Szczerze mówiąc, to miałam zupełnie inne plany dotyczące tego rozdziału, ale wydaje mi się, że wyszło całkiem ciekawie C;
Obudziło ją jakieś dziwne szuranie.
Z trudem otworzyła oczy i zaczęła je
przecierać. Gdy już normalnie widziała, usiadła i rozglądnęła
się.
Zauważyła skrzata, który układał
coś w szafie. Spojrzał na nią i wystraszył się.
-Obudziłem panienkę? Ja bardzo,
bardzo, bardzo przepraszam! - pisnął, po czym się aportował.
-Nie, czekaj, to nie tak!
Sapnęła z irytacji, po czym
rozglądnęła się po pokoju.
Skądś znała to miejsce, ale nie
mogła sobie przypomnieć skąd. Ten pomarańczowy dywan, szafka z
książkami... Musiała już tu kiedyś być.
Położyła stopy na nagim marmurze i
przeszła przez środek pokoju. Po chwili pchnęła drzwi i ruszyła
wzdłuż korytarza. Aż dotarła do salonu w Ślizgońskich barwach.
Uśmiechnęła się pod nosem. Kwatery
profesora Snape'a.
Zdała sobie sprawę z kilku spraw i
miała ochotę skakać z radości. Jeden, nie była już sama na
jakimś pustkowiu. Dwa, odwiedzi rodziców i porozmawia z Ginny.
Trzy, zacznie ćwiczenia i niedługo wróci do Hogwartu...
Powód czwarty pojawił na końcu
korytarza, zmierzając w jej stronę ze złowieszczą miną.
-Ubieraj się.
-Idziemy gdzieś?
-Nie my, tylko ty. Jeszcze nie zaczął
się rok szkolny, więc jest okazja, żeby odwiedzić twoich
rodziców, o ile chcesz...
-Pewnie – podskoczyła.
Pomimo tego, co jej zrobili, dalej ich
kochała. Wychowali ją, przekazali swoje prawdy i nigdy nie
wspominali o tych krępujących latach.
Mimo wszystko jednak nie zachowywali
się tak, jakby czuli się winni, ale pozwolili jej o wszystkim
zapomnieć i od zakończenia tamtego okresu kochali ją całym swoim
sercem.
Niecałe pół godziny później
Hermiona konsumowała śniadanie w niewielkiej kuchni ze stołem
jadalnym, a jej nauczyciel wpatrywał się w jakiś punkt za nią,
czasami tylko spoglądając na jej talerz.
-Panie profesorze?
-Czego? - mruknął.
-Mógłby pan tam ze mną pójść?
Spojrzał jej tym razem w oczy.
Dopijała herbatę.
-Boisz się ich?
-Proszę? Nie, nie o to chodzi...
-Tylko o co?
Odwróciła spojrzenie.
-Mimo wszystko czułabym się lepiej.
-Dlaczego?
Wzruszyła ramionami.
-Nie wiem. Bez magii mi tak jakoś...
pusto. Nie czuję, że sama sobie na pewno poradzę – mruknęła
cicho.
-Mogę cię aportować prosto pod
drzwi.
-Nie, nie o to mi chodzi. Chcę, żeby
pan był tam ze mną.
-Dlaczego?
Spojrzała mu w oczy i wzruszyła
ramionami.
-Po prostu.
Nigdy w życiu nie przyznałaby się,
że nie będzie się czuła bezpiecznie bez swojego nauczyciela,
który już i tak wiele dla niej poświęca. Jednocześnie nie
chciała dokładać mu obowiązków i wiedziała, że bez niego sobie
nie poradzi.
-Jak mi wytłumaczysz, to pójdę –
powiedział, rozpierając się na krześle z wyrazem triumfu w
oczach.
Zebrała się w sobie.
-Chodzi mi o to, że... No, jakby to
powiedzieć... Sama nie dam rady.
-Co cię ogranicza?
-Brak wcześniejszego poczucia
bezpieczeństwa.
Wyrzuciła to z siebie, chowając się
za ogromnym kubkiem od herbaty.
-I niby ja mam ci to poczucie
bezpieczeństwa zapewnić? - prychnął.
Poczuła ukłucie w sercu. Jak mogła
być tak naiwna?
-Niech będzie – mruknął po chwili.
Odłożyła kubek i uśmiechnęła się
lekko.
-Rusz się – warknął, pewnie
wyczuwając, że chce dziękować.
Wyszli z kwater i ruszyli szkolnym
korytarzem.
Przemierzając zamek Hermiona dotykała
opuszkami palców marmurowych ścian. Tak dawno tu nie była.
Tęskniła za miejscem, które dawało jej poczucie bezpieczeństwa.
Krocząc przez błonia uśmiechała się
wesoło i podśpiewywała sobie pod nosem. Dzień był piękny i
słoneczny, nad Zakazanym Lasem unosiły się ptaki, a przed chatką
Hagrida leżał kieł, wodząc wzrokiem po trawie i oddalonym
jeziorze.
Gdy przekroczyli bramę, Snape podał
jej swoje ramię i po chwili poczuła mocne szarpnięcie w okolicach
pępka.
Przez chwilę stała z zamkniętymi
oczami, oddychając głęboko. Aportacja źle na nią działała.
Gdy spojrzała na uliczkę, w której
się znajdowała, znowu uśmiechnęła się szeroko.
Przy długiej, wąskiej ulicy stało
mnóstwo domów z ogromnymi ogrodami, podobnych do siebie. Jedyne, co
je różniło, to barwa, lecz wszystkie pozostawały w pastelowym
odcieniu.
Spojrzała na Snpe'a, który wyglądał
na znudzonego.
-Skąd pan wiedział, gdzie się
przenieść? - spytała po chwili.
Obdarzył ja leniwym spojrzeniem.
-W szkolnych aktach jest wpisany adres.
Odwróciła głowę i ruszyła przed
siebie. To było przecież oczywiste, że jako członek Zakonu znał
jej adres.
Pchnęła bramkę, lecz na próżno.
Uśmiechnęła się przekornie, po czym włożyła rękę pod daszek
murku. Kluczyka nie było.
-Chyba ich nie ma – mruknęła. - Gdy
wyjeżdżają, to zabierają stąd klucz.
Snape przewrócił oczami i nacisnął
przycisk na domofonie.
-Jest wojna, Granger i oni o tym dobrze
wiedzą. Zostali poinformowani i odpowiednio zabezpieczeni.
Zmarszczyła brwi i już miała pytać,
dlaczego o niczym nie wie, gdy w drzwiach pojawiła się niska, krępa
kobieta.
-Hermiona? - pisnęła i zaczęła biec
w jej stronę.
Pani Granger, oprócz budowy ciała,
nie miała w sobie nic, co odziedziczyć mogła po niej Hermiona.
Miała proste, choć gęste blond włosy, które delikatnie opadały
na jej ramiona. Była oszałamiająco piękna i nie posiadała
jeszcze żadnych zmarszczek.
Jo podbiegła do bramki i zaczęła
kombinować coś przy zamku.
-A pan to pewnie... - zaczęła się
zastanawiać, patrząc na niego – profesor Binns? - Hermiona
zaśmiała się. - A nie, nie, on miał przecież być duchem... W
takim razie...
-Snape – mruknął od niechcenia,
lecz z pełną gracją, nonszalancją i kulturą pocałował kobietę
w dłoń.
-Joanne Granager – odpowiedziała
kobieta i szarpnęła bramką, która wreszcie ustąpiła.
Kobiety padły sobie w ramiona.
-A gdzie tata? - spytała Hermiona, gdy
wreszcie się od siebie oderwały.
-W domu – odpowiedziała, uśmiechając
się. -Ufam, iż wstąpi pan do nas – odezwała się Jo,
przepuszczając Hermionę na posesję.
-A mam wybór? - mruknął.
-Wątpię.
Gryfonka nie mogła pozbyć się
wrażenia, że jej mama i Snape skądś się znają. Nie miała
jednak okazji o to spytać, gdyż z domu dobiegł ją krzyk ojca:
-Wszystko w porządku, Jo?
-Tak, tak, już idę – odpowiedziała
kobieta i ruszyła przez alejkę między kwiatami.
Nigdy nie mogła się nadziwić, jak
bardzo mama, po tylu latach małżeństwa, jest oddana i zakochana w
ojcu. Trwała przy nim cały czas i zawsze patrzyła na niego z
głębokim uwielbieniem. Często nachodziły ją myśli, czy sama
dałaby tak radę.
Weszła po wąskich schodkach do domu.
Pachniało tu szarlotką i wszędzie
jak zwykle było czysto i schludnie. Mama miała bzika na tym
punkcie.
Z pokoju wyłonił się jej ojciec z...
dzieckiem na rękach.
Był on dobrze zbudowany i wysoki. Miał
brązowe włosy i cynamonowe, duże oczy, patrzące wszędzie z
dobrocią.
Nikt nie wiedział, dlaczego Hermiona
miała kręcone włosy. Wszyscy w jej rodzinie mieli proste.
Przez chwilę stała oszołomiona,
spoglądając na małego człowieka, w niebieskim body.
-C-co? - wyrzuciła z siebie wreszcie.
- To wasze?
Grangerowie spojrzeli po sobie ze
zdziwieniem.
-To profesor Dumbledore nic ci nie
powiedział? - spytał Tony.
Hermiona obróciła się i rzuciła
spojrzenie w stronę nauczyciela, który wyglądał na
zaintrygowanego.
-Wiedział pan coś o tym?
Spuścił wzrok na nią i pokręcił
głową.
-Myśli pan, że to z powodu
Voldemorta? Jakaś manipulacja?
Zmrużył oczy.
-Masz na myśli to, że chciał ich
potem wykorzystać?
Skinęła.
-To by miało sens, ale nie jest w
stylu Dumbledore'a. Raczej powiedziałby ci od razu, żeby zmusić
cię do czegoś. Skuteczniej nakłonić do pobytu u Czarnego Pana...
-Ale że zgodziłam się od razu, to
nie musiał tego argumentu wykorzystywać i zostawił to na później?
-Wątpię, ale coś mi tu nie pasuje.
Przygryzła niepewnie wargę.
-Może naprawdę chciał ich chronić?
O dziwo Snape nie roześmiał się,
tylko wzruszył ramionami.
Po chwili rozsiedli się w salonie –
rodzice na kanapie, a nauczyciel z uczennicą na osobnych fotelach.
Hermiona trzymała małą Mary
Elizabeth w ramionach, a dziewczynka cały czas trzymała rączkę na
jej twarzy. Jej małe, szaro-zielone oczy błyszczały, a małe usta
układały się w przekorny, bezzębny uśmiech.
To było dziwne uczucie, po siedemnastu
latach bycia jedynaczką dowiedzieć się, że posiada się siostrę.
I to w tak nieoczekiwanych okolicznościach.
-Dumbledore powiedział nam, że
musiałaś udać się do tego całego Voldemorta – warknął Tony,
będąc absolutnie wściekłym. - Nic ci się nie stało?
-Tak, już wszystko dobrze –
odpowiedziała cienkim głosem, układając sobie siostrzyczkę na
kolanach.
-A twoja magia?
Hermiona spojrzała na matkę, która
wyglądała na zmartwioną. Zawsze twierdziła, że będzie ją
kochać czy jest czarownicą, czy nie, a teraz wyskakuje z czymś
takim.
-Parametry wracają do normy, jutro
zacznie ćwiczyć – odpowiedział Snape.
Pan Granger obrzucił go podejrzliwym
spojrzeniem.
-To pan jest tym całym Śmierciojadem,
prawda? - spytał gniewnie.
-Tato! - pisnęła Hermiona, patrząc
na niego z dezaprobatą.
-Nie – odpowiedział nauczyciel. - Ja
jestem Śmierciożercą – w tym momencie uśmiechnął się
wrednie.
-I to przez pana moja córka musiała
się udać do tego wariata?
Hermiona patrzyła się na ojca, jakby
ten co najmniej tańczył nago tango na stole.
-Tato, do cholery! - krzyknęła. - Tak
się składa, że profesor Snape uratował mi życie i tylko dzięki
niemu mam jakąkolwiek szanse, by znowu być czarownicą! Jak możesz
w ogóle...
-Uspokój się, Granger – warknął
nauczyciel. - Owszem, to moja wina.
-Severusie! - tym razem krzyknęła Jo.
Gryfonka spojrzała na nią
zaciekawiona i zdziwiona jednocześnie.
-Skąd znasz imię profesora? -
zaciekawiła się.
Jej matka przygryzła wargę.
-Nie wszystko jest tak, jak myślisz –
odpowiedziała.
-A więc jak?
-Nie zaczyna się zdania od 'a więc' –
mruknął jej ojciec, ale wydawało się, że zrobił to
automatycznie, bo wzrok skierowany miał w jakiś punkt nad
kominkiem, który stał obok niego.
-Mamo! - ponagliła ją dziewczyna,
ignorując Grangera.
Kobieta nabrała powietrza i zaczęła
stukać palcami w oparcie sofy, wypuszczając je.
-Widzisz, bo ja też kiedyś byłam
czarownicą.
Cały świat Hermiony nagle legł w
gruzach. Patrzyła się oniemiała na swoją matką, która
przeczesywała ręką włosy.
Zaczęła się zastanawiać, jak
wyglądałoby jej życie, gdyby od początku o tym wiedziała. Jak
bardzo byłoby inne, mniej zwyczajne, ciekawsze i na pewno wtedy
wiele oszczędzono by jej cierpienia. Mogłaby czuć, że w pełni
pasuje do magicznego świata.
-A na dodatek – kontynuowała, lekko
płaczliwym głosem – Śmierciożercą.
Gryfonka zaczęła się trząść.
Nie wiedziała już nic, nie mogła
zrozumieć, co się dzieje, dlaczego nigdy nic nie wiedziała.
I, o ironio, zaczęła się
zastanawiać, czy jej matkę i profesora coś nie łączyło.
-N-nie rozumiem – mruknęła. - Ty
byłaś Śmierciożercą? Czarownicą? I nigdy nic nie wiedziałam?
-To nie jest tak jak myślisz...
Pan Granger wstał, zabierając Mary
Elizabeth.
-Ja was może zostawię.
-Nie, siadaj – warknęła Hermiona. -
Mam kilka pytań.
Wykonał jej polecenie, trzymając na
rękach śpiącą dziewczynkę.
-Opowiedz mi, jak to się stało.
Matka spojrzała na nią przerażona, a
w jej oczach pojawiły się łzy.
-Nie – pokręciła głową.
-Mamo... Przez tyle lat mnie
oszukiwałaś. Teraz chyba należy mi się trochę prawdy, nie
sądzisz?
-Nie chcesz tego wiedzieć.
-Chcę i dowiem się tego, przy twojej
pomocy czy bez niej – powiedziała hardo.
Widać było, że kobieta walczy sama
ze sobą.
-Powiedz jej – mruknął wreszcie
ojciec.
Skinęła, po czym zaczęła mówić.
-Pochodzę z dość starego i dawniej
ważnego dla świata czarodziei rodu. Urodziłam się i wychowałam w
bogatej dzielnicy, wśród takich ludzi jak Malfoyowie, albo
Blackowie. Co prawda nie mieszkali oni tam zbyt długo, gdyż nastała
moda na wyjazdy z takich właśnie osiedli.
Od początku nie byłam dość zdolną
czarownicą i nie miałam zadowalających wyników nauce. Zawsze mi
czegoś brakowało i nie była to wiedza teoretyczna, tylko
umiejętności.
Pomimo wszystko byłam jednak dość
popularna i lubiana, lecz nigdy nie miałam szans, żeby zagadać do
jednego z chłopaków z towarzystwa bardziej inteligentnego.
Bardzo mnie to bulwersowało, gdyż
byłam w domu uczona, aby zdobywać to, co najlepsze. Gdy wracałam
na święta czy wakacje czekały mnie tam długie kary, za wszystko
co szło mi źle.
Gdy tylko usłyszałam o Czarnym Panie
i o tym, że daje ludziom potęgę, wiedzę i ogromną magię za
oddanie mu się, byłam pewna, że chcę wstąpić w jego szeregi.
Nie przejmowałam się ludźmi, którzy twierdzili, że on robi złe
rzeczy. Spełniał ludzkie marzenia, więc w moim mniemaniu nie mógł
być zły.
Szybko go znalazłam, szybko
przystąpiłam do Śmierciożerców i szybko zaczęłam chodzić na
misje. Zaprzyjaźniłam się także z Bellatrix Lestrange, co
uznawałam wtedy za największe życiowe osiągnięcie.
Zabijałam na potęgę, żeby tylko
spodobać się Czarnemu Panu i dostać więcej mocy. Wreszcie
czarodzieje zaczęli się mną interesować.
Wszystko było dla mnie piękną bajką,
aż do momentu, w którym nie udało mi się wykonać misji. Wtedy
rozpoczęło się ogromne pasmo nieszczęść, którego skutkiem była
dezaprobata Czarnego Pana.
Któregoś dnia wezwał mnie i tylko
mnie. Odebrał magię i wyrzucił na ulicę. Wtedy znalazł mnie Tony
- zakończyła szybko.
Hermiona siedziała jeszcze chwilę w
ciszy, zastanawiając się nad wypowiedzianymi przez matkę słowami.
Tak naprawdę przez całe życie nie była 'szlamą', tylko półkrwi,
miała w sobie geny starego rodu. Ciekawe, czy ktokolwiek o tym
wiedział.
-Skąd znasz profesora?
-Przystąpił do Śmierciożerców za
czasów mojej sławy. Zagadywałam wtedy do wszystkich, więc także
do niego. Widziałam w nim swoją dawną rządzę mocy, więc
przypadł mi do gustu i nie raz podpowiadałam Czarnemu Panu, żeby
jego wysyłał na misję.
-Czyli między wami nic nie było? - to
pytanie wymsknęło się jej szybciej, niż zdążyła pomyśleć.
Miała ochotę zapaść się pod
ziemię, nie tylko ze wstydu. Wszystkie te nowe informacje strasznie
ją przytłaczały.
-Nie. Wtedy ważny dla mnie był poziom
społeczny i jeśli ktoś nie pochodził z rodu od Merlina, nie był
wart zbyt dużego zainteresowania.
-Zdziwiłabyś się, jakie krążyły
plotki – mruknął nauczyciel, patrząc za okno.
-No tak, wiecznie zazdrosna Bellatrix –
uśmiechnęła się pod nosem.
Hermiona pokręciła z niedowierzaniem
głową.
-Tata o tym wiedział?
-Od samego początku.
-Czy ten ród dalej istnieje?
-Jest na wyginięciu.
-Pochodził od Merlina?
Snape spojrzał na nią zaciekawiony.
-Pochodził.
-Dlaczego mi nic nigdy nie mówiłaś?
Kobieta spuściła wzrok.
-Bałam się, że mnie znienawidzisz.
O em dżi!!! Ale ... Zajefajne! No nie wydukam nic więcej, po prostu strasznie mi się podoba i czekam z niecierpliwością :D
OdpowiedzUsuńsuper rozdział!! i jak szybko :D oby tak dalej xd
OdpowiedzUsuńNo tego to się nie spodziewałam. Matka H. czarownicą i to jeszcze Śmierciożerczynią?! OMG.. no cóż.. szkoda, że żaden romansik ze Snapem się nie udał. Ha,ha..
OdpowiedzUsuńNie robiłam romansu Seva z Jo, bo to już by było takie podejrzane... XD
UsuńAle fajne :)Podoba mi się. Fajne fajne chce jeszcze .Życzę weny Jane
OdpowiedzUsuńWow! Po prostu WOW! Szacun, jestes chyba jedyna osoba ktora tak swietnie pisze Sevmione, naprawde jedyna jaka znam. Uwielbiam to jak piszesz i cierpie z kazdego niedosytu po zakonczeniu rozdzialu. Szacun :*
OdpowiedzUsuńSuper rozdział !! Matka Hermiony ...łał !!
OdpowiedzUsuńCzekam na następny!!
Hgyhgsdaduhiuuhadjansjd *_*
OdpowiedzUsuńŚwietne <3
Mama Hermiony *.*
Wątek z tymi imprezami jak Miona była mała <3
GENIELNE <3
Czekam na kolejne ;))
OdpowiedzUsuńsupcio, ekstra !!!
Dasz rade jeszcze moze w ten weekendzik dodac rozdzial ?
OdpowiedzUsuńPostaram się c:
Usuńfajnneeee <33
OdpowiedzUsuńOOOOOOOOO.OOOOOOOO Ale jak to?! Severusie! O Godryku o.O Półkrwi o.O Al numer może jeszce jest rodziną z Malfoyem? xD Cudoooooowny rozdział! *.* No i jeszcze ma siostrzyczkę <3 Jej! Salazarze! Ja chce nowy rozdział! *.*
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam niecierpliwie :*
BellatriX
OOOOOOOOO.OOOOOOOO Ale jak to?! Severusie! O Godryku o.O Półkrwi o.O Al numer może jeszce jest rodziną z Malfoyem? xD Cudoooooowny rozdział! *.* No i jeszcze ma siostrzyczkę <3 Jej! Salazarze! Ja chce nowy rozdział! *.*
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam niecierpliwie :*
BellatriX
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNowy rozdział *piszczy* *krzyczy* *płacze* *biega po pokoju* Rozumiem, że wena wróciła xD ? Rozdział jak zwykle jest *powtarza czynności z pierwszego zdania* Brak konstruktywnego komentarza
OdpowiedzUsuńPozdro
Deeba
GENIALNY ROZDZIAŁ!!! Na brodę Merlina, NIESAMOWITY!!! Nie mogę się doczekać następnego, czekam z niecierpliwością!!!!! Z.
OdpowiedzUsuńOwszem piszesz ciekawie, ale po prostu nie mogę przeżyć tego, że Hermiona stwierdziła, że nie ma właściwie żadnego problemu z tym, iż rodzice organizowali przyjęcia na których była seks zabawką, bo przecież później o tym z nią nie rozmawiali i byli już szczęśliwą rodziną. No błagam!
OdpowiedzUsuńAch! Od kilku dni cierpię, bo wciąż nie dodałaś następnego rozdziału! :'( Błagam Cię, nie katuj mnie dłużej i daj chociaż znać, kiedy można się go spodziewać!!! Z.
OdpowiedzUsuńWłaśnie biorę sie do pisania, może uda mi się całość wyskrobać dzisiaj, a jak nie, to jutro.
UsuńMam problemy z czasem i dlatego te opóźnienia. Ciągle tylko nauka i nauka.
Ja tez cierpie i pragne wiecej i wiecej i wiecej <3
UsuńCudowny rozdział. *u* tylko czekam, aż między Hermioną, a Sev'em zaczęło się dzaić coś więcej. :3 niecierpliwe czekam na kolejny rozdział. ♥
OdpowiedzUsuńNO NIEMOGĘ NORMALNIE, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM. To był chyba najlepszy rozdział <3 <3
OdpowiedzUsuńLuna