Witam, witam :D
Nie było mnie tu chyba dwa tygodnie. No ale tak. Po pierwsze zaczął się rok szkolny, co oznacza naukę i głupie lektury, które są tak głupie, że nie jestem w stanie ich czytać. Gdy zwykle pochłaniam książki w całości, lektury mnie nudzą.
Po drugie piszę jeszcze tego bloga: http://milosc-polaczona-bolem.blogspot.com/ i piszę rozdziały na zmianę, dlatego tyle schodzi.
Przechodząc do rozdziału: to jeden wielki eksperyment. Uznałam, że niewygodnie mi się tak pisze. Wszystkie powtórzenia i inne błędy są tu zastosowane specjalnie, żeby podkreślić, że to jest zwykły dziennik.
Chyba tyle, liczę na komentarze!
Dzień pierwszy.
Dziś zaczął się czas, w którym mam
odpoczywać. Profesor Snape powiedział, że powinnam pisać ten
dziennik, żeby przelewać w niego wszystko, co czuję i się tym nie
przejmować. A na końcu to spalimy.
W takim razie zaczęłam pisać, bo nie
chcę myśleć. Nachodzą mnie same smutne myśli, a wiem, że mam
się odstresować, żeby jak najszybciej wrócić do zdrowia. Czas
więc wyrzucić z siebie wszystko co czuję.
Przede wszystkim poczucie winy nie daje
mi spać. Śmierć Rona i pana Weasley'a strasznie mnie gnębi.
Wiedziałam o wszystkim i nic z tym nie zrobiłam. To straszne.
Chociaż powiedziałam o wszystkim
profesorowi Snape'owi, a nie chce mi się wierzyć, że on nic z tym
nie zrobił. Pewnie wszystko zaplanował Dumbledore.
Szczerze, to nie chce mi się wierzyć,
że ten człowiek, że ten miły, ciepły Dyrektor, który pojawił
się w moim domu siedem lat temu i powiedział, że jestem
czarownicą, jest taki dwulicowy. Manipulant. I, na Merlina, świetny
aktor. Nie wiem, co było grą, a co prawdą.
Do tego zaplanowałam sobie kilka
spraw, kiedy już stąd wyjdę. Na pewno chcę odwiedzić rodziców,
a profesor Snape powiedział, że to jest bardzo dobry pomysł, że
udam się tam pod koniec mojego pobytu tutaj. To świetnie, bo nie
widziałam rodziców od świąt i strasznie za nimi tęsknię.
Muszę także wyjaśnić wszystko
Ginny, opowiedzieć jej o moich snach. Nie chcę mieć przed nią
tajemnic, tak jak sobie kiedyś obiecywałyśmy. Myślałam o
napisaniu listu (Snape określił to jako 'wskazane'), lecz uznałam,
że lepiej będzie powiedzieć jej to prosto w oczy.
Zastanawia mnie także ten wielki,
biały stwór z rezydencji. Zostawił ogromne, głębokie blizny. Gdy
ich dotykam, to strasznie bolą, ale dostałam na to jakąś maść.
Mam nadzieję, że znikną.
To naprawdę nie jest nic miłego, bo
skóra wokół ran jest naciągnięta, przez co nie mogę wykonywać
wszystkich czynności. Żeby podnieść coś z ziemi muszę kucnąć,
bo schylając się mogłabym uszkodzić skórę na plecach, a nie
chcę tego robić.
Niedawno zaczęły mnie też nachodzić
myśli o szkole. Nie przybędę na rozpoczęcie mojego ostatniego
roku w Hogwarcie, o ile w ogóle do niego wrócę. Po powrocie od
rodziców i spotkaniu z Ginny mam zamiar ostro zabrać się do pracy,
żeby jak najszybciej wrócić do normalnego stanu. Bo nie dopuszczam
do siebie myśli o porażce.
Ostatnią rzeczą, o której chciałam
napisać, jest miejsce, w którym się znajduje i jak tu w ogóle
trafiłam.
Oczywiście przed wyjazdem zasypałam
profesora mnóstwem pytań o to miejsce, na które odpowiadał
zdawkowo, bo twierdził, że wszystko zobaczę na miejscu. A gdy
chciałam się dowiedzieć, jak tu trafię, cytuję:
-Cholera, Granger, musisz wszystko
wiedzieć? Idź spać i daj mi już dzisiaj spokój.
Tak, naprawdę wiele to wyjaśniało,
lecz szybko usnęłam. Dalej nie czułam się najlepiej.
Gdy się obudziłam znajdowałam się
tutaj.
Szczerze, to wyobrażałam sobie, że
to będzie biały, jasny pokój bez drzwi, w którym bez przerwy
będzie grać spokojna muzyka, a zamiast jednej ściany znajdować
się będzie okno weneckie. Jak bardzo się pomyliłam!
Obudziłam się w ogromnym, drewnianym
łożu, pod tysiącem kołder i koców w ciepłych kolorach. Było mi
super wygodnie, więc przeleżałam w nim chyba trzy godziny, nim
wstałam. Bo zrobiłam się głodna.
Ściany zbudowane były z drewna, w
kominku trzaskał ogień, a zza jednego okna widać góry oraz zimową
pogodę. Podłoga pokryta jest czerwonymi, perskimi dywanami.
Znajduje się tu jeszcze stół z krzesłem, półka na książki i
niewielka łazienka.
Dodatkowo jestem ubrana w jakąś
śmieszną flanelową piżamę, a jedzenie dostaję, gdy tylko mam na
nie ochotę. Po prostu podchodzę do stołu i na kartce piszę, na co
mam akurat ochotę, po czym to pojawia się na stole.
Dziś, na przykład, dwa razy zjadłam
kurczaka i doprawiłam stosem ciasteczek i kakaem.
Cały dzień siedziałam sama i spałam,
czytałam, albo jadłam. Jutro ma przyjść profesor Snape i bardzo
się z tego cieszę, bo zrobiło się trochę nudno.
Dzień drugi.
Szczerze mówiąc, to czuję znaczną
poprawę.
Dziś także po obudzeniu się długo
leżałam w łóżku, a potem zrobiłam sobie długą, ciepłą,
odprężającą kąpiel. Chyba tego mi było trzeba, bo odprężyłam
się jak nigdy, słuchając uspokajającej muzyki.
Gdy coś zjadłam, przyszedł profesor
Snape i dał mi mnóstwo instrukcji. Co mam jeść, jakie eliksiry
pić, jakie książki czytać, itd.
Na jego widok strasznie się
ucieszyłam. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, jak samotnie się tu
czułam, jak samotnie czułam się u Voldemorta i jak bardzo chciałam
być blisko kogoś.
Tak szczerze, to zatrzymywałam go
tutaj jak najdłużej, udając głupią i mówiąc, że nic nie
rozumiem. Ton jego głosu był naprawdę uspokajający, tak samo jak
czerń oczu.
Gdy sobie poszedł, to od razu wzięłam
się do czytania. Nie chciałam za bardzo myśleć, jak mi źle.
Ale nie mogłam czytać zbyt długo.
Potem zaczęłam skakać, biegać i śpiewać jakieś dziwne
piosenki. Nie czułam się dobrze. Trwałam w takim stanie przez
jakieś dwie godziny, aż padłam ze zmęczenia i dopiero po wypiciu
jakiegoś głupiego eliksiru się uspokoiłam.
Wtedy wszystko wydawało mi się smutne
i bezsensowne i tak sobie biegając starałam się znaleźć coś, co
mogło by mnie zainteresować. Na próżno.
Teraz czuję się trochę zagubiona i
niepewna. Zdałam sobie sprawę, że tak naprawdę nie wiem, gdzie
jestem. Ufam profesorowi Snape'owi, ale Dumbledore'owi już nie, a to
przecież z nim Mistrz Elikisrów się konsultował, więc jeśli
Dyrektor go zmusił...
Z tym że Snape na pewno by nie
pozwolił, żeby stało mi się nic złego. Pomimo tego, jak bardzo
jest wredny, to tak naprawdę bardzo opiekuje się Zakonem. Czasami
myślę, że przez każdą zabitą przez niego przeżyły jakieś
cztery.
Pomimo tego, jak wiele robi, jest
niedoceniany i nieszanowany, a sam wydaje się także niezbyt
zadowolony z tego, co się z nim dzieje.
Szczerze mówiąc, to się mu nie
dziwię. To, co musiał w życiu przejść... Straszne.
Teraz należy mu się trochę
odpoczynku i szczęścia, a on sobie wmawia, że to niemożliwe.
Pokażę mu, że możliwe. Wszystko
zaczyna sprowadzać się do tego, że obiecałam sobie, że wreszcie
z nim będę. Bo wiem, że tak naprawdę go kocham i to nie jest
takie zwykłe zauroczenie. Chcę się nim zająć i po zakończeniu
wojny dać mu spokojną przyszłość.
To miejsce chyba nie za dobrze działa
na mnie psychicznie, ale za to fizycznie czuję się świetnie. To
dopiero dwa dnia, a ja już trochę przybrałam na wadzę, bo
praktycznie cały czas jem. Jestem wypoczęta i spokojna. Wszystkie
parametry są w normie, jak powiedział Snape po badaniu i bardzo
szybko wracam do formy.
Mam wielką nadzieję, że nie stracę
wiele z roku szkolnego, a jednocześnie nie wyobrażam sobie wrócić
do szkoły, w której nie będzie Rona.
Zaczęłam o nim myśleć, zanim
zaczęłam pisać dzisiejszą 'spowiedź' jak zwykłam o tym myśleć.
Dalej czuję się winna i odkąd w moich myślach pojawiło się jego
imię, płaczę. Po prostu łzy dużymi strumieniami spływają mi po
policzkach, bo kochałam go. Kochałam go jak brata i czuję się
tak, jakbym sama sobie wyrwała cząstkę siebie. To straszne i
nieetyczne.
Bardzo bardzo mi z tym źle i chcę się
do kogoś przytulić.
Zauważyłam, że zaczęłam
potrzebować bliskości ciała. Chcę mieć kogoś, kto będzie mnie
chronił. I nawet znam taką osobę, ale zbliżenie się do niej w
tej chwili jest niemożliwe. Bo nawet nie wiadomo, jak daleko jest.
I znowu poczułam się zagubiona. To
strasznie głupie uczucie. Tak, jakbym nigdzie nie pasowała.
Bo właściwie tak będzie, jeśli
mojej magii nie da się odzyskać. Ani mugolem, ani charłakiem, ani
czarodziejem. Taka chodząca niewiadoma.
Strasznie świerzbi mnie ręka od
magii. Tak dawno nie miałam przy sobie różdżki. Tęsknię za nią,
bo była jak naturalne przedłużenie mojej dłoni. Kolejna rzecz,
która została ostatnio mi zabrana.
Chyba czas zażyć kolejną porcję
eliksirów. Nie smakują za dobrze, ale po wypiciu ich czuję
przyjemne ciepło w środku i wiem, że pracowały nad nimi smukłe
palce Snape'a, dlatego bardzo je lubię.
Zdecydowanie potrzebuję więcej
towarzystwa.
Dzień trzeci.
Merlinie.
Dziś, jak zwykle, bardzo późno
wstałam i bardzo dużo jadłam.
Miałam dziwny sen. Siedziałam na
schodach w Malfoy Manor, a ze mną pan Weasley i Ron. Obydwoje się
uśmiechali, a ja płakałam i coś krzyczałam. Pamiętam, że
starali się mnie uspokoić, ale nie dawali rady. Potem z sali
wyszedł profesor Snape, powiedział, że to koniec, po czym
zastrzelono go mugolską bronią.
Nie mam bladego pojęcia, co to mogło
znaczyć, ale strasznie się bałam, że ten sen był kolejną
wyrocznią i że przez w głąb w mój umysł Voldemort dowiedział
się, że Snape jest szpiegiem i przegramy wojnę. Po tak
zinterpretowałam to, co widziałam we śnie. Pan Weasley i Ron mieli
symbolizować wgląd do mojego umysłu, ja swoją winę, a reszta
była dla mnie sprawą oczywistą.
Więc w stanie mocnego zdenerwowania
chodziłam od ściany do ściany.
Na szczęście profesor przyszedł dziś
dużo wcześniej, bo zaczynałam się trząść z nerwów. Szybko
zaczął mnie uspokajać, a ja mało nie popłakałam się ze
szczęścia, gdy mi powiedział, że sytuacja na wojnie się nie
zmieniła.
Zrobił mi jakiejś dziwnej herbatki,
po czym wytransmutował sofę naprzeciwko kominka, na której
usiedliśmy.
Bardzo się cieszyłam, że nie były
to dwa oddzielne siedzenia, bo wtedy bylibyśmy rozdzielenia, a tak
przynajmniej stykaliśmy się ramionami. Bo to nie była duża sofa.
Na początku dopytywałam się, co się
dzieje w Zakonie, ale nie dostałam żadnej informacji. To podobno
dla mojego zdrowia.
Potem starałam się dowiedzieć, co ze
mną jest i czy odzyskam magię, ale mój stan został sprawdzony
dopiero po tym, jak dopiłam ten dziwnie smakujący płyn. Byłam już
pewna, że to nie zwykła herbata.
Gdy profesor Snape zaczął odprawiać
nade mną swój zwykły rytuał, starałam się wczuć, żeby poczuć
w sobie choć odrobinę magii. I istotnie, poczułam jakieś dziwne
wibracje, jakby coś w moich żyłach budziło się do życia.
Dowiedziałam się, że oznacza to
znaczną poprawę i że nie będę musiała tu już długo siedzieć.
Chciałam skakać ze szczęścia, ale po wczorajszym wariactwie nie
chciałam się przemęczać. Bałam się, że wszystko zaprzepaszczę.
Opowiedziałam profesorowi o moim
wczorajszym zachowaniu i widziałam, że ostatkiem sił powstrzymywał
się od wydarcia się na mnie, po czym usiadł obok i nie odzywał
się przez długi czas. Aż się bałam, że może dostał jakiegoś
wylewu, czy czegoś w tym stylu.
Gdy wreszcie się odezwał nakazał mi,
żebym po jego wyjściu cały czas leżała w łóżku i piła dziwną
herbatkę i jadła jakieś specjalne krakersy.
Przez chwilę siedzieliśmy patrząc
się w ogień. Czułam, jak całe ciało mnie świerzbi, od chęci
dotknięcia go. W pewnym momencie się poruszył i się
przestraszyłam, że może chce wyjść.
Wtedy, niepewnie, zapytałam, czy mogę
się do niego przytulić. Nigdy nie myślałam, że mogę zadać tak
naiwne pytanie, ale jakaś część mnie kazała to zrobić. Serce
zabiło mi szybciej, a przed oczami wszystko się zamazało, gdy
oczekiwałam na odpowiedź.
Spojrzał na mnie, jakbym była
stworzeniem nie z tej ziemi, po czym podniósł rękę, a ja szybko
przywarłam do niego, obejmując w pasie.
Przez chwilę siedział spięty, po
czym rozluźnił się i usiadł wygodniej.
Naprawdę nie sądziłam, że
kiedykolwiek komukolwiek może być tak wygodnie jak mi w tamtej
chwili. Zamknęłam oczy, chłonąć ciepło i twardość jego ciała.
Jego ręka na moich plecach zaczęła
pełznąć dalej, aż dotarła do ramienia i wtedy poczułam, jak
mięśnie profesora lekko się napinają, przyciągając mnie jeszcze
bardziej do siebie.
Nie pozostałam mu dłużna, ciaśniej
oplatając ręce wokół niego. Pod moją głową powoli i spokojnie
podnosił się i opadał jego tors, słyszałam bicie jego serca.
Siedzieliśmy tak przez dość długą
chwilę. Starałam się nie myśleć, że profesor na pewno zaraz
sobie pójdzie i zostawi mnie samą. Bo nie wykazywał w tym kierunku
żadnej chęci.
Aż do chwili, w której zaburczało mi
w brzuchu. Nie czułam głodu, ale mój żołądek najwyraźniej tak.
Wtedy zaczął się podnosić, ale ja
nagle pisnęłam, gdyż moje włosy zaplątały się wokół jednego
z guzików w jego surducie.
Dla obserwatora postronnego ta sytuacja
musiałaby wyglądać komicznie. Snape pół stojąc, pół siedząc
i ja, starająca się wyrwać włosy.
-Przestań się wiercić – mruknął
wreszcie, po czym zaczął odplątywać moje włosy.
Gdy to wreszcie zrobił, wstał i
wrócił z talerzem pełnym jedzenia.
Wyszedł chwilę później, a ja
zostałam sama, rozpaczliwie wbijając się w miejsce, w którym
jeszcze przed chwilą siedział i pochłaniając danie.
Gdy skończyłam jeść zabrałam ten
dziennik i pióro i leżąc w łóżku zaczęłam opisywać zdarzenia
dzisiejszego dnia.
Nie wiem, czy mogę, ale chyba tęsknię
za profesorem Snape'm.
Dzień czwarty.
Wszystko jednocześnie jest dobrze i
źle. Nawet nie wierzę, że to się dzieje.
Wstałam jak zwykle i od razu wypiłam
pięć fiolek eliksirów. Przez chwilę siedziałam lekko zamroczona,
po czym zjadłam tonę frytek z ketchupem. Bardzo dawno nie jadłam
frytek.
Po długim zastanawianiu się, kiedy
przyjdzie profesor Snape, zabrałam się do czytania jakiejś
śmiesznej książki o małym czarodzieju szukającym swojej Tiary.
Dawno się tak nie uśmiałam.
Gdy skończyłam czytać usiadłam w
miejscu, które wczoraj zajmował Snape. Wydawało mi się ono jakoś
szczególnie ciepłe i wygodne, więc spędziłam tam dość dużo
czasu, popijając herbatkę.
Gdy spojrzałam za okno, między
grubymi płatkami śniegu przebijał się zachód Słońca. Trochę
się przestraszyłam, bo Mistrz Eliksirów przychodził zwykle koło
południa.
Znowu coś zjadłam i zaczęłam
myśleć. Ostatnio nie lubię tego robić, bo przyprawia mnie to o
ból głowy i robi mi się potem niedobrze. Lecz tym razem jakoś
same przyszły myśli o profesorze, potem o Voldemorcie i takim
tokiem myśleniem doszłam do momentu, w którym przywołał moje
najgłębsze wspomnienia.
Obezwładnił mnie ból, chyba upadłam
na podłogę i złapałam się za głowę. Obrazy same pojawiały się
w mojej głowie, nawet nie mogłam ich powstrzymać.
Jedno z tych wielkich przyjęć, które
rodzice często organizowali. Szczególnie tata bardzo je lubił.
Zawsze wtedy musiałam ubierać krótką, czerwoną sukienkę, a że
natura dość szybko postanowiła obdarzyć mnie piersiami, to zwykle
z dużym dekoltem. I chodziłam po takim przyjęciu, pełnym
alkoholu, w tej sukience.
To konkretne wspomnienie było
najokropniejsze. Jedne z ostatnich dni przed rozpoczęciem mojego
pierwszego roku w Hogwarcie. Szłam koło jakiegoś młodego, może
dwudziestoletniego, chłopaka, który nagle mnie do siebie
przyciągnął. Szczerze mówiąc, to byłam do tego przyzwyczajona.
Nie raz chcieli mnie całować albo tu i ówdzie dotknąć. Ten
jednak był dość ohydny. Od razu zaczął mnie rozbierać i po
chwili wszedł we mnie od tyłu.
Pamiętam, jak strasznie krzyczałam i
płakałam, ale nikt nie chciał mi pomóc, goście nawet nie
spojrzeli w moją stronę, jakby to było normą. Rodzice siedzieli w
sąsiednim pokoju i rozmawiali z jakimś człowiekiem w białym
stroju. Zachowywali się tak, jakby w ogóle mnie nie słyszeli.
Gdy ten chłopak we mnie doszedł, po
czym puścił, szybko uciekłam do siebie do pokoju.
Widziałam jeszcze rodziców, którzy
się potem uśmiechali aż do mojego wyjazdu, więc praktycznie nie
wychodziłam z pokoju, myśląc tylko o szkole.
Przed moimi oczyma zaczął się
malować obraz wielkiego kufra, do którego pakowałam nie tylko
przedmioty, które miały przy sobie zwykłe uczennice.
Wtedy zobaczyłam te czarne tęczówki
i po raz kolejny usłyszałam łacińskie inkantacje, które zaczęły
mi się podobać.
Po chwili usiadłam na podłodze, a
Snape patrzył na mnie jakimś dziwnym wzrokiem.
Czułam, jak po moich policzkach
spływają łzy.
Nie wierzyłam, naprawdę nie
wierzyłam. Na początku myślałam, że może to tylko wyobrażenie,
że mi się tylko to przyśniło, ale potem wszystko zrozumiałam. Do
tego właśnie służyłam na tych przyjęciach w tej czerwonej
sukieneczce i rodzice zawsze byli zadowoleni, gdy udało mi się
kogoś zaspokoić.
Teraz pamiętam to, jakby wydarzyło
się wczoraj. Dawno, dawno temu wyparłam te wspomnienia z umysłu, a
teraz...
-GRANGER, CHOLERA! - do moich uszu
dotarł krzyk.
Podniosłam wzrok na nauczyciela i, nie
myśląc wiele, szybko się do niego przytuliłam i to tak mocno, że
nawet gdyby chciał, to by nie mógł uciec.
Przez chwilę siedział nieruchomo, po
czym także mnie objął.
Szybko skończyły mi się łzy, więc
przez kolejne minuty jeszcze patrzyłam beznamiętnie na materiał
surduta.
Wstałam, a Snape usiadł na krześle i
wysłuchał mojej opowieści. Byłam tak wstrząśnięta, że
chodziłam bez przerwy od drzwi do ściany.
Gdy skończyłam spojrzałam na
profesora, który przez chwilę był zdziwiony, po czym opanowała go
furia. Wyraźnie było to widać.
-I oni na to pozwolili? - warknął,
lecz widziałam, że i tak się powstrzymuje.
Stałam przez chwilę, oddychając
ciężko i starając się znowu nie rozpłakać. Miałam dość bycia
nieszczęśliwą.
-Tak – mruknęłam wreszcie.
Powstrzymałam kilka szlochów, po czym
usiadłam na łóżku i już nie powstrzymywałam łez, pozostając
cicho.
Poczułam, jak ktoś siada obok i
spojrzałam na Snape'a. Mimowolnie się uśmiechnęłam. Czułam się
lepiej, gdy wiedziałam, że mogę na kogoś liczyć.
Dostałam kilka ziółek na uspokojenie
na później, po czym usiadłam i przed napisaniem dzisiejszej
spowiedzi przypomniałam sobie jeszcze kilka okropnych sytuacji. Nie
pamiętałam o tym bólu, o zamykaniu mnie podczas wakacji w pokoju,
żebym 'nauczyła się pokory', o tym, jak ojciec mnie bił, a matka
na mnie krzyczała...
Najgorsze było to, że rodzice zawsze
się nawzajem w tym popierali i działali razem. Było niewiele
chwil, w których mnie wysłuchiwali, bądź kiedy byliśmy naprawdę
szczęśliwi.
Wszystko uspokoiło się dopiero na
wakacjach między czwartą i piątą klasą.
Idę nałykać się ziółek i do
spania.
Mam nadzieję, że szybko się stąd
wydostanę, bo to miejsce nie działa na mnie dobrze.
W sumie dziś już nie czuję się taka
samotna. Wiem, że ktoś o mnie myśli.
Dzień piąty.
To chyba ostatni mój dzień pobytu
tutaj. Przynajmniej tak mi się wydaje.
Cały dzisiejszy dzień przeleżałam w
łóżku, jedząc i łykając tysiące eliksirów.
Nie chciało mi się wstawać, bo
obudziłam się z niezłą depresją.
Wiedziałam, że muszę coś z tym
zrobić, bo jak będę się źle czuła, to na pewno się stąd nie
wydostanę. Nawet sobie postanowiłam, że powiem Snape'owi, że nie
czuję się tu dobrze.
Wzięłam kilka tych pozytywnych
książek i cały dzień czytałam. Te książki są strasznie
krótkie, więc przeczytałam chyba sześć.
Usiadłam na łóżku i czekałam chyba
godzinę na Snape'a, który nie przyszedł.
To chyba był czas na sen, ale nie
miałam na to ochoty, więc zabrałam dziennik i napisałam to.
Dziś bardzo krótko, ale nic się nie
działo, więc nie miałam o czym pisać.
Chyba nałykam się czegoś na sen, a
jutro postaram się powiadomić jakoś Snape'a, że mam dość.
Pomimo tego, że jestem samotna, to tak
się nie czuję.
Tak tylko mówię, bo to dla mnie
ważne.
Wchodzę patrzę a tu nowy rozdział !! Ale się ucieszyłam !! Super ci wyszedł , czekam na następny!!
OdpowiedzUsuńmojeminiopowiadania.blogspot.com
Jak zwykle pięknie :) Jak rodzice mogli tak traktować Hermionę!? No jak!? To takie smutne...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i weny życzę
Deeba
Ejj, to było świetne! *__*
OdpowiedzUsuń'GRANGER, CHOLERA' - hahahh xD
Przepraszam, że króciutko, ale mam pewną książkę, którą chłonę (Harry Potter, a jak xD) i czyyyytam. :3
Do nn! ♥
No nareszcie! :3 Bardzo ciekawie <3
OdpowiedzUsuńbardzo się ucieszyłam na następny rozdział <3 jest świetny
OdpowiedzUsuńNareszcie pojawil sie nowy rozdzial! Wyszedl ci dobrze jak na pierwszy raz, ale wole opcje opowiadania. Czekam z niecierpliwoscia na nastepny! : )
OdpowiedzUsuńbardzo dobry rozdział :) choć lepiej by było gdybyś pisała to jako opwiadanie takie jest moje zdanie ;)
OdpowiedzUsuńCzekam na nowy rozdział !!!
OdpowiedzUsuńFajnie jakbyś mogła jeszcze na wstępie informować za ile mniej wiecej bedzie nowy rozdział ;)))
Zycze weny !!!
Podoba mi sie , jak budujesz napiecie w relacjach Hermiona/Snape, ze nie jest wszystko wylozone odrazu xD
OdpowiedzUsuńo jeezu, świetne. *-* nie mogę się doczekać następnego rozdziału. ;o opcja opowiadania czy dziennika- tak samo wspaniałe. weny. ♥
OdpowiedzUsuńZajebisty rozdział ! I dobrze, że dość długi. Pisz szybko !!! /Anabeth
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział! Ogromnie sie ucieszyłam na nową część! Genialnie piszesz, takie jest napięcie przy scenach z Hermioną i Snape'em, czy się pocałują, czy nie? :) Błagam, pisz dalej i dodawaj rozdziały!!! Z.
OdpowiedzUsuńZostałaś nominowana do Liebster Blog Award ;) Szczegóły tu: http://to-tylko-igrzyska.blogspot.com/p/nagrody.html (Liebster Blog Award 2)
OdpowiedzUsuńPowiem Ci, że mnie naprawdę zaskoczyłaś opisem relacji Hermiony z jej rodzicami, ale muszę przyznać, że nieźle to wymyśliłaś. A moment jak Snape i Mionka się przytulają był po prostu booooooski. Czekam na nowy rozdział <3
OdpowiedzUsuńLuna
" Aż się bałam, że może dostał jakiegoś wylewu, czy czegoś w tym stylu."
OdpowiedzUsuńHahahaha, umarłam! Czytam dalej! To jest świetne!