Jest i kolejny rozdział, pierwszy zbetowany przez Pannę Snape, której bardzo dziękuje.
Chciałam wam także podziękować za wszystkie komentarze. I fajnie by było, gdyby osoby piszące z anonima jakoś się podpisywały, żebym mogła was rozróżnić :D
Naprawdę staram się pisać, ale często brakuje mi weny, więc musicie mi to wybaczyć.
Na dziś to tyle ogłoszeń parafialnych, zapraszam do czytania i komentowania :D
Ruszyła za
Dumbledore'm dalej podziwiając wnętrze. Po drodze zwróciła uwagę
na wzory na drzwiach. Przedstawiały one mityczne stworzenia w
typowych dla nich sytuacjach. Driady przeczesujące włosy,
tańczących wokół ogniska satyrów, syreny, wabiące niewinnych
mężczyzn i olbrzymów, pożywiających się mięsem. Najwspanialsze
jednakże było to, że z każdej postaci wydobyte było piękno,
pokazane poprzez najdrobniejszy szczegół.
-Będziesz tu tak stała, czy się
wreszcie ruszysz? - syknął Snape, co sprawiło, że zadrżała.
Postąpiła parę kroków i podziwiała
kolejne, majestatyczne wnętrze. Po jednej stronie ściany okrągłego,
lecz małego pokoju widniały okna, przedstawiające rozległe
pagórki, pola i dalekie góry oraz lasy, oświetlone przez słońce
na bezchmurnym niebie. Od razu wyczuła tu magię i zdawała sobie
sprawę, że przecież są pod ziemią i to nie może być prawda,
jednakże wywarło to na niej wielkie wrażenie. Reszta ściany
pokryta była jasnym marmurem, który odbijał światło. Na
okrągłym, uwypuklonym sklepieniu malowały się małe aniołki,
patrzące słodko w dół. Znajdował się tu także duży kominek, w
którym Dyrektor zapalił ogień, a naprzeciwko niego stała
niebieska sofa i dwa duże fotele tego samego koloru, które dzielił
drewniany stolik na kawę. Usiadła w jednym z nich, Snape w drugim,
a Dumbledore rozłożył się wygodnie na kanapie.
-Postarajcie się słuchać mnie
uważnie – rozpoczął czarodziej, lekko gładząc swoją siwą
brodę. - O miejscu, w którym się znajdujecie nie wie praktycznie
nikt z żywych, oprócz naszej trójki. Jest to dom czarodzieja,
który wielokrotnie przyczynił się do rozwoju świata
czarodziejskiego, lecz nie chciał rozgłosu, więc działał pod
różnymi, fałszywymi nazwiskami. Nie jest jednak ważne to, kim
był. Jesteście tutaj zupełnie sami, okolicę zabezpieczyłem w
taki sposób, aby nikt w promieniu kilometra nie mógł się tu
dostać. Kominek jest niepodłączony. Jedyną drogą, żeby opuścić
to miejsce są miotły, bądź to, co zrobiliśmy dzisiaj. Macie
tutaj opisane, jak się stąd wydostać – powiedział dyrektor,
pogrzebał chwilę w kieszeni i wyciągną kawałek pergaminu, a
następnie położył go na stole. - Aby to odczytać stuknijcie dwa
razy różdżką i powiedzcie 'klucz', a wtedy wszystko wam się
pokaże. Jednakże pragnąłbym, abyście się stąd nie ruszali.
Jedynie na wezwanie, Severusie. Nie będziecie mieć żadnej służby,
jedzenie znajduje się w spiżarni, którą na pewno znajdziecie i
powinno wam go póki co starczyć, tak samo składników do
eliksirów, które macie w laboratorium. W razie czego kontaktujcie
się ze mną, wszystko macie na kartce. - Nabrał powietrza i
spojrzał na nią poważnie. - Panno Granger, czy mogłaby pani nas
zostawić na chwilę samych? Niech się pani rozglądnie i
rozpakuje...
Pomimo tego, że jego twarz była
spokojna, aż uspokajająca, coś nie pasowało jej w jego głosie, w
którym mieszała się stal i niepewność.
-Oczywiście – uśmiechnęła się
lekko i wyszła na ogromny hol.
Na początku nie była pewna, co ma
najpierw odwiedzić, lecz nie chcąc wiele myśleć ruszyła przed
siebie, do drzwi naprzeciwko, które wyglądały identycznie, jak te
do salonu. Pchnęła je mocno, wcześniej nie zdając sobie sprawy z
tego, jakie są ciężkie i jej oczom ukazał się podłużny stół,
przy którym zmieściłoby się piętnaście osób. Był zrobiony z
ciemnego drewna ze srebrnymi elementami na rogach. Krzesła, duże,
obite czerwonym jedwabiem, stały wokół niego. Marmurowe ściany
pokryte były starymi gobelinami, a całość oświetlał ogromny,
złoty żyrandol zwisający z sufitu, na którym paliło się na oko
ze sto świeczek. Hermiona obeszła jadalnie dookoła, znajdując w
rogu, między dwoma gobelinami przedstawiającymi walkę ze smokiem,
najzwyklejsze drzwi, które pchnęła i weszła do środka. Znalazła
się w zbudowanej ze złota kuchni, w której wszystko błyszczało.
Znajdowały się tu wszystkie przyrządy służące do gotowania. Nie
znajdując tu nic ciekawego, wróciła do jadalni. Wyszła z sali i
ruszyła schodami w górę, a jej kroki odbijały się echem pomiędzy
ścianami.
Gdy znalazła się na szczycie,
zdyszana, gdyż naliczyła 250 schodów, oparła się o barierkę.
Nad jej głową dalej górowało sztuczne niebo. Kilka metrów od
linii schodów, na ścianie, widniało greckie malowidło,
przedstawiające bibliotekę z tysiącem czytelników. Barierka
okrążała schody. Hermiona ruszyła do przodu. Hol był kwadratowy
i na całej odległości ścian znajdowały się drzwi, między
którymi wisiały obrazy przedstawiające małe wioski. Wejście
okalały firanki z tiulu.
Gryfonka nacisnęła pierwszą złotą
klamkę, od pierwszych białych drzwi i weszła do środka, do
ogromnej biblioteki. W środku znajdowały się jedynie ogromne
regały z tysiącami książek, lecz gdy doszła do końca
pomieszczenia, znalazła dwa zielone, wygodne fotele, stojące
naprzeciwko kominka i mały drewniany stoliczek. Światło pochodziło
ze świec zawieszonych pod sufitem.
Wyszła z powrotem na korytarz,
obiecując sobie, że jeszcze tam wróci. Podeszła do następnych,
identycznych drzwi, tym razem obwieszonych niebieskim, a nie żółtym
materiałem. Na środku pomieszczenia stały dwa, stalowe stoły.
Ściany i podłoga zbudowane były z marmuru, a sklepienie świeciło
białym blaskiem, przez co było tu nienaturalnie jasno. W kącie
stały drewniane, solidne drzwi, za którymi znajdował się schowek
ze składnikami do eliksirów oraz kotłami, chochlami i innymi
narzędziami, potrzebnymi do przygotowania wywarów. Zauważyła, że
ściana koło wyjścia ma poziom wgłębienia, przez co wyglądała
jak półka. Rozejrzała się jeszcze raz dookoła, lecz nic więcej
nie zwróciło jej uwagi, więc wyszła i pchnęła kolejne drzwi.
Ściany pokryte były turkusowym
materiałem. Na środku stał solidny stół, a po jego dwóch
stronach potężne fotele, jeden zielony, drugi niebieski. Jedną
ścianę pokrywały półki, niektóre puste, inne zapełnione
książkami lub stosami papierów. A na drugiej, prostopadłej do
niej, znajdowało się niewielkie okno w dębowych okiennicach. Na
biurku stała jedynie zielona lampka, a w szufladach znajdowały się
długopisy i puste pergaminy.
Wyszła i przeszła koło malowidła
przedstawiającego greckich Bogów i otworzyła kolejne drzwi,
otoczone czarnym tiulem. Była to bez wątpienia sypialnia, lecz
wszystko, oprócz idealnie białych ścian było tu czarne – szafa,
łóżko, pościel, szafka nocna i kredens. Stwierdziła, że tą
sypialnie odda Snape'owi, więc ruszyła dalej.
W następnym pomieszczeniu znajdowała
się ogromna łazienka. Ścianę pokrywał biały marmuru, ze
sklepienia zwisał niewielki żyrandol. Oprócz umywalki, ubikacji,
lustra i dwóch mały szafek, naprzeciwko drzwi znajdowała się
ogromna wanna. Byłą głęboka na przynajmniej metr i otaczały ją
kurki. Gdy odkręciła jeden, zaczęła lać się zielona woda. Sufit
nad wanną pokazywał niebo, takie samo jak na korytarzu.
Weszła do ostatniego pomieszczenia na
tym piętrze. Była to sypialnia, lecz zupełnie inna niż ta, którą
odwiedziła wcześniej. Ściany były jasno niebieskie, a sklepienie
przypominało gwieździste niebo. Głównym meblem w pokoju było
ogromne łóżko, zasłane kremową pościelą, lecz znajdowała tu
się także szafa, kredens i szafka nocna, wszystko z jasnego drewna.
Na ścianach wisiały zdjęcia Londynu – najpiękniejsze zdjęcia,
jakie kiedykolwiek widziała. Rozpakowała się szybko, gdyż
zdecydowała się zająć ten pokój, po czym usiadła na łóżku i
zaczęła myśleć.
Wydawało jej się, że wczorajsza
sytuacja w której znalazła się ze Snape'm mogła się jej jedynie
przyśnić. Przecież Ginny mówiła, że mamrotała coś przez sen,
więc było to bardzo możliwe. Zawsze miewała bardzo realistyczne
sny.
Ale z drugiej strony, skąd
wiedziałaby, jak Snape się tam czuł i dlaczego? Może intuicja...
Jest tylko jeden sposób, żeby się
przekonać: porozmawiać z Mistrzem Eliksirów.
Na nogach z waty zeszła na parter,
lecz z salonu dalej dochodziły głosy, rozglądnęła się więc, aż
zauważyła, że pod schodami znajduje się wejście. Był to
korytarz prowadzący w dół, którym ruszyła do przodu, aż doszła
do piwnicy, oświetlonej gdzieniegdzie małymi pochodniami. Była to
spiżarnia. Na pierwszych półkach znajdował się alkohol, mnóstwo
alkoholu, wszystkie jego rodzaje. Dalej inne produkty spożywcze, jak
ser czy mleko. Nigdzie nie znalazła daty ważności, lecz wszystko
wyglądało na świeże.
Wróciła do holu w momencie, gdy drzwi
od salonu się otworzyły. Wyszedł z nich Dumbledore, pożegnał się
z nią i ruszył w stronę labiryntu. Przez chwilę zawahała się,
po czym weszła do salonu.
Snape siedział tam gdzie wcześniej,
wyglądał na zdenerwowanego, lecz gdy ją usłyszał, z powrotem
przyjął maskę obojętności. Usiadła na drugim fotelu i lekko
odchrząknęła. W odpowiedzi spojrzał na nią z uniesioną brwią.
Nie zbierało się na to, żeby zaczął rozmowę, więc wzięła
sprawy w swoje ręce.
-Jak się panu dzisiaj spało? -
zapytała najzwyklejszym tonem, na jaki tylko mogła się zmusić,
lecz szybko zrozumiała, jak głupio zabrzmiało jej pytanie.
-O co ci chodzi? - warknął, nie mając
najwyraźniej ochoty na rozmowę z nią.
-O nic! Naprawdę! Chciałam tylko
wiedzieć, czy coś może pana nie obudziło?
-A co ci do tego, Granger?
-Tak tylko pytam.
-W takim razie zamknij lepiej swój
dziób i zrób coś pożytecznego!
-To znaczy? - spytała cicho.
-Idź po notatki! Od czegoś musimy
zacząć!
Ostatnie zdanie wypowiedział głosem
tak przepełnionym nienawiścią, wściekłością i szorstkością,
że od razu wstała i niemalże biegiem ruszyła w stronę zajętego
przez siebie pokoju.
Chyba jednak mi się śniło –
pomyślała i wpadła o pokoju z takim impetem, że zdjęcia Londynu
aż się zatrzęsły. Machnęła różdżką i lewitowała za sobą
stos papierów, wracając do salonu. Położyła kartki na stole,
zabrała kilka z góry i zaczęła je przeglądać.
Na tych stronach zawsze jej coś nie
pasowało, jednakże zawsze uznawała, że jest przeczulona. Lecz
teraz, gdy przyjrzała się tym zapiskom dokładniej, zaczęła
wszystko rozumieć. Tojad żółty nie mógł być złączony z
liściem Mandragory, gdyż te dwa składniki się wykluczały, a na
dodatek miały za słabą moc. Gdyby tylko zamienić Mandragorę na
coś innego, także żyjącego, tylko bardziej aktywnie, z większymi
możliwościami regeneracji, a jednocześnie mocą leczenia.
Pierwsze do głowy wpadły jej krople
feniksa, lecz ten składnik mógł zaburzyć pracę organizmu, więc
co... Na pewno jest taki składnik, który by tu pasował.
Wytężyła swój umysł, przeglądnęła
w pamięci wszystkie książki o eliksirach, a także zwierzętach i
roślinach, które znała. Miała już wytłumaczyć wszystko
Snape'owi, gdy nagle doznała olśnienia.
-Krew dwugłowego jednorożca! -
krzyknęła, a nauczyciel spojrzał na nią z nieprzeniknionym
wyrazem twarzy. - No jasne!
Zapisała to wszystko, po czym
wyjaśniła Snape'owi.
-Czy ty zdajesz sobie sprawę, jak
trudno będzie zdobyć ten składnik? - rozgniewał się. - Na
świecie pozostały może trzy osobniki tego gatunku.
Fakt, to stanowiło problem.
-To stary zamek, czarodzieja, który
przyczynił się do czarodziejskich wynalazków, więc może tu
znajdzie się składnik – wymamrotała, jednocześnie przeszukując
myślami półki ze składnikami.
-A ilość, trzeba ją dokładnie
wyliczyć!
-Dwie i pół kropli – ciągnęła
tym samym tonem. - Tutaj ilość zależy od Tojadu Żółtego, nie od
pacjenta.
Spojrzał na nią spod przymrużonych
oczu.
-O ile znajdziesz tą krew.
-Oczywiście, że znajdę –
wyprostowała się.
Widząc, że nie zamierza nic więcej
dodać, wstała i ruszyła w stronę laboratorium. Nie zamykając za
sobą drzwi przeszła koło jednego stołu i weszła to pokoiku ze
składnikami i zaczęła przeszukiwać półkę po półce.
Pół godziny później skończyła,
niestety bez rezultatów, lecz nie zamierzała się poddawać i
przeszukała zapasy jeszcze raz. Na próżno.
Zrezygnowana usiadła na ziemi i
spojrzała w górę. Przez chwilę oddychała spokojnie, aż
zauważyła nierówność w suficie. Wszystkie pomieszczenia zostały
zbudowane idealnie, więc to bardzo ją zaskoczyło. Przywołała
drewniane krzesło, które znajdowało się koło stanowisk do
tworzenia eliksirów i wspięła się na nie, po czym zaczęła badać
palcami miejsce, które wcześniej zauważyła. Z niesłychaną
lekkością pchnęła cegłę. Przez chwilę myślała, że nic się
nie stało, lecz potem dostrzegła, że ze ściany po drugiej stronie
wsunęła się niewielka szuflada. Podbiegła do niej i zaczęła ją
przeszukiwać.
Nie mogła się nadziwić, co tu
znalazła. Włosy jednorożca, kły starodawnych smoków, a nawet
mleko chochlików Indonezyjskich, które wyginęły tysiące lat
temu. Przez chwilę zapomniała, czego szukała, lecz gdy jej oczom
ukazała się fiolka w kształcie dwugłowego jednorożca wypełniona
srebrzysto niebieską cieczą od razu wszystko sobie przypomniała.
Zasunęła szufladę i wybiegła ze
schowka, biegnąc w stronę salonu.
Gdy znalazła się na parterze, dyszała
ciężko, lecz pchnęła drzwi do salonu, który okazał się pusty.
Przez chwilę stała, nabierając powietrza, a po chwili lekko się
wystraszyła. Nie czuła się dobrze sama w tej wielkiej posiadłości.
Obróciła się na pięcie i ruszyła
do jadalni, lecz gdy okazało się, że i tam jest pusto, ruszyła
schodami w górę, myśląc o tym, że niedługo wyrobi sobie niezłą
kondycję, tak ciągle po nich biegając.
Snape znalazła w jego sypialni i
poczuła się trochę głupio, gdyż nawet nie zapukała, tylko
wpadła otwierając szeroko drzwi.
Jednakże on stał do niej tyłem,
oparty o balustradę łóżka, patrząc na obraz na ścianie
naprzeciwko. Nie miał na sobie swojej ogromnej szaty, a jedynie
idealnie dopasowany surdut, co sprawiło, że zrobiło jej się
ciepło. Nie rozumiała dlaczego. Był niemalże anorektycznie chudy,
jedynie na rękach miał smukłe mięśnie. I w tym momencie pozbyła
się jakichkolwiek nadziei, że to nie był sen – gdyż
wczorajszego wieczoru wydawał się bardziej umięśniony, jego włosy
były bardziej puszyste.
Po chwili obrócił się wściekły w
jej stronę i zauważyła kolejne różnice. W jej śnie Snape był
spokojny, a od rana ciągle się wściekał, jego nos wydawał się
mniejszy, oczy większe, miał lepiej zbudowane kości policzkowe,
wyraźniejsze usta, a jego cera wydawała się ciemniejsza. Teraz
wyglądał jak śmierć.
Jednakże gdzieś głęboko w niej,
jakiś cichy głosik mówił, że człowiek nie zawsze jest tym, na
kogo się kreuje, a wygląd nie jest najważniejszy.
W tej chwili czuła się głupio.
Pogubiła się we własnych myślach i uczuciach, co sprawiło, że
zaczęła się denerwować.
-Znalazłam – burknęła i pomachała
lekko fiolką. - Możemy zaczynać warzyć eliksir.
-Dziś musimy uwarzyć eliksiry, które
ty wcześniej popsułaś.
-Ja popsułam?!
-A może ja? W połowie martwy?
Minął ja i zdecydowanym krokiem
ruszył w stronę laboratorium. Coraz bardziej wściekła podążyła
za nim. Dostała swój przydział, przyniosła składniki, rozpaliła
ogień pod kociołkiem i zabrała się za krojenie korzenia baobabu.
Warzenie eliksiru pozwoliło jej się
uspokoić i wszystko przemyśleć. Dziękowała Bogom za swoją
podzielność uwagi, jednocześnie więc mogła się skupiać na
eliksirze i wszystko przeanalizować.
Snape był kimś wielkim, miał ogromną
wiedzę i po chwili Hermiona się zorientowała, że to jedyna rzecz
którą w nim podziwia. Nie znała go zbyt dobrze, lecz czuła się
uzależniona od ciepła i zapachu jego ciała. Lecz zachcianki
fizyczne nie były wszystkim w jej życiu. Postanowiła dać sobie
czas na poznanie go lepiej i dopiero późniejsze przeanalizowanie
swojej sytuacji.
Gdy skończyła bazę do Wielosokowego
była już całkowicie spokojna, zrobiła dokładnie Eliksir
Pieprzowy i po zakorkowaniu go spojrzała na wiszący nad drzwiami
zegar, którego wcześniej nie zauważyła. Ze zgrozą stwierdziła,
że jest już dwudziesta druga i nagle okropnie zaburczało jej w
brzuchu.
Spaliła buraka, a Snape, który także
skończył już swoją pracę, spojrzał na nią spod podniesionej
brwi i wyraźnie ukrywał rozbawienie.
-Zjadłby Pan coś? - zapytała
niewinnie, na co on skinął. - To ja może pójdę coś przygotować.
Wyszła zaczerwieniona z laboratorium i
ruszyła od razu do spiżarni, skąd zabrała świeży chleb, ser,
szynkę, ogórki kiszone, majonez, masło, ketchup, sałatę i
herbatę. Była diablo głodna i mało ją obchodziło, że je na noc
i nie jest to nic zdrowego.
Z rękami obładowanymi jedzeniem,
ruszyła w stronę kuchni, co kilka kroków się zatrzymując i
podnosząc z ziemi coś, co jej spadło. Gdy dotarła do złotego
pomieszczenia w tempie ekspresowym przygotowała kanapki i zaparzyła
dwie herbaty.
Gdy wychodziła Snape siedział
najbliżej wyjścia z kuchni, usiadła koło niego, podała mu
herbatę i położyła między nimi kanapki. Skinął w podziękowaniu
i zabrał się za jedzenie. Jednak po chwili się skrzywił.
-Stało się coś?
Spojrzał na kanapkę, a potem na nią,
wzrokiem wskazującym na to, że coś jest jej winą.
-Nie smakuje panu? - spytała
beznamiętnie, choć gdzieś w głębi niej, jakiś głosik wołał o
pochwałę z jego strony.
-Za nic się tym nie najem! Mogłaś
wziąć jeszcze pomidora, jajka, pieczarek, salami, albo trochę
mięsa wołowego, zamiast tego miernego plastra, który z trudem
można nazwać mięsem! Ser mogłaś pokroić w grubsze kawałki i
dać trochę więcej majonezu. Trochę chrzanu też by nie
zaszkodziło. Nie mówiąc już o porządnej gorącej czekoladzie,
zamiast tych fusów.
Przez chwilę siedziała i patrzyła na
niego oniemiała, po czym wypaliła bez większego zastanowienia:
-Skoro jaśnie panu nie pasuje, to
niech jaśnie pan następnym razem sam przygotuje coś do jedzenia!
-Nie przeginaj, Granger! Chyba
zapominasz, z kim masz do czynienia!
-Jakże bym mogła zapomnieć, że
siedzi przede mną wielmożny książę Półkrwi!
-GRANGER!
Widząc jego wściekłą minę nie
odezwała się więcej, lecz po dwóch kanapkach miała już dość,
oparła się więc wygodnie i sączyła herbatę. Snape zaś
pochłaniał bodajże dziesiątą kanapkę, a przed nim leżały
jeszcze trzy.
-I pan to wszystko zje? - spytała
zdziwiona.
-A czemu nie? Póki co dalej jestem
głodny...
-Gdzie pan to wszystko mieści? -
zapytała zdziwiona, a po chwili ciszy, zamyślonym tonem, dodała: -
Może między żebrami...
Posłał jej ponure spojrzenie i popił
ostatnią kanapkę herbatą. Zjedli piętnaście kanapek w ciągu
niecałych piętnastu minut, w czym ona tylko dwie.
-Pan zawsze tak je?
-Nie, tylko dziś postanowiłem
pokazać, że umiem zjeść więcej niż Weasley – odpowiedział
sarkastycznie, co wywołało u niej lekki uśmiech.
-Nie obrażając Rona... Niech się pan
tak nie patrzy, on je ohydnie, wpycha sobie dużo jedzenia do buzi,
ale końcowy bilans wychodzi taki, że je czasem mniej niż Harry.
Przez chwilę pili herbatę w
milczeniu.
-Mógłby pan coś jutro przygotować,
jestem ciekawa, jak pan gotuje.
-Na pewno lepiej niż ty.
Przewróciła oczami.
-To były tylko kanapki!
-Ale ja zrobiłbym je tysiąc razy
lepiej.
-Mężczyźni i to wasze poczucie, że
musicie coś wygrać, żeby udowodnić swoją wartość!
-Chyba pomyliłaś mnie z Weasleyami,
Granger.
-Czyżby?
-Nie miałem zamiaru pokazać ci, że
umiem zrobić coś lepiej, żeby nad Tobą zatriumfować. Chciałem
ci po prostu wytknąć błędy.
-A to nie to samo?
-Nie.
-Mam dziś kończyć eliksir? - spytała
po chwili.
-Nie ma takiej potrzeby. Baza musi
odstać do jutra do jedenastej, więc spokojnie zjemy śniadanie i
wrócimy do pracy.
-A kiedy zaczniemy pracę nad naszym
eliksirem?
-Pojutrze.
Skinęła i gdy dopili herbatę i
posprzątali, postanowili iść spać. Gdy szła ciemnymi schodami,
dziękowała Merlinowi za to, że nie była tu sama, bo na pewno
zwariowałaby ze strachu.
Leżąc już w łóżku przeanalizowała
ostatnie zdanie, które do niego powiedziała. 'A kiedy zaczniemy
pracę nad naszym eliksirem?' Naszym eliksirem. Coś było
ich, tylko i wyłącznie ich i czuła, że te badania zmienią jej
życie.
fajny :D
OdpowiedzUsuńGenialny <3 !
OdpowiedzUsuńJa chcę już następny rozdział! *-* ~Ms.Potter
*-* Czekam na dalszy ciąg. ps. Zjadłabym kanapki przyrządzone przez Seva...
OdpowiedzUsuńJa też . *w*
UsuńMoment z kanapkami był świetny, zwłaszcza te pretensje Severusa, że tak mało mu dała do zjedzenia. Właśnie gdzie mu się to wszystko odkłada skoro jest taki chudy? Widocznie ma doskonałą przemianę materii :-) Opis tego miejsca, w którym się znaleźli wręcz doskonały. Wszystko takie realistyczne... aż chciałabym się tam znaleźć. Co takiego powiedział mu Dumbledore, że tak się zdenerwował. Mam nadzieję, że ten Dropsoholik nie wykombinował niczego okropnego :-)
OdpowiedzUsuńFajnie by było, gdyby w następnym rozdziale już coś zaszło między Severusem a Hermą. ;o I żeby następny rozdział wyszedł trochę szybciej, bo ja tu wariuję. ;-;
OdpowiedzUsuńWedług mnie za dużo było opisów tych pomieszczeń ale reszta ok ;D
OdpowiedzUsuńBardzo fajny rozdział, podobał mi się. Ten moment, jak jedzą kanapki i tak sobie dogryzają - ŚWIETNY! Naprawdę gratuluję!:D Z.
OdpowiedzUsuńDopiero teraz przeczytałam bo byłam na wakacjach, ale muszę przyznać, że rozdział jest świetny! PS. Bardzo podobały mi się opisy miejsca, w którym się znaleźli. Bardzo realistyczne. / Jessica Monsterlight
OdpowiedzUsuńVeri najs ! Niech Sev założy jakiegoś subwaya :D Świetne opisy i chyba ukradnę pokój Mionie ^3^
OdpowiedzUsuń~ cotellek