31

niedziela, 23 czerwca 2013

Rozdział 8.

Jak zwykle wyszło za słodko, ale co tam! :3
Przypominam, że włączyłam komentowanie dla wszystkich, więc możecie mi powiedzieć, co myślicie o moim blogu :D

Severus wzdrygnął się na dźwięk tego śmiechu. Przeszedł go dreszcz i już wiedział, że Granger jest w większym niebezpieczeństwie, niż kiedykolwiek wcześniej. Trzeba szybko obmyślić plan.
Po chwili postać siedząca koło niego nachmurzyła się i wbiła wzrok w rodzeństwo Carrow'ów.
-Nie powiodła wam się ostatnia misja – syknął, posyłając w nich pierwsze zaklęcia.
I zaczęło się. Teraz mógł tylko czekać, aż przyjdzie chwila na niego. Gdy Czarny Pan się rozkręcił nie mógł się powstrzymać, obwiniał wszystkich o wszystko i bardzo srogo karał. Jakby nie miał się na kim wyżyć...
Zaczął myśleć o kudłatej Gryfonce. Trzeba było ją ratować. Starał się zachować trzeźwość umysłu, aby Czarny Pan nie mógł go zaskoczyć, jednakże było to trudne. Musiał ją jakoś uratować. Wiedział, że gdyby udało im się ją złapać byłby przymuszony do torturowania jej. A tego, z jakiegoś powodu, nie chciał robić. Może i go denerwowała, jednakże była zbyt młoda, delikatna, żeby żyć w takich czasach. Nie raz myślał o tych dzieciakach, ale przypominał sobie, że sam żył w tych czasach i nie było tu czasu na użalanie się nad kimkolwiek.
Nikt sobie nie wyobrażał, jak bardzo Severus pragnął śmierci. I nie tylko podczas klątw, które rzucano na niego coraz częściej. Wtedy miał przynajmniej nadzieję, że przez wyczerpanie wszystko się skończy, ale oni musieli go ratować. Jakby nie mogli go zostawić!
Sala zaczęła pustoszeć, jednak on wiedział, że musi zostać na miejscu. Czarny Pan, z jakiegoś powodu, lubił mu się zwierzać.
-Widzisz, Severusie – zaczął ciężkim głosem – Granger bardzo by nam się przydała. Mam pewne informacje na jej temat.
Snape wyostrzył słuch, chciał dokładnie zapamiętać każde słowo. Łatwiej będzie mu ją ukryć. Nie umknęło też jego uwadze, że Czarny Pan już tak często nie nazywał jej szlamą.
-Nie są to jednak żadne nowości. Jestem w stanie twierdzić, że jej magia, ponieważ pochodzi z rodziny mugoli, jest inna, niż nasza. Inaczej przez nią przechodzi i dzięki temu zaklęcia odrobinę się różnią, od tych rzucanych przez resztę czarodziei. Zauważyłem także, że ta różnica jest widoczna jedynie u Granger. Zresztą – nabrał powietrza – ona od zawsze była wyjątkowa. Wspaniała, pełna... Mocy. I nie tylko... Mam nadzieję, że wiesz o co mi chodzi – spojrzał na niego.
Mężczyzna skinął w odpowiedzi, ale był bliski śmiechu. Czarny Pan zakochał się w tej durnej dziewczynie. Dla niej to nie było nic dobrego.
-Dlatego też, Severusie, liczę na to, że pomożesz mi ją zdobyć – syknął.
-Wybacz, Panie, ale to naprawdę trudna i skomplikowana sprawa. Dumbledore bardzo dobrze ją chroni, a nie chcę się zdradzić.
Czarny Pan uderzył pięścią w stół.
-Ja chcę ja mieć! - krzyknął. - A jeżeli nie jesteś w stanie mi pomóc, to nie jesteś mi do niczego potrzebny!
W jego stronę poleciały pierwsze uroki. Poczuł ból, jednak był niemal przyzwyczajony.
Wiedział, jakiego tematu unikać, żeby nie oberwać zaklęciem.
Po chwili ból zaczął się nasilać. Doznał nowych uroków, jakie wcześniej nie były na nim używane. Spadł z krzesła na kolana, a Czarny Pan wstał. Snape czuł, jak jego ciało tną niewidzialne sztylety, pali je od środka ogień, wnętrzności przewracają się na drugą stronę oraz wiele innych, nieprzyjemnych rzeczy. Przez myśli przemknęło mu, że może tym razem naprawdę jego organizm zostanie wyczerpany. Albo że się wykrwawi. Pomimo tego, że stracił poczucie czasu, wiedział, że tortury trwają dłużej niż zwykle. Po dłuższej chwili, jakby przez mgłę, usłyszał głos:
-Wybacz, Severusie, jesteś moim najwierniejszym sługą i tak dobrze dla mnie szpiegujesz. Możesz iść.
Nie wiedział, jakim cudem wstał, ale po chwili wyszedł i się aportował. Po otwarciu bramy zdążył jedynie wysłać patronusa do Dumbledore'a.

Hermiona obudziła się o godzinie ósmej trzydzieści. Szybko wstała, bo była już niemal pewna, że się spóźni. Zaczęła czesać włosy i się przebierać, szybko umyła się w łazience i zbiegła na dół. Pochłonęła kanapkę, popiła sokiem i usłyszała pytanie:
-Gdzie Ci się tak śpieszy?
-Mam dziś pomóc profesorowi Snape'owi w eliksirach.
-Nie sadzę, żeby Ci się to dziś udało.
Te zdania dotarły do Hermiony odrobinę za późno. Szybko wskoczyła do kominka, mówiąc 'Hogwart'. Znalazła się w gabinecie profesora Dumbledore'a.
-Niech pan wybaczy, profesorze – powiedziała. - Nie byłam pewna, jak mam się dostać do szkoły.
Dyrektor szybko napisał coś na kratce.
-Nic nie szkodzi, nic nie szkodzi – powiedział z lekkim uśmiechem, ale był bardzo blady. - Rozumiem, że zmierzasz do profesora Snape'a?
-Tak – odpowiedziała. To nie był dobry pomysł, żeby zaraz po zjedzeniu śniadania korzystać z kominka.
-Chodź ze mną.
Żywym krokiem wyszła za nim z gabinetu i zmierzali po krętych schodach.
-Stało się coś? - zapytała, gdy szli w stronę ruchomych schodów.
Stary czarodziej lekko zesztywniał, pobladł i, nie patrząc na nią, powiedział:
-Severus był wczoraj na spotkaniu. Nie wrócił z niego szczęśliwie.
W jej oczach szybko pojawiły się łzy. Co oznaczało, że nie wrócił z niego szczęśliwie? Czyżby umarł? Nie, to nie było możliwe. Profesor Snape jest silnym mężczyznom, byle Voldemort mu nie podskoczy.
-Leży teraz w Skrzydle Szpitalnym. Poppy twierdzi, że było trudno, ale z tego wyjdzie – uspokoił ją Dyrektor.
Niemalże odetchnęła z ulgą. Ruszyli szybciej i po chwili stali nad łóżkiem Snape'a. Był bledszy niż zwykle, o ile to było możliwe. Pani Pomfrey szybko do nich podeszła i opowiedziała o jego stanie.
-Jest stabilny. Miał liczne rany zewnętrzne, jak i wewnętrzne. Nie wiem, czym go potraktowali, ale było to naprawdę okropne. Nie wiem, kiedy się połamał. Możliwe, że już po przybyciu na teren szkoły. W każdej chwili może się ocknąć.
Jak na te słowa, jego spokojna twarz w moment wykrzywiła się w grymas, a pierwsze słowa sprawiły, że po jej policzku popłynęły łzy. Nie była w stanie ich dłużej utrzymywać.

Okropny ból głowy dał mu znać, że żyje. Nie był w stanie się poruszyć, ledwo oddychał i czuł, że lewą nogę i prawą rękę ma unieruchomioną w gipsie. Usłyszał głos Pomfrey. Zanim jeszcze zdecydował się na otworzenie oczu, szepnął, gdyż nie był w stanie mówić głośno.
-Granger – nabrał powietrza. - Granger jest w niebezpieczeństwie. Czarny Pan chce ją jak najszybciej.
Powoli rozchylił powieki, lecz jasne światło spowodowało, że widok zastąpiły mu plamy. Zamrugał kilka razy i obrzucił najbliższe otoczenie spojrzeniem. Między Poppy a Albusem stała Granger i płakała. Najstarszy czarodziej patrzył na niego w zastanowieniu, lecz odezwał się dopiero, gdy Pomfrey poszła po leki.
-Co to znaczy? - zapytał. - Jeżeli nie możesz mówić, to możesz napisać.
-Załamałem rękę – syknął i zaniósł się kaszlem. - Ma zamiar napaść na Norę, żeby ją porwać. Nie wiem kiedy, chce, żeby to było szybko.
-Musimy być cały czas przygotowani – powiedział i skinął dziękczynnie w jego stronę. - I ukryjemy gdzieś pannę Granger.
-To nie wszystko – złapał go bolesny skurcz, przymknął powieki, przez chwilę oddychał w przyśpieszonym tempie, a potem kontynuował. - Ma co do niej ogromne plany. Twierdzi, że jej magia jest inna, niż nasza i chyba będzie chciał ją wykorzystać. Na dodatek śmiem twierdzić, że jest w niej zakochany.
Dziewczyna zapłakała i w tym samym czasie prychnęła, co dało dziwny efekt.
-Nie damy Ci zginąć – powiedział Dyrektor.
-On nie chce Cię zabić – syknął Snape. - Tylko wykorzystać.
-Severusie! - upomniał go Dumbledore.
-Niech wie, co ją czeka!
-Zrozumiałam, profesorze, co mnie czeka. Dlatego jestem panu wdzięczna, za to, co pan robi – otarła łzy, gdy pojawiła się Poppy.
-Wypij to! - nalegała, podając mu niedużą butelkę.
-Chcę wrócić do moich kwater! - powiedział szybko.
-Nie możesz, potrzebujesz stałej opieki!
-Dam sobie radę.
-Nie, nie ma mowy. Nie jesteś jeszcze w tak dobrym stanie!
-Ja mogę pomóc profesorowi! - zaoferowała Gryfonka.
Wszyscy na nią spojrzeli, Snape miał coś powiedzieć, ale powstrzymała go.
-Niech mi pan pozwoli się odwdzięczyć!
-Na to bym się zgodziła – stwierdziła Poppy.
Musiał się zastanowić. Zawsze wolał odchorowywać w swoim łóżku, sam. Teraz jednak miałby Granger do towarzystwa. Albo tą kobietę, która zmusi go do picia jakiś prymitywnych miksturek, gdy on ma na składzie znacznie lepsze.
-Dobrze – skinął.
-Severusie – zaczął Dumbledore – mam w taki razie do Ciebie prośbę. Skoro panna Granger będzie się Tobą zajmować, a musimy ją chronić, czy...
-Nie, nie, nie! Nie ma mowy!
-Severusie – naciskał Dyrektor. - To jedno z najlepszych rozwiązać. Zaoszczędzi wam to także dużo czasu, bo Hermiona nie będzie musiała z Nory aportować się do zamku.
Spojrzał na dziewczynę. Był to jej pierwszy dzień wakacji i już było niemal pewne, że nie będzie się mogła nimi cieszyć. Miała czerwone oczy i nos, wyłamywała place i patrzyła na niego z nadzieją. Niechętnie skinął.
-Niech będzie.
-Hermiono, pomożesz teraz profesorowi Snape'owi przejść do jego kwater, a ja tymczasem pójdę do Nory, wezmę twoje rzeczy i powiadomię Weasleyów.
Gdy Dumbledore opuścił pomieszczenie, a Pomfrey oddaliła się, Granger podeszła do jego łóżka.
-Chyba nie myślisz, że...
Nie zdążył dokończyć, bo dziewczyna zaniosła się histerycznym płaczem. Rzuciła mu się na szyję i zaczęła szeptać:
-Dziękuje, dziękuje, dziękuje, dziękuje...
Przez chwilę siedział otępiony, a potem – z jakiegoś, nieznanemu nikomu powodu - objął ją.
-Nie rycz już, uspokój się – syknął. Gdy nie pomogło, nabrał powietrza i delikatnym, głębokim głosem, powiedział: - Spokojnie, jest dobrze.
Nabrała powietrza i teraz tylko oddychała w przyspieszonym tempie. Nie zorientowała się nawet, kiedy usiadła na skraju łóżka. Po chwili odchyliła się od niego delikatnie, otarła oczy i spod kurtyny włosów spojrzała na niego.
-Ja naprawdę bardzo dziękuje – powiedziała. - Gdyby nie pan, to... - łyknęła powietrze, jakby znów zbierała się na płacz, ale dotknął jej ręki.
-Spokojnie – szepnął, a ona uśmiechnęła się i skinęła.
Co on, do cholery, robił?! Użalał się nad jakąś małolatą, uspokajał ją, nie był sobą. Jego reputacja przy tej dziewczynie została doszczętnie zniszczona.
Wstał gwałtownie i ruszył w stronę drzwi. Gdy opierał się na złamanej nodze czuł ból, jednak nie poddawał się.
-Panie profesorze! - krzyknęła Gryfonka.
Szybko do niego podbiegła i niemalże wepchnęła się mu pod ramię.
-Granger, co ty wyrabiasz! - warknął.
-Nie pozwolę, żeby się pan tak męczył!
-Przypominam Ci, że jesteś moją uczennicą, a ja Twoim nauczycielem. I nie pozwolę, żebyś mną rządziła.
-Niech pan nie przesadza!
Kazała mu usiąść na wózku i ruszyła korytarzami zamku. Severus zaczął myśleć o dziewczynie, która szła za nim. Jeżeli cały ten czas będzie wyglądał tak, jak ich spotkanie w Skrzydle Szpitalnym, to on z pewnością z nią nie wytrzyma. Nie było jej się jednak co dziwić. Czarny Pan dosłownie na nią polował. Ciekawe, do czego się jeszcze posunie, żeby ją zdobyć.
Zeszli to lochów, podeszli do marmurowej ściany, a po kilku machnięciach różdżką zobaczyli drzwi.
-Panie profesorze – zaczęła, popychając je – czy nie lepiej by było, gdyby mnie pan nauczył jak te drzwi otwierać?
-Nie tu i nie teraz – syknął. - Czy jesteś aż taką idiotką, żeby się nie domyślić, że moje komnaty są tak strzeżone z jakiegoś powodu.
Nie usłyszał odpowiedzi. Weszli do jego kwater. Próbował wstać, ale szybko go powstrzymała.
-Niech się pan nie rusza, powinien pan teraz odpoczywać.
-Nie pouczaj mnie – syknął wściekle, ale się nie ruszył. - Po prawej masz łazienkę, potem moją sypialnię. Naprzeciwko będzie twoja sypialnia. Ten pokój pełni obecnie rolę składzika, ale zaraz zawołam skrzaty, żeby posprzątały.
-Nie, nie trzeba, ja mogę to zrobić – zaprotestowała.
-Widzę, że wesz zalęgła się w Tobie na dobre. Jednakże jest to moje mieszkanie, nie Twoje.
-To nie jest żadna wesz, tylko W.E.S.Z.!
Sapnął.
-To ich praca. A na dodatek to lubią. Dosyć! - powstrzymał ją, gdy miała już coś mówić. - Skrzaty to posprzątają i tyle. Po lewej masz coś na kształt kuchni.
-A te drzwi na końcu korytarza po prawej? - wskazała ręką w tamtym kierunku.
-Moja prywatna biblioteka – odpowiedział z lubością.
-Czy ja mogłabym z niej skorzystać?
-Zobaczymy – odpowiedział z przekąsem.
Po chwili poczuł, jak wózek rusza.
-Co ty robisz? - niemalże krzyknął.
-Wiozę pana do sypialni, ma pan wypoczywać.
-Nie będziesz mi rozkazywać.
Zignorowała ten przytyk, pchnęła drzwi i weszła do środka. Ich oczom ukazała się dość spora sypialnia. Głównym punktem było łóżko. Po jednej stronie stała półka z książkami, po drugiej szafka nocna. Znajdowała się tu także duża szafa w jednej ze ścian, zbudowanej z marmuru.
-Potrzebuje pan czegoś?
-Nie – machnął różdżką i po chwili pojawił się przed nimi mały skrzat, podobny do Zgredka. - Jak najszybciej wyczyśćcie schowek – mruknął.
-Tak jest, sir – odpowiedział skrzat i po chwili już go nie było.
-Ale... Panie profesorze!
-Czego znowu? - warknął.
-Niech ich pan tak nie wykorzystuje.
-Ja ich nie wykorzystuje! One po prostu wykonują swoją pracę!
-Na pewno niczego pan nie potrzebuje?
-Granger, jeżelibym czegoś potrzebował, to istnieje magia.
-Ale ja miałam się panem opiekować.
-Jeżeli się rano obudzę, to znaczy, że wykonałaś swoje zadanie.
Pomogła mu wejść do łóżka, za co została obrzucona nienawistnym spojrzeniem.
-Gotowe, sir – powiedział mały skrzat, wchodząc do pokoju.
-Dziękuje – zareagowała żywo Hermiona. - Może chciałbyś coś zjeść?
-Nie, dziękuję, panienko. Życzę dobrej nocy – mały stworek uciekł.
-Dlaczego one nie chcą pomocy? - Granger pokręciła głową.
-Bo one to lubią – warknął, jakby to było oczywiste.
-Ale jak można lubić to, że jest się zniewolonym?!
-Mnie się pytasz?
Nabrała powietrza i już przygotowywała się, żeby mu coś odpowiedzieć, lecz nawet nie dał jej zacząć.
-Idź do tego swojego pokoju, nabrudź tam i posprzątaj jeszcze raz, jeżeli ci coś to pomoże. - Gdy nie zadziałało, dodał: - Wynocha!
Skinęła i przy wyjściu dodała:
-Przyjdę później, sprawdzić, jak pan się czuje.
Po tym, jak zamknęły się za nią drzwi i ucichły kroki, Severus zaczął wić się na łóżku w spazmach bólu. Każdy mięsień palił żywym ogniem. Czuł nawet te, o których istnieniu nie zdawał sobie sprawy.
Przewrócił się na drugi bok i niewiele brakowało, żeby krzyknął. Cudem powstrzymywał się przy Granger. Teraz także nie mógł całkowicie się wyluzować.
Nie wiedział, kiedy stracił przytomność.

Hermiona wpadła do swojego pokoju i rozglądnęła się. Miał on ciemne, drewniane ściany. W prawym kącie stało łóżko z czerwoną pościelą, a naprzeciwko szafa, kawałek dalej biurko i regał na książki. Na podłodze leżał ogromny pomarańczowy dywan.
Uśmiechnęła się i zwróciła uwagę na łóżko. Leżała na nim torba z jej rzeczami. Nie obijając się, rozpakowała ją. Znalazła tu wszystkie rzeczy, które przywiozła do Nory. Ubrania ułożyła w szafie, książki na regale, przybory toaletowe porzuciła na stole. Torbę także schowała do szafy. Trudno jej było się rozpakowywać, bo cały czas miała nadzieję, że to wszystko szybko się skończy. Jednak rozkładając rzeczy jakby zadamawiała się tutaj i po chwili po jej policzkach płynęły łzy. Na pościeli zobaczyła małą karteczkę. Od razu rozpoznała schludne pismo Ginny.
Hermiono, obiecuję odwiedzić Cię przy pierwszej okazji. Wytrzymaj jakoś.
Uśmiechnęła się smutno i pociągnęła nosem. Jej wakacje zapowiadały się bardzo ciekawie.
Położyła się na łóżku i zamknęła oczy. Była bardzo zaniepokojona jedną rzeczą. Około godziny po tym, jak Snape wyszedł ze spotkania Zakonu, poczuła dziwny niepokój. Tak samo czuła się, gdy ostatnim razem jej profesor był narażony na niebezpieczeństwo. Próbowała sobie wmówić, że to na pewno nie chodziło o niego, ale nie było to takie łatwe. Na samo wspomnienie tego uczucia robiło jej się smutno, a w sercu czuła dziwną pustkę. Próbując o tym zapomnieć, wstała i ruszyła po książkę.
Gdy jej palce dotknęły okładki, przypomniała sobie o eliksirach. Wyszła ze swojego pokoju. Na drzwiach koło wyjścia wisiał kawałek pergaminu. Zerwała go i przeczytała. Wypisane tu były eliksiry, które musieli przygotować. Nacisnęła klamkę i weszła do laboratorium. Uśmiechnęła się i ruszyła do składziku. Po drodze chwyciła zeszyt i pióro.
Pchnęła niewielkie drzwi do pomieszczenia, w którym pachniało zgnilizną. Przeglądnęła ingrediencje i zapisała na kartce te, których im brakowało.
Pozostałe składniki starczyłyby jedynie na zrobienie połowy kociołka Eliksiru Pieprzowego, a że potrzebowali aż czterech, to nie warto było zaczynać. W ostatnim czasie nic nie robili, tylko wrzucali po kilka składników do kociołka i obserwowali, co się stanie. W ten sposób wykorzystali prawie cały zapas.
Hermiona podeszła do ogromnego kotła i zaglądnęła do niego. Stał już tak od jakiegoś czasu, a jutro mieli go dokończyć. W jej oczach pojawiło się przerażenie. Czuła, że nie da rady sama tego zrobić. Pomimo, że ze Snape'm nie za często ze sobą rozmawiali, to zawsze tu był i czuła się pewnie. A co jeżeli coś pójdzie nie tak? Czy jej ciało się spali, czy może je jednak odnajdą?
Szybko skarciła się za takie myślenie. Da sobie radę. Nie zaprzepaści tylu badań tylko dlatego, że Snape nie będzie w stanie dość do kociołka. Teraz wystarczyło tylko dolać krew Evelinne, którą pobrali niedawno, rzucić kilka zaklęć i odczekać kilka dni. Wtedy wszystko powinno być gotowe i ich pacjentka mogłaby zacząć przyjmować wywar.
O ile coś z tego wyjdzie. Już kilka razy, przez sekundową pomyłkę, spalili eliksir. A jeżeli i tym razem coś się stanie? Musiałaby czekać, aż jej profesor wyzdrowieje i dopiero wtedy zaczęliby od nowa. Postanowiła, że da sobie radę i spojrzała do najnowszych notatek. Musiała się tu zjawić jutro o godzinie trzeciej nad ranem. A jeżeli zaśpi? Co wtedy się stanie? Czy cały zamek pójdzie z dymem, czy może tylko laboratorium?
Wyrwała kartkę z zeszytu i wróciła do kwater. Postanowiła, że najpierw sprawdzi, jak czuje się jej profesor, potem uda się do Dumbledore'a, żeby dać mu tą listę, a na końcu odwiedzi Skrzydło Szpitalne i zabierze leki dla Snape'a.
Położyła karteczkę na stoliczku obok drzwi i ruszyła w głąb korytarza. Nacisnęła ciężką klamkę i spojrzała do środka. Blada postać leżała zwinięta na łóżku. Hermiona podeszła do niego i okryła go kołdrą. Jego twarz była wykrzywiona, a ciało spięte. Pomyślała, że może nic szczególnego się nie stało i po prostu śnią mu się koszmary. Usiadła na skraju łóżka. Zastanawiała się, co zrobić. Bo jeżeli się obudzi, to na pewno nieźle jej się oberwie. Jednakże dużo mu zawdzięczała i jeżeli mogłaby mu zapewnić trochę ulgi, na pewno by to zrobiła. Dlatego też teraz położyła się i objęła go. Czuła, jak zimne i sztywne było jego ciało. Jego oddech był spokojny, aż za bardzo, więc lekko się przestraszyła. Dotknęła ręką włosów i zadziwiło ją, jak przyjemne były w dotyku. Delikatne, sypkie, lekko wilgotne.
Po chwili zdała sobie sprawę, co robi. Snape był jej nauczycielem. Ale przecież miała z nim teraz spędzać tyle czasu, to czemu by nie... Nie, nie wolno jej tak myśleć! To jest nauczyciel, NAUCZYCIEL! To nie etyczne!
Powoli i spokojnie wstała, a potem ruszyła do drzwi. Gdy dotknęła klamki coś ukuło ją w serce. Obróciła się i zaniepokoiła. A co jeżeli on nie przeżyje tej nocy? Wtedy na pewno poniosą klęskę. I pierwsza zginie Hermiona. A nawet nie zginie, tylko zostanie pojmana przez Voldemorta i...
Nie, nie wolno jej tak myśleć! Ma dziś zły dzień i tyle, a Snape nie takie rzeczy już przeżył, na pewno wszystko będzie dobrze.
Zamknęła za sobą drzwi i ruszyła do wyjścia. Musiała jak najszybciej załatwić lekarstwa, żeby nic mu się nie stało. Gdyby umarł, nie wybaczyłaby sobie. Miała się nim opiekować. A na dodatek on ją wcześniej bronił, więc powinna mu się odwdzięczyć.
Idąc przez marmurowy korytarz coraz intensywniej myślała o swoim nauczycielu i coraz większy niepokój czuła. Bała się. O niego, Ginny, Harry'ego, państwa Weasleyów, Rona, rodziców, bliźniaków, Lunę, Neville, Dumbledore'a, McGonagall... A na końcu o siebie.
Jej kroki odbijały się od kamiennej podłogi i echem odbijały się po zamku. Im bardziej oddalała się od lochów tym bardziej trzęsły jej się nogi. Jakby pod jej nieobecność mogło się coś stać.
Stanęła przed gargulcem i spojrzała mu w oczy. Gdy mówiła, głos jej się łamał.
-Profesorze Dumbledore, tu Hermiona Granger, przyszłam z listą składników.
Marmurowe stworzenie odskoczyło na bok, a ona stanęła na schodach, które powoli wznosiły się w górę. Zapukała w drzwi i po chwili je pchnęła. Dyrektor siedział pochylony nad jakimiś papierami.
-Usiądź – polecił lekko nieobecnym głosem.
Zajęła krzesło naprzeciwko biurka i czekała. Starzec podpisał coś szybko i spojrzał na nią.
-Wybacz, że nie przyniosłem Ci rzeczy osobiście, ale mam bardzo dużo do roboty.
-Nic się nie stało – uśmiechnęła się. - Nie zajmę panu dużo czasu.
-Nie, nie o to chodzi. Po prostu wzywały pilne sprawy.
Skinęła i położyła kartkę przed profesorem.
-Tego wszystkiego potrzebujemy.
-Na kiedy?
-Bez nich nie mogę zacząć, więc chyba jak najszybciej.
-Dobrze. Jeszcze czegoś potrzebujesz?
-Nie, właściwie to nie.
-Wpadnę do was w wolnej chwili.
-Tak właściwie, to jest jedna sprawa.
-Jaka?
-Czy będę się mogła spotkać z Ginny lub Harry'm?
-Tak, chcemy ich tu przetransportować, kiedy Śmizerciożercy przypuszczą atak na Norę. Wtedy na pewno się spotkacie.
-Dziękuję. To ja będę już szła.
-Do zobaczenia.
Zbiegła po schodach i zatrzęsła się. Spotka się z przyjaciółmi, kiedy zagrozi im niebezpieczeństwo. Przeraziła ją ta wizja, lecz nie chciała tego roztrząsać. Żwawym krokiem ruszyła schodami w stronę Skrzydła Szpitalnego. Czuła się źle, że zostawiła profesora Snape'a samego, więc pognała biegiem. Wyhamowała dopiero na korytarzu, przy którym znajdowało się wejście.
Lekko zdyszana zatrzymała się koło łóżek, a po chwili podeszła do niej pani Pomfrey.
-Zapomniałam lekarstw – powiedziała szybko.
-Ah, tak, faktycznie. Daj mi sekundkę.
Skinęła, a kobieta obróciła się i podeszła do jakiejś szafki.
-A jak on się czuje?
-Śpi.
-Marudził?
-Nie bardziej niż zwykle.
-A jak się zachowywał?
-Normalnie.
Starała się nie myśleć o zajściu w tym miejscu, ale było to trudne. Zbyt trudne, a jeżeliby pani Pomfrey się teraz nie odezwała, na pewno by o tym wspomniała.
-Czyli nie za dobrze się czuje.
-Proszę?
-Gdyby czuł się dobrze, zacząłby pracować, a teraz śpi. - Podeszła do niej z koszykiem pełnym fiolek. - Niech najpierw coś zje. W środku masz listę, na której jest napisane, co i kiedy ma przyjmować.
-Ale... Czy mam gotować sama?
-Nie, nie. Wezwij skrzaty. - Gdy zobaczyła, że chce coś powiedzieć, dodała: - Lepiej, żebyś zrobiła to ty, bo Severus na pewno doda im pracy, żeby cię zdenerwować.
-Dobrze. To ja już... - wskazała drzwi i powoli ruszyła w tamtą stronę.
-Jadł coś? - spytała pielęgniarka zanim Hermiona doszła do drzwi.
-Nie.
-W takim razie niech szybko coś zje. I obudź go, jeśli będzie trzeba. Musi się najeść, przyjąć lekarstwa i odpoczywać.
-Oczywiście – uśmiechnęła się. - Do widzenia.
-Do widzenia, panno Granger.
Szybkim krokiem opuściła Skrzydło Szpitalne. Dlaczego pani Pomfrey tak długo ją trzymała? W tym czasie zdążyłaby poprosić skrzaty o zrobienie jedzenia, a nawet przygotować leki. A jak otworzy drzwi i okaże się, że stało się coś złego? Chyba nigdy by sobie tego nie wybaczyła.
Hogwart w wakacje był zupełnym przeciwieństwem tego, który znała ze szkolnych dni. Nikogo nie było na korytarzach, jednakże cicho też tu nie było. Obrazy zachowywały się tak, jak drużyna Qudditcha po spektakularnej wygranej. I to wyłącznie na schodach, bo w korytarzach panowała grobowa cisza.
Hermiona podeszła do ściany na końcu korytarza w lochach i zdała sobie sprawę, że nie wie, jak dostać się do środka. Snape nie zdążył jej o tym powiadomić. Złapała się za głowę i zastanowiła przez chwilę. Może jak poprosi skrzaty, to obudzą profesora albo nawet jej otworzą.
Swoje myśli skierowała w stronę skrzatów. Przypomniała sobie małego stworka, którego wcześniej przywołał Snape, po czym machnęła różdżką. Przed nią pojawiła się owa postać, skłaniająca się do ziemi.
-Pani.
Hermiona uklękła naprzeciwko niego.
-Jak Ci na imię?
-Belley.
-Czy mógłbyś coś dla mnie zrobić?
-Tak jest, pani, to mój obowiązek.
-Nie, posłuchaj. Jeżeli nie chcesz, to ja Ciebie nie będę do niczego zmuszać. Może masz jakieś ważniejsze sprawy na głowie?
-Ja bardzo chcę, o pani.
-Mam na imię Hermiona. Możesz tak do mnie mówić.
-Tak jest, Hermiono.
-Mógłbyś wejść do środka i otworzyć mi drzwi? A potem przygotować dwa obiady?
-Sir Snape nie pozwolił nikomu otwierać.
-Nie widziałeś mnie z nim wcześniej?
-Tak, Hermiono, widziałem, ale mam rozkaz nikomu nie otwierać.
Dziewczyna nabrała powietrza i spojrzała mu w oczy.
-Profesorowi Snape'owi mogło się coś stać i tylko ja mogę mu pomóc – rzekła, choć nie do końca była to prawda.
Belley spojrzał na nią.
-Usprawiedliwię cię u profesora. Proooszę! - złożyła dłonie.
-Dobrze, Hermiono, zrobię to. Daj mi chwilę.
Sekundę później skrzat zniknął, a drzwi się pojawiły w ścianie. Ze środka wychylił się stworek.
-Pójdę zrobić obiad, Hermiono.
-Dobrze, dziękuje.
Weszła do środka i od razu przeszła do kuchni. Była biało-czarna z greckimi akcentami. Z koszyka, który położyła obok, wyciągnęła listę. Teraz miał jedynie połknąć kilka eliksirów, lecz wieczorem czekało ja trochę więcej pracy. Zmiana opatrunków, nałożenie maści. U dołu list zobaczyła dopisek: Dotrzymuj mu towarzystwa.
Usłyszała ciche pyknięcie i na stole pojawiło się jedzenie. Wraz z lekarstwami lewitowała je i ruszyła do sypialni, gdzie odłożyła wszystko na stoliczek nocny. Usiadła na skraju łóżka i potrząsnęła Snape'm.
-Niech pan wstanie – powiedziała głośno i wyraźnie. - Profesorze, pobudka.
Poklepała go po twarzy, lecz nic to nie dało. W akcie desperacji oblała go wodą, lecz widząc, że nic to nie dało, osuszyła go.
-Niech się pan ze mnie nie nabija. – Jej głos był połączeniem śmiechu i rozpaczy.
Dotknęła jego skóry, która pokryta była gęsią skórką.
Jak mogła do tego dopuścić? Miała się nim opiekować. Zaniedbała swoje obowiązki i czuła się bardzo winna.
Wysłała szybko patronusa do pani Pomfrey i Dumbledore'a. Potem usiadła i czekała. Nie wiedziała, co ma robić.
-Panie profesorze, niech się pan obudzi. - Potrząsnęła nim jeszcze raz. - Jest nam pan potrzebny.
Na korytarzu usłyszała kroki, więc szybko wstała i podbiegła do drzwi.
-Tutaj – szepnęła, otwierając je.
Do pokoju wpadły dwie osoby, jedna od razu podbiegła do łóżka, a druga stanęła obok niej.
-Jak to się stało?
-Nie wiem – odpowiedziała Hermiona szybko. - Odprowadziłam go tutaj, a potem wyszłam. Wróciłam przed chwilą i sprawdziłam, jak się czuje i wtedy to zauważyłam.
-A wcześniej nie sprawdzałaś?
-Tak, ale wydawało mi się, że po prostu spał i nie chciałam go budzić.
Spuściła głowę. Od razu mogła się domyślić, że coś jest nie tak. Był zbyt spokojny i aż dziwne, że się nie obudził. Był szpiegiem, na Merlina! Na pewno by się zorientował, więc powinno ją zdziwić, że tego nie zrobił.
-To naprawdę poważna sprawa – zaczęła Pomfrey – ale nie chcę go zabierać do Skrzydła Szpitalnego, bo tam czułby się źle. Dlatego musisz nim się opiekować według listy, z tym że on będzie nieprzytomny. Dasz sobie radę?
-Tak, tak.
-Porozmawiam ze skrzatami, żeby wam przynosiły śniadanie, obiad i kolację – powiedział Dumbledore. - Dla Severusa w formie płynnej, żeby łatwiej było ci go karmić.
-Dobrze, dziękuje, na pewno dam sobie radę.


16 komentarzy:

  1. Niestety kiepsko piszesz, w ogóle całe to Snape - Granger jest z deka chore. Radzę Ci zająć się czymś innym.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do anonimka:
      Komentarz z serii " nie znam się, ale wypowiem". Czytałam wiele opowiadań typu HG/SS i stwierdzam, że akurat Weird Charlotte jest jedną z lepszych polskich autorek tekstów z paringiem Snape-Granger. Wg mnie, oczywiście.

      Do autorki:
      Nie przejmuj się takimi komentarzami, bo piszesz naprawdę świetnie i powinnaś rozwijać swój talent. Wiem, że każdy negatywny komentarz boli, nieważne jak bardzo się tego wypieramy.

      Lecę czytać dalsze rozdziały. ;)

      Taiyo

      Usuń
    2. Zaczeła bardzo słabo, ale stwierdzam, że polepszyło jej sie od poprzedniego rozdziału gdzieś tak. Nadal miejscami słabo. Jedna z lepszych? Znasz się? Ciekawe...
      Doprowadzacie często słabe talenty (bez obrazy autorko naprawde coraz lepiej piszesz) do samouwielbienia. Zastanów sie nad tym "Taiyo".

      Usuń
  2. Super rozdział-jak na razie jeden z najlepszych. Pisz tak dalej. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mi się bardzo podobało czekam na więcej :**

    OdpowiedzUsuń
  4. Piękne <3 Kiedy następna notka? :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Cudowny <3 Troszeczkę boje się o Severus'a, mam nadzieję, że nic mu nie będzie.. Dobrze, że jest z nim Hermiona :)
    *Pozdrawiam Wiki :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Nikołajewna9 lipca 2013 00:37

    Bardzo fajny rozdział ;)
    Hermiona opiekująca się Severusem, jakie to słoodkie :3 Mam nadzieję, że jakoś się wykaraska z tego w miarę szybko ;>
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
  7. Jezu, przepiękne!! Kiedy następny ? <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetnie piszesz . <3 czekam na kolejny rozdział . ;3
    Tylko niekiedy urywasz literki nap "Pani" a chcesz napisać "Panie" . :D
    ale ogólnie to jest świetne . :3

    OdpowiedzUsuń
  9. Oooo, Hermi opiekuje się Sevem <3 no i Severus taki szlachetny, tak ją broni c: ale rozwalil mnie Voldi 'zakochany' w Hermionie :D

    OdpowiedzUsuń
  10. Proszę o zastosowanie się do regulaminu, inaczej blog zostanie usunięty ze Stowarzyszenia. Możliwość drugiego zapisu będzie aktywna dopiero po dokładnym przeczytaniu każdego z regulaminów.
    Ekipa SS

    OdpowiedzUsuń
  11. świetne opowiadanie . dzisiaj zaczynam czytać :D mam tylko pytanie? czy voldemort czasami nie umie kochać ? ;) oczywiście nie chcę tu mówić że nie wiesz o czym piszesz czy coś w tym stylu tylko po prostu taka sugestia :D Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Genious , majstersztyk :3

    OdpowiedzUsuń
  13. Biedny Snape, a ona tez.... :(

    OdpowiedzUsuń
  14. "łyknęła powietrze, jakby znów zbierała się na płacz, ale dotknął jej ręki." <3
    Luna

    OdpowiedzUsuń