Spis treści

Prolog1 2 3 45 6 7 8910111213141516 17 18
19 202122 23 2425262728 29 30 31

czwartek, 30 maja 2013

Rozdział 4.

Wyskrobałam coś nareszcie. W czym większość na matematyce i męczyłam się z przepisywaniem na komputer XD Nigdy więcej... Po przeczytaniu nie zapomnijcie skomentować. 
Do Księżniczki Półkrwi: trochę więcej opisów, czyż nie?

Problemy natury nie egzystencjalnej wyrwały Hermionę z głębokiego snu. Nie wiedziała co się dzieje, jednak wiedziała, że coś jest nie tak.
Zawsze budził ją kosmyk drapiący nos, słońce padające na oczy albo Krzywołap, miziający ją ogonem. Teraz jednak instynktownie wstała i wyszła z dormitorium. Nie miała bladego pojęcia, która jest godzina, sunęła korytarzami i schodami, aż dotarła do drzwi z dębu, które otworzyły się w momencie, gdy miała pukać.
Pojawiła się w nich wysoka, smukła kobieta w sile wieku. Miała lekko podkrążone oczy, a na nosie spoczywały okulary, posiadła także siwo-brązowe włosy, uwiązane w kitkę z tyłu głowy.
-Co się stało? - zapytała McGonagall, zawiązując czerwony szlafrok.
Hermiona oniemiała. Sama bowiem nie wiedziała, z jakiego powodu się tu znajduje. Odgarnęła włosy i niepewnie odpowiedziała:
-Mam wrażenie, że coś złego się dzieje.
Jej mamrotanie sprawiło, że profesor zwęziła oczy i szybko oceniła ją wzrokiem.
-Masz zamiar przystąpić do Zakonu? - szepnęła tak cicho, że Hermiona ledwo ją dosłyszała, ale szybko przytaknęła. - Więc chodź.
Przez długą drogę do kwater profesora Dumbledore'a Gryfonka próbowała się doprowadzić do ładu. Poprawiła piżamę, jakoś ułożyła włosy i postarała się, że oczy wyglądały na w miarę przytomne. W głowie jednak miała pustkę, jej mózg był otchłanią pochłaniającą wszystko, co znajdzie na swojej drodze.
Po pokonaniu krętych schodów ukazał się im wysoki czarodziej z biało-siwą brodą sięgająca niemal do ziemi oraz zakrzywionym nosem. Jego niebieskie oczy, zwykle wyrażające tysiąc słów, teraz wydawały się smutne i zagubione.
-Co tu robi panna Granger? - zapytał, wskazując im ogromne fotele przed biurkiem.
Dopiero w tej chwili Hemiona dojrzała magię magię tego miejsca. Ilość książek oraz zaczarowanych przedmiotów raziła po oczach. Nawet stół był nimi zagracony, między stosami dropsów, oczywiście.
McGonagall machnęła lekceważąco ręką i spojrzała na czarodzieja z wyczekiwaniem.
-Wydaje mi się, że sprawa robi się poważna – mruknął. - Severusa nie ma już dwie doby.
To, co powiedział Dumbledore wyjaśniałoby nieobecność Mistrza Eliksirów na lekcjach oraz w laboratorium. Jednak kolejne zdania wszystko uzasadniły.
-Obawiam się, że mogło się wydać. Voldemort nie jest przecież taki głupi. Trzeba zwołać zebranie Zakonu i to jak najszybciej!
-To niemożliwe! - niemal krzyknęła kobieta siedząca obok niej. - Przez tyle lat to ukrywał w tak wspaniały sposób i właśnie teraz by się wydało!
-Czasy się zmieniły, Minerwo, i podejście Toma do swoich popleczników także.
Noc była gwieździsta, za oknem sowy udawały się na polowanie, a Gryfonka siedząca z dwójką starych czarodziejów próbowała przyswoić informacje.
-Czy to oznacza – odezwała się po chwili – że profesor Snape jest – przełknęła ślinę – szpiegiem? - Odpowiedziało jej milczenie. - I na dodatek mógł zostać rozpracowany?
-To tylko nasze przypuszczenia – zapewnił ją dyrektor.
-Przypuszczenia przypuszczeniami, ale dlaczego nikt nic z tym nie robi?! - jej głos był niemal oskarżycielski.
-W moich czasach, to żadna smarkula by się tak do nauczyciela nie odezwała! Co za brak wychowania i szacunku! - syknął jakiś z obrazów, jednak nie zwrócono na niego uwagi.
-Musimy coś z tym zrobić, Albusie, i to szybko! Na stratę takiego człowieka nie możemy sobie pozwolić! - powiedziała nauczycielka zrezygnowanym głosem.
-A masz jakiś pomysł?
McGonagall spojrzała nerwowo w stronę Hermiony, która przygryzała wargę w zamyśleniu.
-Profesor Snape jest jedynym szpiegiem? - zapytała wpatrzona w okno.
-Niestety – odpowiedziały jej równo dwa głosy.
Sapnęła nerwowo i cicho powiedziała:
-W takim wypadku chyba oczywiste jest, żeby wysłać tam Aurorów, prawda?
Nastała niezręczna cisza, a której słychać było tylko tykanie zegara stojącego za biurkiem.
-Nie chcemy stracić kolejnych ludzi – markotnie odpowiedział dyrektor.
Była to najbardziej oziębła rzecz, jaką Hermiona w życiu usłyszała. W Zakonie ludzi traktowano jak jakąś broń, przedmioty, które mają pomóc w 'dążeniu do większego dobra'. Przecież Dumbledore i Snape wydawali się być przyjaciółmi, więc dlaczego w ogóle prowadziła z nim taką rozmowę?!
Zakon musiał walczyć, ona też chciała, jednak bała się. Profesor Snape był przecież kimś wielkim, gdy czytała o pierwszej wojnie podziwiała go, choć działał po stronie Voldemorta, był wspaniałym czarnoksiężnikiem. I teraz jego życie miało się skończyć w taki sposób?! Bo dyrektor boi się o czarodziei, którzy już nie raz coś takiego robili.
-Powinien pan to zrobić, dyrektorze – odezwała się po chwili. - Gdyby profesor Snape czuł się dobrze już dawno by nas o tym powiadomił.
Z bólem na twarzy Dumbledore spojrzał za okno. Czyżby się wahał? Widać jednak było, że zależy mu na przyjacielu... A może na raczej na oddanym podwładnym?
W pewnym momencie rzucił się w stronę kamiennego kominka, mówiąc:
-Zaraz wrócę.
Gdyby nie to, z jakiego powodu się tu znajduje, jej zachwyt nad tą komnatą nie miałby końca. Nie dość, że mieściło się tu tyle wiedzy, to na dodatek wszystko było magiczne. Portrety dawnych dyrektorów wiszące na ścianach, samopiszące pióra, stary, wyglądający jakby był zbudowany z drewna, nadajnik radiowy oraz tysiące złotych, srebrnych i miedzianych ornamentów, które zostały lewitowane w przestrzeń. Przestrzeń kosmiczną, bo to przypominał sufit.
-Nieźle, prawda? - spytała profesorka spoglądając na nią.
Wyglądała na bardzo zmartwioną. Wbrew pozorom na profesorze Snape'ie wielu osobom w jakiś sposób zależało. Był doceniany, choć sam w to nie wierzył.
Przez te kilka tygodni Hermiona zdążyła go poznać, eliksir im nie wychodził, więc spędzali ze sobą więcej czasu, co skutkowało większą ilością kłótni. Jednak w jakiś sposób go polubiła, jego sposób rozumowania, a nawet okazywania uczuć. Był jedyną osobą jaką znała, która była tak wyjątkowa.
-Mhm – przytaknęła, pocierając nos.
-Wojna trwa. Na całego, jak widać.
Tak, wojna trwała i było to przerażające. Ten magiczny, niezwykły świat, był pogrążony w walkach.
Wojna jednak nie wyglądała tak, jak w mugolskim świecie. Po ulicach nie biegali ludzie z bronią, budynki się nie waliły, nie wybuchały wszędzie bomby... Było na odwrót. Wszystko jak wcześniej, postępowania nie były tak widoczne, bo ginęły pojedyncze jednostki, a nie całe oddziały. Bitwy odbywały się w małych miejscowościach i niewiele osób o nich wiedziało. Były zbyt spontaniczne i zwykle wybuchały w momencie, gdy Śmierciożercy napadali na wioski, rabując je i zabijając ludność.
Chyba żadna z nich nie zwracała uwagi na ciszę, bo były zbyt pogrążone w swoich przemyśleniach. Tą sytuację przerwały osoby wychodzące z kominka.
Oprócz Dumbledore'a pojawiła się Tonks, o krótkich włosach w kolorze gumy do żucia, z małym noskiem i ustami, ubrana w dżinsy i żółtą koszulkę na ramiączkach. Była o głowę wyższa od Hermiony i wzrostem dosięgała Szalonookiego, który oprócz posklejanych blond włosów oraz twarzy pełnej w bliznach, posiadał też długi, bazowy płaszcz, którym był okryty. Opierał się na lasce, ponieważ nie czuł się zbyt pewnie z drewnianą nogą.
-Hermiona! - pisnęła Tonks, przytulając ją i przy okazji przewracając kilka książek, które szybko wróciły na swoje miejsce. - Co ty tu robisz?
Wzruszyła ramionami i wstała, odwzajemniając uścisk.
-Po prostu się obudziłam i coś mi nie pasowało – zaśmiała się cicho. - Wpadłam w lekką panikę.
Moody spojrzał na nią w zamyśleniu.
-Siadajcie – powiedział dyrektor, wyczarowując im krzesła. - Wszystko wam dokładnie wytłumaczę.
Gryfonka zacisnęła dłonie na oparciu fotela i wciągnęła powietrze. Nagle poczuła strach, ogromny strach o profesora Snape'a. Bo jeżeli zginie, to nie dość, że na pewno przegrają wojnę, to na dodatek nikt go nie zastąpi. A Hermiona w jakiś sposób się do niego przywiązała. Dręczył ją, obrażał, jednak nigdy nie poniżał. Szanował ją, a ona szanowała jego. Wymieniali się wiedzą, prowadzili wspólnie badania, powoli zaczynali rozmawiać ze sobą jak ludzie. Do tego niezmiernie ją intrygował. Nie tylko z charakteru, ale także z wyglądu. Te oczy, czarne jak otchłań, ostre, męskie rysy oraz włosy. Długie i czarne, wyglądające, jakby były tłuste, jednak gdy im się lepiej przyjrzeć wcale takie nie były. Nie rozumiała, jak ludzie mogli nazywać go brzydkim, był po prostu inny, ale dalej wspaniały.
Przestraszyła się, jak nigdy wcześniej. Zdała sobie sprawę, że Snape pasuje do jej ideału. To nie wszystko – ona coś do niego czuła.
Dumbledore opowiadał im o całej zaistniałej sytuacji, gdy Hermiona próbowała sobie udowodnić, że wcale nie jest w Mistrzu Eliksirów zakochana. Jednak nie potrafiła, a samej siebie nie chciała oszukiwać. Trafiło ją.
Co jej z takiej miłości, jeżeli on dalej jej nienawidził? Owszem, szanował, ale nienawidził. Panna Wiem-To-Wszystko-I-Jeszcze-Więcej, a na dodatek mózg Wielkiej Trójcy.
W sercu poczuła rozrywający ból, zapomniała o wszystkim. On po prostu musiał wrócić.
-Właśnie tak to wygląda – zakończył dyrektor, pochłaniając dropsa.
-Nie ma na co czekać – oznajmiła Tonks, a w oczach aż jej błysnęło. - Chodźmy.
-Ja chcę iść z wami – wtrąciła Gryfonka, a wszystkim wydała się najbardziej naiwną osobą na świecie.
-Nie ma mowy! - zaprotestowała McGonagall. - To jakbyś wystawiła się na pożarcie.
-Gdyby Volemort miał Cię przy sobie, to miałby haka na Harry'ego – wyjaśnił delikatnie dyrektor, choć widać już po nim było zmęczenie i zniecierpliwienie. - Niech pani wraca do dormitorium, panno Granger, powiadomimy panią, gdy profesor Snape wróci.
McGonagall wyszła wraz z nią.
-Myśli pani, ze profesor Snape wróci? - spytała Gryfonka, tym samym obdarzając ją wielkim zaufaniem.
-Oczywiście, że wróci! Nie takie rzeczy już przeżył.
-Kiedy będę mogła przystąpić do Zakonu? - zapytała po chwili niezręcznej ciszy.
-Za kilka dni – uśmiechnęła się słabo. - Gdy jesteśmy same, albo poza szkołą, mów do mnie Minerwa – dodała po chwili. - Jeżeli znów nie będziesz mogła spać, przyjdź do mnie. Dobranoc.
Kiwnęła na pożegnanie i po chwili leżała już zakopana w swojej pościeli, jednak mroczne myśli nie dawały jej zasnąć.

8 komentarzy:

  1. Ahahahahaha, opisy i dwie Gryfonki wkraczające do akcji, już się cieszę :DD
    Było kilka błędów, ale to szczegół.
    Cudo, tylko co jest z tym Sevem? Gdzie on się podziewa? XD
    Weny <3

    OdpowiedzUsuń
  2. świetne, czekam na więcej :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wspaniale! Po prostu wspaniale!
    Ale martwię się o Seva? Co z nim? Gdzie jest?
    Mam nadzieję, że szybko dodasz kolejny rozdział i nie każesz zbyt długo czekać:)
    Weny!
    Miona22

    P.S. Jeśli potrzebujesz bety to mogę pomóc, kontakt do mnie znajdziesz na tym blogu: http://hgxssokrok.blox.pl/html ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. http://james-syriusz-potter.blogspot.com/ Dopiero zaczynam jak ktoś chce to serdecznie zapraszam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Wciągnął mnie twój blog. Jest świetny! Ale wcześniejsza czcionka bardziej mi się podobała, łatwiej się czytało. Czekam na więcej. Słyszałam, że szukasz bety, jeśli aktualne, to mogłabym się tym zająć ;).
    Życzę weny, bo masz świetnego bloga. ;D

    OdpowiedzUsuń
  6. onieonieonieonie, Snape'owi nie może się nic stać! :c no i w końcu Hermę trafiła strzała Amora :D super, nie mogę się doczekać aż Sev wróci :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Naprawdę nie wiem co napisać w tym komentarzu, bo rozdział był powalający na kolana.;)

    Taiyo

    OdpowiedzUsuń