Gdy tylko się obudziła poczuła silny
ból głowy. W jej żołądku odbywała się istna rewolucja, a
kończyny odmawiały posłuszeństwa. Było jej zimno i niezbyt
wygodnie.
Otworzyła oczy, lecz oślepiło ją
światło, więc zaczęła mrugać, aż przyzwyczaiła się do
otoczenia.
Z wielkim trudem podniosła się i
opuściła nogi na podłogę. Wszystko zawirowało jeszcze bardziej,
więc na chwilę przymknęła oczy. Jej żołądek przewrócił się
na drugą stronę, a w jelitach poczuła coś ciężkiego i
oślizgłego.
Przyłożyła dłoń do ust, a z jej
oczu wydostało się kilka łez. Nie mogła się teraz poddać, dać
jej tej satysfakcji.
Ale właściwie komu i po co chciała
coś udowodnić – sama nie wiedziała.
Wstała, podtrzymując się kolumienki
łóżka i powolnym krokiem ruszyła w stronę łazienki. Czuła,
jakby podłoga się pod nią uginała i naprawdę niewiele brakowało,
żeby się przewróciła.
Dotarła do łazienki i zmęczonym
wzrokiem spojrzała w lustro. Pod jej oczami malowały się ogromne,
czarne cienie; piegi na bladej cerze praktycznie zniknęły, skóra
stała się jakby przeźroczysta, lecz najgorzej było z włosami.
Niegdyś zdrowe, długie i rude; teraz stały wiotkie, łamały się,
wypadały i jakby lekko straciły dawny blask i kolor.
Radziła sobie z tym prawie dwa
miesiące, więc dziś też da radę.
Wzięła szybki, ciepły prysznic. Na
twarz zaczęła nakładać makijaż. Wyciągi z ziół pobudziły jej
skórę, odzyskała ona dawny kolor, usta potraktowała czerwonym
błyszczykiem, włosy związała i była praktycznie gotowa.
Grała. Grała już tyle czasu, a była
tak słaba w środku. Dziwiła się, ze nikt tego nie zauważył.
Nawet Hermiona.
Skrzywiła się. Nie miała ochoty
myśleć o tym, co ona zrobiła. Jak wiele rzeczy przed nią zataiła.
Gdyby tego nie zrobiła, to wszystko byłoby inaczej, lepiej. Byłyby
w stanie temu zapobiec, razem.
Lecz wiedziała, że teraz przepadło i
nigdy nie będą ze sobą tak blisko, jak były wcześniej. To jest
rana, której po prostu nie da się zagoić. Blizna pozostanie na
zawsze.
Zabrała torbę z książkami
i ruszyła w stronę Wielkiej Sali. Tak bardzo nie chciało jej się
tam iść, przebywać wśród tak wielu szczęśliwych ludzi. Ale nie
podda się.
Tęskniła przede wszystkim
za jedną osobą. Ta osoba żyła i miała się raczej dobrze, lecz
nie mogli się spotkać. Nie było do tego okazji, choć tak bardzo
tego pragnęła.
Przypomniała sobie moment,
w którym się złamała. Po tym, jak Hermiona jej o wszystkim
powiedziała. Czuła, jakby wyrwano jej kawałek serca, które teraz
obficie krwawiło. Gdy tylko dotarła do sypialni zasunęła kotary
łóżka, rzuciła wszystkie możliwe zaklęcia wyciszające i
odstraszające, po czym płakała tak długo, aż zabrakło jej łez
i tak głośno, aż nie mogła mówić.
Wtedy ruszyła w stronę
bramy Hogwartu. Była trzecia w nocy i nawet Filch już spał.
Wezwała go w odpowiedni
sposób i przybył po kilku minutach.
O wszystkim mu opowiedziała,
po czym płakała już w jego ramionach, bezpieczna. Żałowała, że
nie może to trwać wiecznie. Że nie może opuścić szkoły i
zamieszkać razem z nim, jakoś bardzo daleko stąd, żeby wojna ich
nie dotknęła. W świecie mugoli. Wszystko, tylko żeby się stąd
wydostać.
Usiadła przy stole i
spojrzała na Harry'ego. On nie umiał ukrywać swoich uczuć.
Uznała, że nie fair byłoby nie powiedzieć mu o wszystkim, więc
następnego dnia po tym, jak się dowiedziała, opowiedziała mu.
Załamał się jeszcze bardziej, o ile to w ogóle było możliwe.
Teraz siedział zgarbiony i
cichy. Schudł bardzo dużo od wydarzeń ostatnich miesięcy, włosy
wyraźnie mu opadły, cera zbladła, a znak wydawał się jedyną
żywą rzeczą w całej jego postaci.
Cały dzień, jak zwykle,
starała się być szczęśliwa i pełna energii, aby nie dać innym
powodów do niepokoju. Nie chciała być dla nikogo problemem czy
niepotrzebnym ciężarem. Pomagała innym, śmiała się i opowiadała
żarty, choć w sercu tak naprawdę czuła ogromną pustkę.
Dzień mijał za dniem,
jedne wolniej niż inne, czasami więcej się uczyła, czasami
spędzała wieczory ze znajomymi ze swojego domu. Nigdy nie
odchodziła w nieodpowiednich momentach, nie przerywała rozmów.
Gdy była sama odreagowywała
– przeważnie płakała.
Lecz nigdy nie dopuściła
do tego, żeby ktokolwiek się dowiedział. Nawet ci najbliżsi,
rodzina, przyjaciele, nie mogli wiedzieć, co tak naprawdę czuła.
Była silna i nie da im powodów do zmartwień, nie złamie się,
nigdy.
Tylko on wiedział. I
dlatego jej go tak brakowało, przez te wszystkie wieczory pełne
udawanych uśmiechów i szczęścia, które już nigdy nie będzie
należało do niej. Tylko on mógł dać jej siłę, bo tak naprawdę
na co dzień była słaba, bezsilna. Tylko jemu w pełni ufała, tak
jak kiedyś Hermionie. Życie powoli uczyło ją, że ludzie nie
powinni wiedzieć, co tak naprawdę czujesz. Tylko jego była pewna,
liczyła się z jego zdaniem i w pełni była mu oddana. Jak nikomu
innemu wcześniej.
Nie wiedziała, kiedy to się
stało, kiedy zwykła przyjaźń przerodziła się w mocne i trwałe
uczucie. To było jakby oczywiste – taka kolej rzeczy. Nie chciała
z tym walczyć, bo bardzo jej się to podobało.
Dlatego tęskniła. Oddała
mu wszystko i tylko w jego towarzystwie mogła to odzyskać.
I tak umierała wewnątrz, z
dnia na dzień, coraz bardziej ćwicząc swoje umiejętności
aktorskie, aż do pewnego momentu.
To było nagłe spotkanie
Zakonu. Dostała informacje od Harry'ego, więc szybko się zerwała,
z nadzieją, że go zobaczy.
Lecz gdy dotarła na
Grimmauld Place, gdzie teraz przenieśli się Weasleyowie i główna
siedziba Zakonu, zaskoczyło ją to, co się tam działo. Spodziewała
się zwykłego zamieszania, ciepłej atmosfery pełnej rozmów i
gorącej czekolady lub herbaty. Zastała zupełnie co innego.
Wszyscy siedzieli na
krzesłach bądź sofach, wyprostowani i jakby lekko zdziwieni, a na
środku stała para czarodziejów. Dumbledore, machający rękami i
próbujący uspokoić wrzeszczącą młodą kobietę.
To była Hermiona, ale nie
wyglądała za dobrze. Jej włosy skołtuniły i napuszyły się
jeszcze bardziej, straciła lekko z wagi, odkąd Ginny ostatnio ją
widziała, a na dodatek była jeszcze bledsza.
Ale to jej słowa
najbardziej ją zaskoczyły. Brzmiała na wystraszoną i rozgniewaną.
-Panie profesorze, to
naprawdę za wiele! Z całym szacunkiem, ale powinien pan coś z tym
zrobić! Nie ma go cztery dni, CZTERY! Niech mi pan nie przerywa! Wie
pan, co tam się może dziać? Był tam pan, czuł to?! NIECH GO PAN
SPROWADZI!
Mówiła bardzo szybko i
niespokojnie, czasami jakby zapadając się w sobie. To nie była ich
Hermiona, coś zdecydowanie było nie tak.
-Co się dzieje? - zapytała
automatycznie.
Starsza Gryfonka obróciła
głowę w jej stronę, ale potem wróciła wzrokiem do Dyrektora.
-Niech pan coś zrobi!
-Panno Granger – przerwał
jej wreszcie, głosem dużo mocniejszym. - Postaram się...
-NIECH MNIE PAN POSŁUCHA –
wybuchła wreszcie, a łzy trysnęły z jej oczu potężnymi
strumieniami. - ON TAM MOŻE UMIERAĆ, MOŻE CIERPIEĆ, NAWET JUŻ
NIE ŻYĆ, ON MOŻE...
-PANNO GRANGER!
Wszyscy zamarli. Dyrektor
nigdy, ale to nigdy nie krzyczał. Nawet Hermiona spojrzała na niego
zdziwiona i jakby speszona.
-Pani chyba uważa, że los
Severusa jest mi obojętny, lecz muszę panią zapewnić, że tak nie
jest! Wysłałem już po niego najlepiej wykwalifikowanych
czarodziejów i czekam na ich raporty! Póki co nie mogę nic więcej
zrobić i niech mi pani uwierzy, że wcale nie jestem z tego
zadowolony.
-Kogo? - zapytała, jakby
spokojniejsza, ale dalej patrząc mu w oczy z gniewem. - Kogo pan
wysłał?
-Armstronga i Remusa.
Skinęła, usiadła na
wolnym fotelu i skuliła się.
Ginny stała jak wryta, nie
wierząc w to, co właśnie usłyszała.
Lecz nie zdążyła się
nawet odezwać, gdyż otworzyły się drzwi.
Hermiona podskoczyła z
fotela i spojrzała w tamtą stronę.
-I gdzie on jest? - spytała
poważnie, stanowczo.
-W kryjówce, którą znamy,
nie ma nikogo. Jest pusta i nawet ściągnięto co trudniejsze
zaklęcia obronne. Weszliśmy do środka nic nie znaleźliśmy –
opowiedział Remus i oboje opadli na sofę.
Giny podbiegła do
Billy'ego, starając się zbadać jego stan zdrowotny. Zadawała im
podstawowe pytania, lecz nie była w stanie się skupić, gdyż
Hermiona chodziła tam i z powrotem po pokoju.
-Musimy coś z tym zrobić –
orzekła wreszcie. - Naprawdę, gdzieś przecież muszą być.
-Nie znaleźliśmy naprawdę
nic. Pusto. Sterylnie czysto. Żadnych śladów – zapewniał ją
Remus, jednakże na próżno.
-To nic. Na pewno coś jest.
Coś, co przeoczyliście. Cokolwiek.
-Nie ma nic, uwierz mi.
Obejrzeliśmy każdy pokój od góry do dołu, nawet zeszliśmy do
lochów – nic.
-Musieliście coś
przeoczyć. Przecież, na Merlina, nie rozpłynęli się w powietrzu!
-Hermiono,
ufasz nam?
-Ufam,
ale...
-Nic tam
nie było.
Stanęła
na środku i spojrzała na nich poważnym wzrokiem.
-Nie
mogło zdarzyć się tak, że...
-Nie
mogło – zaprzeczył stanowczo Remus.
Stała
tak długo i patrzyła na nich, jakby zwiastowali jakieś ważne
wydarzenie, które jednak odwołano. Nici z baloników i kolorowych
kokardek.
-Przecież
nie mogli... Nie mogli tak po prostu...
Hermiona
najwyraźniej traciła nad sobą kontrolę. Stała, powstrzymując
łzy i cała się trzęsąc.
To był
obraz istnej rozpaczy. Wyglądała gorzej, niż kobiety, które w
pierwszej wojnie straciły swojego męża.
Ginny
poczuła mocne ukłucie w sercu. Poczuła ponowną, siostrzaną
miłość do przyjaciółki i jedynie ostatki nienawiści pozostawały
w jej sercu.
-Myślę,
że Hermiona ma rację – powiedziała wreszcie, pozwalając
koleżance się uspokoić. - Skoro nie mamy żadnych dowodów, to
musimy szukać, nie mogli po prostu zniknąć.
Starsza
Gryfonka podniosła na nią wzrok, a po jej policzkach leciały łzy.
Usta ułożyły się w słowo ,,dziękuję'', lecz nie wydobył się
z nich żaden dźwięk.
Po
chwili usiadła koło Remusa, cicho przepraszając go za poprzednie
słowa. Ten zapewnił ją, że w pełni to rozumie i że nie ma się
czym martwić.
Reszta
spotkania minęła im na ustalaniu, co w tej sytuacji mogą zrobić.
Nie wymyślili w zasadzie nic kreatywnego, oprócz zbierania
informacji. Bez tego ani rusz.
Wszyscy
zaczęli się rozchodzić do domów. Hermiona nie była do końca
pewna, co ma ze sobą zrobić, aż usiadł koło niej Dumbledore.
-Ja
bardzo przepraszam za dzisiaj, panie profesorze – powiedziała
cicho, spuszczając głowę. - Ja nie... - urwała, nie wiedząc co
powiedzieć.
-Och, ja
panią rozumiem, panno Granger i wcale się nie gniewam. Miłość
doprowadza do wariactwa.
Zaśmiała
się cicho.
-Miłość...
- podniosła głowę. - Nie sądzę, żeby to była miłość. Po
prostu przywiązanie. Sam pan rozumie, praktycznie tylko z profesorem
Snape'm widywałam się przez ten cały czas i teraz czuję się
taka... Pusta...
-Nie
musi się pani przede mną tłumaczyć. Tak się zastanawiałem, czy
nie chciałaby pani wrócić do szkoły?
-Och, z
wielką chęcią, dziękuję. – Uśmiechnęła się szeroko.
Choć
tak naprawdę bardzo, ale to bardzo nie chciała wracać. Kochała te
wieczory, które spędzała ze Snape'm i te nieliczne chwile, kiedy
siedzieli bardzo blisko siebie lub nawet się obejmowali.
Chociaż
to już się nie zdarzy, a na pewno nie w najbliższym czasie. Nie
było go.
Zamknęła
na chwile oczy. Teraz nie będzie o tym myśleć.
Opadła
na sofę naprzeciwko kominka. W poniedziałek miała wrócić do
szkoły, co oznaczało, że jutro powinna się przeprowadzić do
swoich komnat Prefekt Naczelnej. Prawdopodobnie jej nowego domu.
Zamknęła
na chwilę oczy. Ostatnie dni były dla niej udręką. Żyła w
ciągłym oczekiwaniu na to, że Snape wreszcie wróci. Wściekły,
ledwo żywy, zakrwawiony, poobijany, połamany, ale żywy. Chciała
się dowiedzieć, gdzie on jest i w jakim stanie się znajduje. Kiedy
wróci, co się z nim dzieje. W jej sercu panowała coraz większa
pustka. Gdy nie płakała była całkowicie wyszczuta z emocji.
Czuła, jakby jej serce powoli rozpadało się na małe kawałki.
Przypomniała
sobie, co wydarzyło się między nimi zaraz przed wezwaniem. Nie
wierzyła w to, co mówił, chciała mu to udowodnić, wyciągnąć z
niego prawdę.
Zacisnęła
dłonie we włosach i otworzyła oczy. Nie to teraz było ważne. W
ogóle ona nie była teraz ważna. Jedyną ważną w tym momencie
rzeczą było to, aby odzyskać Snape'a.
Zrobiła
sobie herbatę i zabrała się do porywającej prozy Tolkiena. To,
jak daleko mógł ją zabrać ,,Silmarillion'' było rzeczą wręcz
nieprawdopodobną i piękną jednocześnie.
Zasnęła
na kanapie, zwinięta w kłębek, z głową na oparciu, a książka z
cichym dźwiękiem opadła na ziemię. Jeżeli nie książka, to
świat snu zabierze ją daleko stąd i nie będzie musiała się
więcej przejmować wojną.
Bardzo
się myliła.
Jej sny,
zwykle spokojne i melancholijne, przedstawiające podróże w piękne,
odległe miejsca, teraz zamieniły się w istny koszmar. To było
długie pasmo niezastopowanego bólu i zła.
Najpierw
widziała ogromną łąkę, pokrytą zieloną trawą i pięknymi,
białymi kwiatami. Górowało nad nią niebo, niebieskie i
przejrzyste. Wszystko było wspaniałe i piękne, jak zawsze. Aż
nadeszły ciemne, gęste chmury. Zakryły sklepienie i nawet jeden
ciepły promień nie przedostawał się przez ich masę. Powoli coś
ciemnego zaczęło z nich kapać. I bynajmniej nie był to deszcz.
Krew. Najprawdziwsza, mocno czerwona krew.
Najpierw
spadała na kwiaty, zmieniając ich piękny kolor. Potem także trawa
uległa ich wpływom. Pojawiały się kałuże, aż zamieniły się w
jedno ogromne jezioro krwi.
I
wypłynęły z niego ciała. Jedne większe, inne mniejsze. Dzieci,
kobiety i mężczyźni. Śmierciożercy, profesorowie, jej
przyjaciele i rodzina. Dryfowali wokół niej, a ona krzyczała,
czując, że także powoli się topi. Krzyczała jakieś imię, nie
zrozumiałe dla niej do końca, aż do jej ust napłynęła krew.
Zaczęła się dławić, aż poczuła mocny uścisk w pasie i ktoś
wyciągnął ją nad powierzchnię wody.
Gdy się
obudziła była cała mokra od potu. Trzęsła się, gdyż w nocy
temperatura w lochach znacznie spadała.
Podeszła
do kominka i dorzuciła trochę drewna. Nie miała ochoty znowu iść
spać, choć zegar wskazywał dopiero godzinę trzecią. Nie czuła
się na siłach, żeby zacząć się pakować. Nie miała ochoty
myśleć ani czytać. Więc usiadła i wpatrzyła się w ogień.
Było w
tym coś niesamowitego. Że mogła po prostu usiąść i patrząc się
w ten jeden punkt o wszystkim zapomnieć.
Jeżeli
o czymś myślała i coś czuła, to potem musiała nie pamiętać.
Było jej ciepło i wygodnie. Oparta o sofę, z wyciągniętymi przed
siebie nogami i zieloną herbatą.
Stwierdziła
później, że chciałaby tak spędzać swoje wieczory, gdyby tylko
mogła. Było w tym coś wspaniałego i unikalnego. Sama nie
rozumiała tego uczucia, ale tliło się gdzieś w jej sercu i
tchnęło w nią nową nadzieję na to, że jeszcze kiedyś naprawdę
może być dobrze.
Nie
zdawała sobie sprawy, jak wiele te wydarzenia w niej zmieniły i ile
zmieniają w tej chwili. Każde jej uczucie było poddawane dokładnej
obróbce tych małych, łapczywych rączek przebrzydłej kreatury
zwanej wojną, która chciała się dobrać do każdej cząstki jej
umysłu i serca.
Oby nie
zdążyła. Oby to wszystko skończyło się wcześniej. Oby tylko
była w stanie funkcjonować normalnie.
Po
dopiciu herbaty chyba znowu zasnęła i tym razem nie śniło się
jej już nic złego.
Jejku wreszcie rozdział!!!
OdpowiedzUsuńNapisze tylko że warto było na niego poczekać:3
Zgadzam się z komentarzem osoby wcześniej! Zżera mnie ciekawość co się stało z Sevem.
OdpowiedzUsuńLuna
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńWitam.
OdpowiedzUsuńMoże zacznę od tego, że dzisiaj poszukiwałam bloga do tworzenia kolejnej analizy. Weszłam w pierwszy lepszy z nadzieją, że ukaże mi się jakaś beznadziejna Mary Sue i znalazłam tą perełkę. Zaczęłam czytać. Pierwsza reakcja - uśmiech. Cholerny uśmieszek, który nie schodził mi z twarzy aż do tego rozdziału.
Przez kilka godzin monotonnie śledziłam tekst. Dziewczyno, uczyniłaś coś co mało kto potrafi. Jesteś drugą osobą, której opowieść na stronie przeżywałam. Masz talent, nie zmarnuj tego i ani mi się waż nie skończyć tej historii. ;)
Rozumiem, że szkoła to ważna rzecz. Nauka to podstawa, ale czy byłaby możliwość powiadamiania mnie o kolejnych notkach?
Z góry przepraszam, pozdrawiam i dużo weny.
~Dywanik.
Ps. Proszę wybaczyć za usunięcie poprzedniego komentarza, ale zobaczyłam w nim drobne niedociągnięcie (w skrócie powtórzenie), a ja wręcz nie znoszę tak banalnych błędów.
Miłego wieczoru.
Ależ ja naprawdę nie mam najmniejszego zamiaru przestawać pisać, wręcz przeciwnie, głowa mi pęka od pomysłów, a nie mam kiedy pisać.
UsuńOch, ale mi zrobiłaś niespodziankę. Wchodzę sobie na stronkę (już czwarty raz dzisiaj XD), patrzę, a tu co? Nowa notka! Nie wyobrażasz sobie jak się ucieszyłam. A co do rozdziału... wow *__* te trzy malutkie literki doskonale opisują to co czuję. Po pochłonięciu tekstu przez dobre 5 minut siedziałam i wpatrywałam się w ekran, a w mojej głowie tłukły się niesamowicie natrętne myśli. Co się stało z Sevem? W co ten Nietoperz znowu się wpakował? Co oni, do cholery, do siebie czują?! itp. Gdy wreszcie je trochę ogarnęłam postanowiłam napisać ten "krótki" komentarz. Pomijając półgodzinny wstęp: jesteś wspaniała, notka również, warto było na nią czekać (teraz będę czatować na następną :P) dzięki tobie odnalazłam nowy sens w życiu: czytanie twoich opowiadań :3 No cóż, to by było na tyle.
OdpowiedzUsuńKłaniam się nisko i Weny życzę ♥
bullek
P.S. nie wiesz może kiedy pojawi się kolejny rozdział "MPB"?
Jeżeli chodzi o MPB to waham się między zawieszeniem a usunięciem.
UsuńOch... no cóż, pozostanie mi jeszcze to opowiadanko :)
UsuńNie zawieszaj MPB! Proszę *•* Ten blog jest tak inny, tak ciekawy... To na niego codziennie whodzę w poszukiwaniu kolejnej notki
Usuń*wchodzę
UsuńCo się dzieje z Snape'm?! Biedna Hermiona! Super rozdział :) Czekam na anstępny!!
OdpowiedzUsuńGdzie jest mój Sevcio ? CO mu się dzieje ? Czekam na następny rozdział
OdpowiedzUsuńPozdrowienia
Jane
świetny rozdział *-* prosimy o więcej takich ;)
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział:) Mam nadzieję że Snape szybko się znajdzie bo brakuje mi Go :( Czekam na kolejne rozdziały ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
SaQreczka :P
Sorry za spam .ALE :D Nominowałam cię do Blog Liebster Award
OdpowiedzUsuńhttp://hogwart-z-punktu-widzenia-dumbledore.blogspot.com/p/nominacje.html
Konbanwa!
OdpowiedzUsuńHm... Warto było czekać. Rozdział jak zawsze świetny ;3 nawet Sev by postawił wybitny *,*
Cieszę się niezmiernie z tego iż znalazłaś trochę czasu ;3
A tak z ciekawości... Do której Ty klasy chodzisz? bo tak się zastanawiam co Ci czas zjada. :D
Weny!
Grell
Nya~!
No niestety klasa pierwsza, czyli ten najgorszy przeskok. Pierwsze 2 miesiące były najgorsze, bo wydawało mi się, że przedmiotów jest tak dużo, że sobie nie poradzę, ale teraz jest już lepiej, bo się przyzwyczaiłam, choć dalej jest tego mnóstwo.
UsuńHehhhh... Błagam Cię, nie strasz mnie xdd Ja za rok (to znaczy we wrześniu) będę miała to "piekło" xDD Jaki język dodatkowy wybrałaś?
UsuńFrancuski. Piękny, ale trudny </3
UsuńTeż mam francuski *U* fajny, ale skomplikowany jak cholera. Tyle, że ja chodzę do drugiej gimbazy ;P
UsuńJejuuu *.* Cudowny rozdział! Co zrobiłaś z moim Sev'ciem? Biedna Herm...
OdpowiedzUsuńI dołączam się do pytania powyżej :)
Persefona
Witam Cię serdecznie!
OdpowiedzUsuńZostałaś nominowana do "Liebster Blog Award". Na moim blogu znajduje się odnośnik do pytań ;)
Pozdrawiam i życzę weny w dalszym pisaniu!
www.dark-love-riddle.blog.onet.pl
Co się stało z Sevem? O jaką osobę chodzi Ginny? Co takiego powiedziała Harry'emu?
OdpowiedzUsuńI DLACZEGO TYLE TRZEBA BYŁO CZEKAĆ NA NASTĘPNY ROZDZIAŁ?! Ja na prawdę odchodziłam od zmysłów,gdy przez tyle nie dodawałaś notki ;///
Ginny chodziło o Billy'ego przecież...
Usuń