Spis treści

Prolog1 2 3 45 6 7 8910111213141516 17 18
19 202122 23 2425262728 29 30 31

poniedziałek, 16 września 2013

Rozdział 21.

Witam, witam :D
Nie było mnie tu chyba dwa tygodnie. No ale tak. Po pierwsze zaczął się rok szkolny, co oznacza naukę i głupie lektury, które są tak głupie, że nie jestem w stanie ich czytać. Gdy zwykle pochłaniam książki w całości, lektury mnie nudzą. 
Po drugie piszę jeszcze tego bloga: http://milosc-polaczona-bolem.blogspot.com/ i piszę rozdziały na zmianę, dlatego tyle schodzi.
Przechodząc do rozdziału: to jeden wielki eksperyment. Uznałam, że niewygodnie mi się tak pisze. Wszystkie powtórzenia i inne błędy są tu zastosowane specjalnie, żeby podkreślić, że to jest zwykły dziennik. 
Chyba tyle, liczę na komentarze!

Dzień pierwszy.
Dziś zaczął się czas, w którym mam odpoczywać. Profesor Snape powiedział, że powinnam pisać ten dziennik, żeby przelewać w niego wszystko, co czuję i się tym nie przejmować. A na końcu to spalimy.
W takim razie zaczęłam pisać, bo nie chcę myśleć. Nachodzą mnie same smutne myśli, a wiem, że mam się odstresować, żeby jak najszybciej wrócić do zdrowia. Czas więc wyrzucić z siebie wszystko co czuję.
Przede wszystkim poczucie winy nie daje mi spać. Śmierć Rona i pana Weasley'a strasznie mnie gnębi. Wiedziałam o wszystkim i nic z tym nie zrobiłam. To straszne.
Chociaż powiedziałam o wszystkim profesorowi Snape'owi, a nie chce mi się wierzyć, że on nic z tym nie zrobił. Pewnie wszystko zaplanował Dumbledore.
Szczerze, to nie chce mi się wierzyć, że ten człowiek, że ten miły, ciepły Dyrektor, który pojawił się w moim domu siedem lat temu i powiedział, że jestem czarownicą, jest taki dwulicowy. Manipulant. I, na Merlina, świetny aktor. Nie wiem, co było grą, a co prawdą.
Do tego zaplanowałam sobie kilka spraw, kiedy już stąd wyjdę. Na pewno chcę odwiedzić rodziców, a profesor Snape powiedział, że to jest bardzo dobry pomysł, że udam się tam pod koniec mojego pobytu tutaj. To świetnie, bo nie widziałam rodziców od świąt i strasznie za nimi tęsknię.
Muszę także wyjaśnić wszystko Ginny, opowiedzieć jej o moich snach. Nie chcę mieć przed nią tajemnic, tak jak sobie kiedyś obiecywałyśmy. Myślałam o napisaniu listu (Snape określił to jako 'wskazane'), lecz uznałam, że lepiej będzie powiedzieć jej to prosto w oczy.
Zastanawia mnie także ten wielki, biały stwór z rezydencji. Zostawił ogromne, głębokie blizny. Gdy ich dotykam, to strasznie bolą, ale dostałam na to jakąś maść. Mam nadzieję, że znikną.
To naprawdę nie jest nic miłego, bo skóra wokół ran jest naciągnięta, przez co nie mogę wykonywać wszystkich czynności. Żeby podnieść coś z ziemi muszę kucnąć, bo schylając się mogłabym uszkodzić skórę na plecach, a nie chcę tego robić.
Niedawno zaczęły mnie też nachodzić myśli o szkole. Nie przybędę na rozpoczęcie mojego ostatniego roku w Hogwarcie, o ile w ogóle do niego wrócę. Po powrocie od rodziców i spotkaniu z Ginny mam zamiar ostro zabrać się do pracy, żeby jak najszybciej wrócić do normalnego stanu. Bo nie dopuszczam do siebie myśli o porażce.
Ostatnią rzeczą, o której chciałam napisać, jest miejsce, w którym się znajduje i jak tu w ogóle trafiłam.
Oczywiście przed wyjazdem zasypałam profesora mnóstwem pytań o to miejsce, na które odpowiadał zdawkowo, bo twierdził, że wszystko zobaczę na miejscu. A gdy chciałam się dowiedzieć, jak tu trafię, cytuję:
-Cholera, Granger, musisz wszystko wiedzieć? Idź spać i daj mi już dzisiaj spokój.
Tak, naprawdę wiele to wyjaśniało, lecz szybko usnęłam. Dalej nie czułam się najlepiej.
Gdy się obudziłam znajdowałam się tutaj.
Szczerze, to wyobrażałam sobie, że to będzie biały, jasny pokój bez drzwi, w którym bez przerwy będzie grać spokojna muzyka, a zamiast jednej ściany znajdować się będzie okno weneckie. Jak bardzo się pomyliłam!
Obudziłam się w ogromnym, drewnianym łożu, pod tysiącem kołder i koców w ciepłych kolorach. Było mi super wygodnie, więc przeleżałam w nim chyba trzy godziny, nim wstałam. Bo zrobiłam się głodna.
Ściany zbudowane były z drewna, w kominku trzaskał ogień, a zza jednego okna widać góry oraz zimową pogodę. Podłoga pokryta jest czerwonymi, perskimi dywanami. Znajduje się tu jeszcze stół z krzesłem, półka na książki i niewielka łazienka.
Dodatkowo jestem ubrana w jakąś śmieszną flanelową piżamę, a jedzenie dostaję, gdy tylko mam na nie ochotę. Po prostu podchodzę do stołu i na kartce piszę, na co mam akurat ochotę, po czym to pojawia się na stole.
Dziś, na przykład, dwa razy zjadłam kurczaka i doprawiłam stosem ciasteczek i kakaem.
Cały dzień siedziałam sama i spałam, czytałam, albo jadłam. Jutro ma przyjść profesor Snape i bardzo się z tego cieszę, bo zrobiło się trochę nudno.

Dzień drugi.
Szczerze mówiąc, to czuję znaczną poprawę.
Dziś także po obudzeniu się długo leżałam w łóżku, a potem zrobiłam sobie długą, ciepłą, odprężającą kąpiel. Chyba tego mi było trzeba, bo odprężyłam się jak nigdy, słuchając uspokajającej muzyki.
Gdy coś zjadłam, przyszedł profesor Snape i dał mi mnóstwo instrukcji. Co mam jeść, jakie eliksiry pić, jakie książki czytać, itd.
Na jego widok strasznie się ucieszyłam. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, jak samotnie się tu czułam, jak samotnie czułam się u Voldemorta i jak bardzo chciałam być blisko kogoś.
Tak szczerze, to zatrzymywałam go tutaj jak najdłużej, udając głupią i mówiąc, że nic nie rozumiem. Ton jego głosu był naprawdę uspokajający, tak samo jak czerń oczu.
Gdy sobie poszedł, to od razu wzięłam się do czytania. Nie chciałam za bardzo myśleć, jak mi źle.
Ale nie mogłam czytać zbyt długo. Potem zaczęłam skakać, biegać i śpiewać jakieś dziwne piosenki. Nie czułam się dobrze. Trwałam w takim stanie przez jakieś dwie godziny, aż padłam ze zmęczenia i dopiero po wypiciu jakiegoś głupiego eliksiru się uspokoiłam.
Wtedy wszystko wydawało mi się smutne i bezsensowne i tak sobie biegając starałam się znaleźć coś, co mogło by mnie zainteresować. Na próżno.
Teraz czuję się trochę zagubiona i niepewna. Zdałam sobie sprawę, że tak naprawdę nie wiem, gdzie jestem. Ufam profesorowi Snape'owi, ale Dumbledore'owi już nie, a to przecież z nim Mistrz Elikisrów się konsultował, więc jeśli Dyrektor go zmusił...
Z tym że Snape na pewno by nie pozwolił, żeby stało mi się nic złego. Pomimo tego, jak bardzo jest wredny, to tak naprawdę bardzo opiekuje się Zakonem. Czasami myślę, że przez każdą zabitą przez niego przeżyły jakieś cztery.
Pomimo tego, jak wiele robi, jest niedoceniany i nieszanowany, a sam wydaje się także niezbyt zadowolony z tego, co się z nim dzieje.
Szczerze mówiąc, to się mu nie dziwię. To, co musiał w życiu przejść... Straszne.
Teraz należy mu się trochę odpoczynku i szczęścia, a on sobie wmawia, że to niemożliwe.
Pokażę mu, że możliwe. Wszystko zaczyna sprowadzać się do tego, że obiecałam sobie, że wreszcie z nim będę. Bo wiem, że tak naprawdę go kocham i to nie jest takie zwykłe zauroczenie. Chcę się nim zająć i po zakończeniu wojny dać mu spokojną przyszłość.
To miejsce chyba nie za dobrze działa na mnie psychicznie, ale za to fizycznie czuję się świetnie. To dopiero dwa dnia, a ja już trochę przybrałam na wadzę, bo praktycznie cały czas jem. Jestem wypoczęta i spokojna. Wszystkie parametry są w normie, jak powiedział Snape po badaniu i bardzo szybko wracam do formy.
Mam wielką nadzieję, że nie stracę wiele z roku szkolnego, a jednocześnie nie wyobrażam sobie wrócić do szkoły, w której nie będzie Rona.
Zaczęłam o nim myśleć, zanim zaczęłam pisać dzisiejszą 'spowiedź' jak zwykłam o tym myśleć. Dalej czuję się winna i odkąd w moich myślach pojawiło się jego imię, płaczę. Po prostu łzy dużymi strumieniami spływają mi po policzkach, bo kochałam go. Kochałam go jak brata i czuję się tak, jakbym sama sobie wyrwała cząstkę siebie. To straszne i nieetyczne.
Bardzo bardzo mi z tym źle i chcę się do kogoś przytulić.
Zauważyłam, że zaczęłam potrzebować bliskości ciała. Chcę mieć kogoś, kto będzie mnie chronił. I nawet znam taką osobę, ale zbliżenie się do niej w tej chwili jest niemożliwe. Bo nawet nie wiadomo, jak daleko jest.
I znowu poczułam się zagubiona. To strasznie głupie uczucie. Tak, jakbym nigdzie nie pasowała.
Bo właściwie tak będzie, jeśli mojej magii nie da się odzyskać. Ani mugolem, ani charłakiem, ani czarodziejem. Taka chodząca niewiadoma.
Strasznie świerzbi mnie ręka od magii. Tak dawno nie miałam przy sobie różdżki. Tęsknię za nią, bo była jak naturalne przedłużenie mojej dłoni. Kolejna rzecz, która została ostatnio mi zabrana.
Chyba czas zażyć kolejną porcję eliksirów. Nie smakują za dobrze, ale po wypiciu ich czuję przyjemne ciepło w środku i wiem, że pracowały nad nimi smukłe palce Snape'a, dlatego bardzo je lubię.
Zdecydowanie potrzebuję więcej towarzystwa.

Dzień trzeci.
Merlinie.
Dziś, jak zwykle, bardzo późno wstałam i bardzo dużo jadłam.
Miałam dziwny sen. Siedziałam na schodach w Malfoy Manor, a ze mną pan Weasley i Ron. Obydwoje się uśmiechali, a ja płakałam i coś krzyczałam. Pamiętam, że starali się mnie uspokoić, ale nie dawali rady. Potem z sali wyszedł profesor Snape, powiedział, że to koniec, po czym zastrzelono go mugolską bronią.
Nie mam bladego pojęcia, co to mogło znaczyć, ale strasznie się bałam, że ten sen był kolejną wyrocznią i że przez w głąb w mój umysł Voldemort dowiedział się, że Snape jest szpiegiem i przegramy wojnę. Po tak zinterpretowałam to, co widziałam we śnie. Pan Weasley i Ron mieli symbolizować wgląd do mojego umysłu, ja swoją winę, a reszta była dla mnie sprawą oczywistą.
Więc w stanie mocnego zdenerwowania chodziłam od ściany do ściany.
Na szczęście profesor przyszedł dziś dużo wcześniej, bo zaczynałam się trząść z nerwów. Szybko zaczął mnie uspokajać, a ja mało nie popłakałam się ze szczęścia, gdy mi powiedział, że sytuacja na wojnie się nie zmieniła.
Zrobił mi jakiejś dziwnej herbatki, po czym wytransmutował sofę naprzeciwko kominka, na której usiedliśmy.
Bardzo się cieszyłam, że nie były to dwa oddzielne siedzenia, bo wtedy bylibyśmy rozdzielenia, a tak przynajmniej stykaliśmy się ramionami. Bo to nie była duża sofa.
Na początku dopytywałam się, co się dzieje w Zakonie, ale nie dostałam żadnej informacji. To podobno dla mojego zdrowia.
Potem starałam się dowiedzieć, co ze mną jest i czy odzyskam magię, ale mój stan został sprawdzony dopiero po tym, jak dopiłam ten dziwnie smakujący płyn. Byłam już pewna, że to nie zwykła herbata.
Gdy profesor Snape zaczął odprawiać nade mną swój zwykły rytuał, starałam się wczuć, żeby poczuć w sobie choć odrobinę magii. I istotnie, poczułam jakieś dziwne wibracje, jakby coś w moich żyłach budziło się do życia.
Dowiedziałam się, że oznacza to znaczną poprawę i że nie będę musiała tu już długo siedzieć. Chciałam skakać ze szczęścia, ale po wczorajszym wariactwie nie chciałam się przemęczać. Bałam się, że wszystko zaprzepaszczę.
Opowiedziałam profesorowi o moim wczorajszym zachowaniu i widziałam, że ostatkiem sił powstrzymywał się od wydarcia się na mnie, po czym usiadł obok i nie odzywał się przez długi czas. Aż się bałam, że może dostał jakiegoś wylewu, czy czegoś w tym stylu.
Gdy wreszcie się odezwał nakazał mi, żebym po jego wyjściu cały czas leżała w łóżku i piła dziwną herbatkę i jadła jakieś specjalne krakersy.
Przez chwilę siedzieliśmy patrząc się w ogień. Czułam, jak całe ciało mnie świerzbi, od chęci dotknięcia go. W pewnym momencie się poruszył i się przestraszyłam, że może chce wyjść.
Wtedy, niepewnie, zapytałam, czy mogę się do niego przytulić. Nigdy nie myślałam, że mogę zadać tak naiwne pytanie, ale jakaś część mnie kazała to zrobić. Serce zabiło mi szybciej, a przed oczami wszystko się zamazało, gdy oczekiwałam na odpowiedź.
Spojrzał na mnie, jakbym była stworzeniem nie z tej ziemi, po czym podniósł rękę, a ja szybko przywarłam do niego, obejmując w pasie.
Przez chwilę siedział spięty, po czym rozluźnił się i usiadł wygodniej.
Naprawdę nie sądziłam, że kiedykolwiek komukolwiek może być tak wygodnie jak mi w tamtej chwili. Zamknęłam oczy, chłonąć ciepło i twardość jego ciała.
Jego ręka na moich plecach zaczęła pełznąć dalej, aż dotarła do ramienia i wtedy poczułam, jak mięśnie profesora lekko się napinają, przyciągając mnie jeszcze bardziej do siebie.
Nie pozostałam mu dłużna, ciaśniej oplatając ręce wokół niego. Pod moją głową powoli i spokojnie podnosił się i opadał jego tors, słyszałam bicie jego serca.
Siedzieliśmy tak przez dość długą chwilę. Starałam się nie myśleć, że profesor na pewno zaraz sobie pójdzie i zostawi mnie samą. Bo nie wykazywał w tym kierunku żadnej chęci.
Aż do chwili, w której zaburczało mi w brzuchu. Nie czułam głodu, ale mój żołądek najwyraźniej tak.
Wtedy zaczął się podnosić, ale ja nagle pisnęłam, gdyż moje włosy zaplątały się wokół jednego z guzików w jego surducie.
Dla obserwatora postronnego ta sytuacja musiałaby wyglądać komicznie. Snape pół stojąc, pół siedząc i ja, starająca się wyrwać włosy.
-Przestań się wiercić – mruknął wreszcie, po czym zaczął odplątywać moje włosy.
Gdy to wreszcie zrobił, wstał i wrócił z talerzem pełnym jedzenia.
Wyszedł chwilę później, a ja zostałam sama, rozpaczliwie wbijając się w miejsce, w którym jeszcze przed chwilą siedział i pochłaniając danie.
Gdy skończyłam jeść zabrałam ten dziennik i pióro i leżąc w łóżku zaczęłam opisywać zdarzenia dzisiejszego dnia.
Nie wiem, czy mogę, ale chyba tęsknię za profesorem Snape'm.

Dzień czwarty.
Wszystko jednocześnie jest dobrze i źle. Nawet nie wierzę, że to się dzieje.
Wstałam jak zwykle i od razu wypiłam pięć fiolek eliksirów. Przez chwilę siedziałam lekko zamroczona, po czym zjadłam tonę frytek z ketchupem. Bardzo dawno nie jadłam frytek.
Po długim zastanawianiu się, kiedy przyjdzie profesor Snape, zabrałam się do czytania jakiejś śmiesznej książki o małym czarodzieju szukającym swojej Tiary. Dawno się tak nie uśmiałam.
Gdy skończyłam czytać usiadłam w miejscu, które wczoraj zajmował Snape. Wydawało mi się ono jakoś szczególnie ciepłe i wygodne, więc spędziłam tam dość dużo czasu, popijając herbatkę.
Gdy spojrzałam za okno, między grubymi płatkami śniegu przebijał się zachód Słońca. Trochę się przestraszyłam, bo Mistrz Eliksirów przychodził zwykle koło południa.
Znowu coś zjadłam i zaczęłam myśleć. Ostatnio nie lubię tego robić, bo przyprawia mnie to o ból głowy i robi mi się potem niedobrze. Lecz tym razem jakoś same przyszły myśli o profesorze, potem o Voldemorcie i takim tokiem myśleniem doszłam do momentu, w którym przywołał moje najgłębsze wspomnienia.
Obezwładnił mnie ból, chyba upadłam na podłogę i złapałam się za głowę. Obrazy same pojawiały się w mojej głowie, nawet nie mogłam ich powstrzymać.
Jedno z tych wielkich przyjęć, które rodzice często organizowali. Szczególnie tata bardzo je lubił. Zawsze wtedy musiałam ubierać krótką, czerwoną sukienkę, a że natura dość szybko postanowiła obdarzyć mnie piersiami, to zwykle z dużym dekoltem. I chodziłam po takim przyjęciu, pełnym alkoholu, w tej sukience.
To konkretne wspomnienie było najokropniejsze. Jedne z ostatnich dni przed rozpoczęciem mojego pierwszego roku w Hogwarcie. Szłam koło jakiegoś młodego, może dwudziestoletniego, chłopaka, który nagle mnie do siebie przyciągnął. Szczerze mówiąc, to byłam do tego przyzwyczajona. Nie raz chcieli mnie całować albo tu i ówdzie dotknąć. Ten jednak był dość ohydny. Od razu zaczął mnie rozbierać i po chwili wszedł we mnie od tyłu.
Pamiętam, jak strasznie krzyczałam i płakałam, ale nikt nie chciał mi pomóc, goście nawet nie spojrzeli w moją stronę, jakby to było normą. Rodzice siedzieli w sąsiednim pokoju i rozmawiali z jakimś człowiekiem w białym stroju. Zachowywali się tak, jakby w ogóle mnie nie słyszeli.
Gdy ten chłopak we mnie doszedł, po czym puścił, szybko uciekłam do siebie do pokoju.
Widziałam jeszcze rodziców, którzy się potem uśmiechali aż do mojego wyjazdu, więc praktycznie nie wychodziłam z pokoju, myśląc tylko o szkole.
Przed moimi oczyma zaczął się malować obraz wielkiego kufra, do którego pakowałam nie tylko przedmioty, które miały przy sobie zwykłe uczennice.
Wtedy zobaczyłam te czarne tęczówki i po raz kolejny usłyszałam łacińskie inkantacje, które zaczęły mi się podobać.
Po chwili usiadłam na podłodze, a Snape patrzył na mnie jakimś dziwnym wzrokiem.
Czułam, jak po moich policzkach spływają łzy.
Nie wierzyłam, naprawdę nie wierzyłam. Na początku myślałam, że może to tylko wyobrażenie, że mi się tylko to przyśniło, ale potem wszystko zrozumiałam. Do tego właśnie służyłam na tych przyjęciach w tej czerwonej sukieneczce i rodzice zawsze byli zadowoleni, gdy udało mi się kogoś zaspokoić.
Teraz pamiętam to, jakby wydarzyło się wczoraj. Dawno, dawno temu wyparłam te wspomnienia z umysłu, a teraz...
-GRANGER, CHOLERA! - do moich uszu dotarł krzyk.
Podniosłam wzrok na nauczyciela i, nie myśląc wiele, szybko się do niego przytuliłam i to tak mocno, że nawet gdyby chciał, to by nie mógł uciec.
Przez chwilę siedział nieruchomo, po czym także mnie objął.
Szybko skończyły mi się łzy, więc przez kolejne minuty jeszcze patrzyłam beznamiętnie na materiał surduta.
Wstałam, a Snape usiadł na krześle i wysłuchał mojej opowieści. Byłam tak wstrząśnięta, że chodziłam bez przerwy od drzwi do ściany.
Gdy skończyłam spojrzałam na profesora, który przez chwilę był zdziwiony, po czym opanowała go furia. Wyraźnie było to widać.
-I oni na to pozwolili? - warknął, lecz widziałam, że i tak się powstrzymuje.
Stałam przez chwilę, oddychając ciężko i starając się znowu nie rozpłakać. Miałam dość bycia nieszczęśliwą.
-Tak – mruknęłam wreszcie.
Powstrzymałam kilka szlochów, po czym usiadłam na łóżku i już nie powstrzymywałam łez, pozostając cicho.
Poczułam, jak ktoś siada obok i spojrzałam na Snape'a. Mimowolnie się uśmiechnęłam. Czułam się lepiej, gdy wiedziałam, że mogę na kogoś liczyć.
Dostałam kilka ziółek na uspokojenie na później, po czym usiadłam i przed napisaniem dzisiejszej spowiedzi przypomniałam sobie jeszcze kilka okropnych sytuacji. Nie pamiętałam o tym bólu, o zamykaniu mnie podczas wakacji w pokoju, żebym 'nauczyła się pokory', o tym, jak ojciec mnie bił, a matka na mnie krzyczała...
Najgorsze było to, że rodzice zawsze się nawzajem w tym popierali i działali razem. Było niewiele chwil, w których mnie wysłuchiwali, bądź kiedy byliśmy naprawdę szczęśliwi.
Wszystko uspokoiło się dopiero na wakacjach między czwartą i piątą klasą.
Idę nałykać się ziółek i do spania.
Mam nadzieję, że szybko się stąd wydostanę, bo to miejsce nie działa na mnie dobrze.
W sumie dziś już nie czuję się taka samotna. Wiem, że ktoś o mnie myśli.

Dzień piąty.
To chyba ostatni mój dzień pobytu tutaj. Przynajmniej tak mi się wydaje.
Cały dzisiejszy dzień przeleżałam w łóżku, jedząc i łykając tysiące eliksirów.
Nie chciało mi się wstawać, bo obudziłam się z niezłą depresją.
Wiedziałam, że muszę coś z tym zrobić, bo jak będę się źle czuła, to na pewno się stąd nie wydostanę. Nawet sobie postanowiłam, że powiem Snape'owi, że nie czuję się tu dobrze.
Wzięłam kilka tych pozytywnych książek i cały dzień czytałam. Te książki są strasznie krótkie, więc przeczytałam chyba sześć.
Usiadłam na łóżku i czekałam chyba godzinę na Snape'a, który nie przyszedł.
To chyba był czas na sen, ale nie miałam na to ochoty, więc zabrałam dziennik i napisałam to.
Dziś bardzo krótko, ale nic się nie działo, więc nie miałam o czym pisać.
Chyba nałykam się czegoś na sen, a jutro postaram się powiadomić jakoś Snape'a, że mam dość.
Pomimo tego, że jestem samotna, to tak się nie czuję.

Tak tylko mówię, bo to dla mnie ważne.

15 komentarzy:

  1. Wchodzę patrzę a tu nowy rozdział !! Ale się ucieszyłam !! Super ci wyszedł , czekam na następny!!


    mojeminiopowiadania.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak zwykle pięknie :) Jak rodzice mogli tak traktować Hermionę!? No jak!? To takie smutne...
    Pozdrawiam i weny życzę
    Deeba

    OdpowiedzUsuń
  3. Ejj, to było świetne! *__*
    'GRANGER, CHOLERA' - hahahh xD
    Przepraszam, że króciutko, ale mam pewną książkę, którą chłonę (Harry Potter, a jak xD) i czyyyytam. :3
    Do nn! ♥

    OdpowiedzUsuń
  4. No nareszcie! :3 Bardzo ciekawie <3

    OdpowiedzUsuń
  5. bardzo się ucieszyłam na następny rozdział <3 jest świetny

    OdpowiedzUsuń
  6. Nareszcie pojawil sie nowy rozdzial! Wyszedl ci dobrze jak na pierwszy raz, ale wole opcje opowiadania. Czekam z niecierpliwoscia na nastepny! : )

    OdpowiedzUsuń
  7. bardzo dobry rozdział :) choć lepiej by było gdybyś pisała to jako opwiadanie takie jest moje zdanie ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Czekam na nowy rozdział !!!
    Fajnie jakbyś mogła jeszcze na wstępie informować za ile mniej wiecej bedzie nowy rozdział ;)))

    Zycze weny !!!

    OdpowiedzUsuń
  9. Podoba mi sie , jak budujesz napiecie w relacjach Hermiona/Snape, ze nie jest wszystko wylozone odrazu xD

    OdpowiedzUsuń
  10. o jeezu, świetne. *-* nie mogę się doczekać następnego rozdziału. ;o opcja opowiadania czy dziennika- tak samo wspaniałe. weny. ♥

    OdpowiedzUsuń
  11. Zajebisty rozdział ! I dobrze, że dość długi. Pisz szybko !!! /Anabeth

    OdpowiedzUsuń
  12. Świetny rozdział! Ogromnie sie ucieszyłam na nową część! Genialnie piszesz, takie jest napięcie przy scenach z Hermioną i Snape'em, czy się pocałują, czy nie? :) Błagam, pisz dalej i dodawaj rozdziały!!! Z.

    OdpowiedzUsuń
  13. Zostałaś nominowana do Liebster Blog Award ;) Szczegóły tu: http://to-tylko-igrzyska.blogspot.com/p/nagrody.html (Liebster Blog Award 2)

    OdpowiedzUsuń
  14. Powiem Ci, że mnie naprawdę zaskoczyłaś opisem relacji Hermiony z jej rodzicami, ale muszę przyznać, że nieźle to wymyśliłaś. A moment jak Snape i Mionka się przytulają był po prostu booooooski. Czekam na nowy rozdział <3
    Luna

    OdpowiedzUsuń
  15. " Aż się bałam, że może dostał jakiegoś wylewu, czy czegoś w tym stylu."
    Hahahaha, umarłam! Czytam dalej! To jest świetne!

    OdpowiedzUsuń