Nie zabijajcie, błagam! Ja po prostu nie mam czasu na pisanie, tylko szkoła, nauka, zadanie... Już prawie nie śpię po nocach, bo się martwię ocenami... Ale takie życie. W każdym razie wybaczcie, postaram się bardziej zmobilizować do pisania.
Hermiona opadła na krzesło przy
stole, dalej zamroczona ilością informacji.
Nie do końca mogła uwierzyć we
wszystko co się stało.
Przez całe życie wpajano jej, że
jest pochodzi z rodziny mugoli i nigdy nie zdobędzie magii tak
potężnej, jak 'czyści' czarodzieje. Zawsze będzie tą brudną, na
uboczu, nic nie wartą szlamą.
I dlatego tak bardzo się starała. To
dlatego tak wiele się uczyła, pochłaniała informacje, chciał
tylko poczuć, że w pełni do tego świata przynależy, że jest
jego częścią, że jest normalna.
Ale normalna nigdy nie była. Zarówno
w ciągu roku szkolnego, jak i na wakacjach.
Wiele osób znało się ze szkoły,
wyjeżdżało na wakacje razem. Przyjaciółki z przedszkola, czy
szkoły podstawowej – nie chciały jej znać, bo nie była taka jak
one. Nie widywała się z nimi codziennie.
W szkole wiadomo jak było. Brudna
krew, nic nie warta szlama, chodzący odludek, a na dodatek kujon,
który mógłby zabić dla lepszej oceny.
To było też powodem jej strachu przed
utratą magii. Wtedy stałaby się całkowitą innością. Mogliby ją
zamknąć w muzeum, albo zoo.
I nagle dowiaduje się, że wcale nie
jest dziwolągiem. Tylko czarownicą półkrwi, na dodatek pochodzącą
z rodu Merlina.
Przez chwilę miała ochotę skakać z
radości. Bo czy nie to było jej odwiecznym marzeniem? Czuć, że
gdzieś przynależy.
Jednakże nie mogła się pogodzić z
myślą, że jej matka ją okłamywała. Przez tyle lat.
Nie umiała zrozumieć, dlaczego mama
się bała. Bo chyba nie myślała, że jej własna córka od niej
odejdzie z powodu przeszłości.
Przymknęła na chwilę oczy, po czym
upiła soku.
Ojciec siedział jak na szpilkach.
Wyglądał na bardzo zdenerwowanego, szczególnie jak na człowieka,
która potrafił wyrywać ludziom zęby z zimną krwią. Obrzucał
profesora takim spojrzeniem, jakby ten był powodem zła na tym
świecie.
Mama krzątała się po kuchni, cały
czas coś donosząc, nalewając soku, otwierając okno. Znalazła
sobie tysiąc zadań do wykonani, byleby nie dołączyć do nich przy
stole.
Snape siedział rozparty na krześle i
ze znudzoną miną patrzył widelec, który trzymał w dłoni. Nie
dała się zwieźć jego niepozornej minie, gdyż całe jego ciało
było napięte jak struna. Pod idealnie dopasowanym surdutem
widziała, jak napinają mu się mięśnie ramion, by po chwili znów
się rozluźnić. Ten ruch był niemal hipnotyzujący.
Gdy matka wreszcie usiadła, w ciszy
zabrali się do jedzenia.
Połykając kawałek kurczaka
przypomniała sobie zupełnie inną scenę w tym miejscu.
Usiadła na tym wysokim, białym
krześle i po chwili zauważyła tatę, witającego gości. Pomachała
mu swoją małą rączką i uśmiechnęła się wesoło.
Hermiona upuściła
widelec, próbując usunąć to wspomnienie ze swojego umysłu.
Po samotnej chwili zobaczyła, jak
ojciec z uśmiechem wskazuje ją wysokiemu mężczyźnie, ubranemu na
biało, z ciemnoszaro brodą.
Wstała.
-Muszę na chwilę
wyjść na powietrze, zaraz wrócę.
-Jak się masz, mała? - rozbrzmiał
cichy, głęboki głos.
-Dobrze, a pan?
-Także, ale brakuje mi czegoś.
-Czego?
Wypadła do ogrodu,
stając w jego środku, między wysokimi krzewami i zaciskając oczy.
Nawet nie wiedziała, w którym momencie złapała się za pękającą
od bólu głowę.
-Ile masz lat?
-Siedem.
-A lubisz Barbie?
-Wszystkie dziewczynki je lubią,
więc ja też muszę – automatycznie wyrecytowała słowa ojca.
-A wiesz, że lalki Barbie są
bardzo dobre dla swoich Kenów?
-Tak.
-Może zostanę twoim Kenem?
Poczuła, jak opada
z cichym jękiem na ziemię.
-Niech mnie pan zostawi, to boli –
pisnęła płaczliwym tonem.
-Nic cię nie boli, to tylko
złudzenie. Pomyśl, że jesteś lalką Barbie, której wszystko się
podoba.
-Ale mi się nie podoba.
Zapłakała głośno, a kilka osób
spojrzało na nią, jakby była jakimś źle wychowanym bydlęciem.
-Bądź dobrą laleczkę i pokaż
mi...
-Granger, cholera
jasna! - usłyszała warknięcie, a jej oczy automatycznie się
otworzyły.
Czarne tęczówki
były jedyną rzeczą, która mogła ją wyrwać z nierealnego świata
wspomnień. To nie mogła być prawda. Jej rodzina nigdy by
jej na coś takiego nie skazała...
Gdy wstała,
zobaczyła, że rodzice patrzą na nią niespokojnie.
-Dlaczego to
robiliście? - krzyknęła w ich stronę, a łzy spływały po jej
policzkach.
-O czym ty mówisz?
- mruknęła jej matka, patrząc z niepokojem na męża.
-Nie udawajcie
idiotów – krzyknęła, teraz wściekła. - Dlaczego to ja służyłam
im za zabawkę? - wypluła to pytanie.
-Mówiłem ci, że
ten temat już skończony – warknął ojciec, zbliżając się do
niej.
-Nie jest i nigdy
nie będzie, póki nie wyjaśnicie mi, dlaczego to robiliście.
Tony Granger
spoglądał na swoją córkę gniewnie, stojąc zaraz przed nią.
-To nie jest coś,
o czym dzieci powinny wiedzieć – powiedział w końcu, marszcząc
brwi.
-Mam prawo i chcę
wiedzieć! - krzyknęła.
Poczuła piekący
ból na policzku. Uderzenie zostawiło niemiłe mrowienie i ciepły
ślad.
Na chwilę
przymknęła oczy, modląc się o cierpliwość.
Gdy je otworzyła,
zobaczyła, jak jej nauczyciel uderza jej ojca pięścią w twarz, a
ten pada na ziemię.
Dalej stała
niewzruszona. Poczuła ukłucie winy, gdy stwierdziła, że mu się
należało.
Usłyszała cichy
pisk matki, po czym została porwana przez swojego profesora, który
rzucił jeszcze gniewne spojrzenie kobiecie, a następnie wybiegli i
teleportowali się pod zamek.
Poczuła rwanie w
okolicy pępka, a po chwili stały grunt pod nogami.
Otworzyła oczy,
nie do końca rozumiejąc, co się stało.
Była otępiała,
nie mogła połapać się w sytuacji.
Po chwili spojrzała
na swojego nauczyciela, a obraz zaczął stawać się niewyraźny.
-Co się stało?
Łzy zaczęły
płynąć, odsłaniając jej czysty widok na świat.
-Uspokój się,
Granger – usłyszała głos.
Jeszcze raz
podniosła wzrok na Snape'a.
-On tego nie zrobił
– mruknęła. - On nie mógł, obiecał...
Poczuła dreszcze,
zimny prąd przeszył jej ciało.
-To nie jest
możliwe, to tak nie było, prawda?! - niemalże krzyknęła
rozhisteryzowanym głosem.
-Wiesz, co się
stało i nie ma sensu się oszukiwać – mruknął Snape.
Opadła na ziemię,
pogrążając się w histerii. Dla ich rodziny już nie było
ratunku. Byli złamani od dawna i tylko udawali, chowając urazę.
.::.
Ginny była
okropnie podekscytowana.
Wreszcie nadszedł
początek roku szkolnego, którego z taką cierpliwością
oczekiwała. Bo właściwie tylko Hogwart był miejscem, w którym
mogła zapomnieć o wojnie.
A na dodatek miała
się wreszcie spotkać z Hermioną. Nie wiedziała, że może tęsknić
za kimś tak bardzo, jak za przyjaciółką. Nigdy tak naprawdę za
nikim nie tęskniła, rodzina była blisko.
Do czasu.
Przez jej umysł
przebiegły niewyraźne obrazy, przedstawiające martwe ciało.
Przestań –
nakazała sobie.
Uczta powitalna
powoli się kończyła, ale to nie było to samo. Po przydzieleniu
pierwszorocznych do odpowiednich domów, Dumbledore wygłosił
rozległe przemówienie o wojnie i o tych, którzy zginęli, a
szczególnie jednym, młodym Gryfonie.
Cały Gryffindor
siedział przybity, a w szczególności Harry. Bez Rona i Hermiony to
nie było to samo, bez ich ciągłych kłótni i przekomarzań,
przypominania o pracach domowych i plucia rudowłosego podczas
mówienia.
Spojrzała na stół
nauczycielski. Snape'a już nie było. Uśmiechnęła się lekko do
Harry'ego i mruknęła:
-Pójdę się
przejść, zobaczymy się w dormitorium.
Chłopak
niewyraźnie skinął, więc z ciężkim sercem go opuściła.
Błądziła po
korytarzach, idąc okrężnymi drogami. Była pewna, że Hermiona nie
wezwała jej tylko po to, żeby porozmawiać po przyjacielsku.
Chodziło o coś więcej.
Dotarła do
gabinetu Mistrza Eliksirów, z którego on od razu wyszedł.
Spojrzał na nią,
po czym ruszył przed siebie, a ona za nim.
Nie wiedząc czemu,
bała się pokonywania tej drogi. Nie chciała wiedzieć, co czeka ją
za tymi drzwiami i zastanawiała się, czy to jest coś dobrego. To
było raczej mało możliwe, zważając na to, że trwa wojna.
Chwilę później
stała już w komnatach Snape'a.
-Drugie drzwi na
prawo – usłyszała naglący ton.
-Oczywiście –
odpowiedziała niepewnie, po czym weszła do wskazanego pokoju, a
przyjaciółka od razu rzuciła się jej w ramiona.
Przytulały się
przez chwilę, po czym jedna obejrzała z uśmiechem drugą i usiadły
na łóżku.
-No więc, o co
chodzi? - spytała Ginny, uśmiechając się lekko.
Hermiona
spoważniała.
-Skąd wiesz, że o
coś chodzi?
-Bo takie zwykła
spotkania towarzyskie nie są w twoim stylu – odpowiedziała.
Zapadła cisza.
Starsza dziewczyna przez chwilę intensywnie wpatrywała się koc, po
czym zaczęła mówić:
-Bo widzisz... Nie wszystko jest tak, jak
myślisz.
-Oh, przestań
dramatyzować i mów – ponagliła ją koleżanka, lekko zła,
przestraszona i rozbawiona.
-Voldemort chciał
mnie już od jakiegoś czasu – mruknęła. - Ja o tym w sumie
wiedziałam, ale... - nabrała powietrza. - Po śmierci Rona miałam
kilka snów, a raczej wizji, w których... - głos zaczął jej się
trząść. - Objawił mi się Voldemort. Mówił, że mam mu się
poddać.
-Wiesz, myślę, że
powinnaś o tym komuś powiedzieć... Harry też coś takiego ma i...
-Nie, nie o to
chodzi – przerwała jej Hermiona. - Voldemort w tych snach, no
wiesz, groził mi.
-Ale już po
wszystkim, tak? Wszystko dobrze?
Hermiona pokręciła
głową.
-Nie, nic nie jest
dobrze. On powiedział, że zabije twojego tatę – wyrzuciła z
siebie, kuląc się lekko.
-Co proszę? - nie
dowierzała. - Czyli wiedziałaś?
-Tak, to znaczy
chyba tak... Ale nie...
-I nie
zareagowałaś?
-Ależ reagowałam,
oczywiście, że reagowałam! Powiedziałam...
-Ale mi nic nie
powiedziałaś!
-Nie chciałam cię
martwić...
-Martwić?!
MARTWIĆ?! - wrzasnęła Ginny.
Hermiona zaczęła
się cała trząść.
-Proszę,
posłuchaj...
-Jeszcze masz
czelność się tłumaczyć?! Oni mogli przeżyć! - wykrzyczała i
wstała. - Jak mogłaś się wykazać takim brakiem
odpowiedzialności?! To w ogóle do ciebie nie podobne!
Gdy dziewczyna
obróciła się na pięcie i ruszyła w stronę wyjścia,
brązowowłosa pobiegła za nią.
-Ginny, proszę
cię! Daj mi coś powiedzieć!
-Nie chcę póki co
z Tobą rozmawiać – usłyszała w odpowiedzi.
Drzwi zatrzasnęły
się przed jej nosem.
Stała, nie mogąc
się ruszyć, po prostu nie wierzyła.
Zawsze myślała,
że Ginny jest osobą, która zrozumie, albo przynajmniej da sobie
wytłumaczyć. Nie mogła zrozumieć, jak bardzo się pomyliła co do
osoby tak jej bliskiej.
Ale chyba nie miała
na co liczyć, prawda? Była nieczułą kreaturą, która nie umiała
zapobiec śmierci przyjaciela i mężczyzny, który miał na
utrzymaniu cała rodzinę. I to tylko dlatego, że powstrzymywały ją
uczucia.
Obróciła się.
Snape siedział w fotelu i spoglądał w jej stronę. Ruszyła przed
siebie, nie wiedząc, jak sformułować to, co chce powiedzieć.
-To już koniec –
mruknęła wreszcie, stając przed nauczycielem.
-Proszę? - zdziwił
się.
-To już koniec,
nie ma po co tego wszystkiego kontynuować, po co mam się starać...
Nie mam już dla kogo, nikomu nie potrzebna szlama Granger... Tylko
ludzi do śmierci doprowadzam.
Zauważyła, że
ostatnio stała się dużo bardziej uczuciowa niż wcześniej.
Szczególnie w takich momentach jak ten. Łzy ciekły jej szerokimi
strumieniami po twarzy, a policzki lekko drgały.
-Chyba nie chcesz
wrócić do mugoli? - zaśmiał się.
-A czemu nie? W
końcu, od nich pochodzę... Chociaż już sama nie wiem, skąd
pochodzę...
Nie czuła nic. W
środku była pusta. Tylko żal i ból utrzymywały ją przy życiu.
To jedyne ludzkie uczucia, które dawały o sobie znak już od
jakiegoś czasu, lecz dopiero teraz sobie to uświadomiła.
-Albo niech mnie
pan zabije! - wykrzyknęła wreszcie, brzmiąc tak, jakby to był
najlepszy pomysł na świecie. Umysł zaćmiła jej jakaś mgiełka i
nie potrafiła już myśleć racjonalnie. - Śmiało, tylko szybko!
Wtedy przynajmniej stanę się kreaturą, jaką być powinnam!
-Granger...
-Panie profesorze,
proszę. - Zaczęła wzrokiem szukać jego różdżki. - Niech pan
skróci ten ból.
-Granger! -
krzyknął, podnosząc się z fotela.
-O właśnie, niech
pan tak stoi – zaśmiała się histerycznie. - Weźmie swoją
różdżkę i jednym, krótkim zaklęciem mnie zabije. Ja tak ładnie
proszę.
-Granger, słuchaj!
-Nie, nie, nie
muszę słuchać, to nie ma celu... Tylko śmierć, tak, to z
pewnością powinno być rozwiązanie.
Złapał ją za
ramiona i potrząsnął lekko.
-Ocknij się,
Granger! Jest wojna. Zresztą myślisz, że jeszcze byś żyła,
gdybyś nie była potrzebna? Gdybyś nie była osobą tak
inteligentną i sprytną? Pewną siebie i dążącą do celu? Nawet
nie zdajesz sobie sprawy, ile Zakon ci zawdzięcza i ile jeszcze
może!
Mocno kręciło jej
się w głowie, lecz umiała skupić wzrok na czarnych,
hipnotyzujących oczach.
-Po co mam ratować
życie innych, skoro moje nie ma wartości? - mruknęła wreszcie,
wracając do normalnego toku myślenia.
Łzy ciekły teraz
nie tylko po jej twarzy i szyi, ale spłynęły pod koszulkę lub
spadły na ziemię.
-Myśl o tych,
którym na Tobie zależy.
-Czyli o kim? -
zapłakała głośno. - Takich ludzi nie ma!
Patrzył jej prosto
w oczy.
-Są –
odpowiedział.
Od razu zrozumiała
aluzję.
Zapłakała jeszcze
mocniej i objęła jego szyję rękami, przytulając się do niego.
-Zostanie pan ze
mną? Ten jeden raz? - spytała, gdy opadli na fotel.
W odpowiedz
przyciągnął ją do siebie, sprawiając, że zapomniała o bożym
świecie, zatracając się w tych bezpiecznych ramionach, które
ochronią ją od wszelkiego zła.
Haha, zwariowana Miona xDDDD Czekam na kolejny rozdział, rozdział świetny ;3
OdpowiedzUsuńAle słooodko :* KOCHAM!!! <3 Ja CHCE jeszcze :D
OdpowiedzUsuńW wolnej chwili zapraszam do mnie http://hogwart-z-punktu-widzenia-dumbledore.blogspot.com/
Bardzo fajny rozdział, nie mogłam się go doczekać, sprawdzałam nawet kilka razy dziennie! :) Podoba mi się, ale jak dla mnie to Sev i Hermiona powinni się w końcu pocałować!!! :) Wierna fanka Z.
OdpowiedzUsuńGenialny rozdział :-) Czekam na kolejny!!
OdpowiedzUsuńsuper rozdział ;)
OdpowiedzUsuńPodoba mi się to co piszesz. Trafiłam na ten blog niedawno, ale już mi się spodobał.
OdpowiedzUsuńZnalazłam link na fb, w grupie FanFiction Potterowskie. Czytam nie wiele sevmione, ale muszę przyznać, że twoje opowiadanie jest bardzo fajne. :)
Czekam na nowy rozdział. ;)
Obserwuję. Liczę na rewanż! ;p
http://hogwart-moimi-oczami.blogspot.com/
Pozdrawiam,
Stacy Malfoy
xxx
Zajebiste. Długo czekałam na ten rozdział, sprawdzałam codziennie, nawet po kilka razy i nie zawiodłam się. Bardzo dobry. Rozumiem, nauki jest sporo, ale proszę, znajdź czas chociaż raz w tygodniu, w weekend. Cały czas tylko czekam na kolejny rozdział. Nie karz nam długo czekać :) /Anabeth
OdpowiedzUsuńsuper rozdział czekam na kolejny <3
OdpowiedzUsuńBoski rozdział, zresztą jak każdy :3 Ogólnie to na początku wydawało mi się,że Sev i Hermiona to nie to i w ogóle takie zboczone dziwne ale jak się wciągnełam to czytałam i czytałam *-* Super piszesz i masz talent do tego a teraz czekać tylko na kolejny rozdział mam nadzieje,że niedługo będzie ;D
OdpowiedzUsuńDopiero znalazłam twoj blog. Czytam z zachlannoścą. masz super styl pisania i umiesz zrobic obrot akcji o 360 stopni <3 podziwiam i czytam dalej
OdpowiedzUsuńWiem, że mam późny zapłon, ale już od jakiegoś czasu czytam Twojego bloga i.... ZAKOCHAŁAM SIĘ! To co piszesz jest cudowne! Chodzę po całym domu jak nakręcona, ciągle o nim mówię, jesteś CUDOWNA!
OdpowiedzUsuń//Mina