Kope lat. Wybaczcie, ale święta starałam się spędzić rodzinnie, a na dodatek towarzyszyły mi wahania weny (brzmi jak choroba), ale za to teraz wróciła ona ze wzmocnioną siłą. Jak zauważyliście pewnie, zmieniła się skórka i bardzo mi się ona podoba. Na dodatek wydaje mi się, że wygląda to teraz bardziej profesjonalnie, nie wiem dlaczego XD
A co do opowiadania - chyba trzeba powoli rozwijać romansik, bo was zanudzę na śmierć, ale póki co nie oczekujcie wiele.
-No to macie prezent pod choinkę –
warknął Snape.
Obydwoje nie ruszyli się ze swojego
miejsca. Hermiona zaczęła płakać, ale całe jej ciało
zesztywniało i nie była w stanie się ruszyć.
-Jak pan może! - krzyknęła Ginny.
Wszyscy zebrali się w salonie i
ustawili wokół kanapy, na której jeszcze leżało ciało
Armstronga.
-Dumbledore powinien za chwilę tu być
– mruknął Snape, wstając, a następnie siadając na krześle
przy stole. - A ty, Granger, zachowałaś się bardzo
nieodpowiedzialnie i głupio, powinnaś wsiadać od razu do pociągu.
-Severusie – odezwała się karcąco
pani Weasley.
Hermiona schowała twarz między dłonie
i zaczęła głośno płakać. Dobrze wiedziała, że to wszystko
było jej winą, od samego początku. I nikt nie musiał jej tego
uświadamiać.
Mimo wszystko nie była na Snape'a zła.
W jakimś sensie go rozumiała. Billy był jego przyjacielem,
prawdopodobnie najbliższym i musiał jakoś odreagować.
-Wiem – odpowiedziała po chwili,
ocierając twarz.
Wstała i rozejrzała się po pokoju.
Ginny patrzyła się przerażonym wzrokiem w stronę martwego ciała,
a z jej oczu płynęły ogromne łzy. Trzymał ją Fred i starał się
jakoś uspokoić. Harry wyglądał na zdziwionego, pani Weasley i
George byli bladzi i usiedli gdzieś w kącie, a Snape patrzył na
nią wzrokiem, którym obrzucał głupich uczniów na lekcjach.
-Nie dość, że narażałaś życie
swoje i martwego, to na dodatek całego pociągu, pełnego uczniów.
Spojrzała na niego, łzy z jej oczu
dalej płynęły i na dodatek cała się trzęsła.
-Nie dzisiaj – jej głos wydawał się
proszący.
-A niby dlaczego tak? Przez twoją
głupotę zginął niewinny
człowiek. Rozumiesz, co to znaczy?
Zacisnęła usta,
nie pozwalając cichemu jękowi się wydostać.
-To nie jest
pierwszy raz – mruknęła, po czym nie wytrzymała i pobiegła na
piętro.
Znalazła tam wolny
pokój z pojedynczym łóżkiem, na którym od razu się położyła
i płakała tak długo, na ile tylko starczyło jej łez.
.::.
Severus siedział w
przeznaczonym dla niego pokoju na łóżku. Może i nie było tego po
nim widać, a przynajmniej miał taką nadzieję, ale był dogłębnie
załamany śmiercią Billy'ego.
Założył na drzwi
do swojego pokoju mnóstwo zaklęć. Nie chciał, aby ktokolwiek mu
przeszkadzał, gdyż wiedział, że na pewno śmierć kogoś, kogo
uważał za przyjaciela, nie będzie czymś dla niego łatwym do
przejścia.
Gdy usiadł ze
szklanką whisky powrócił do tematu swoich ostatnich rozważań.
Stwierdził, że
powinien znacznie odsunąć od siebie tą irytującą Gryfonkę, z
którą niestety spędził zbyt wiele czasu. Ona w jakiś sposób się
do niego przywiązała i miał wielką nadzieję, że to tylko
przejściowe i skończyło się, kiedy tu trafiła.
Dalej tak nie mogło
być.
W pewnym momencie
wydawało mu się, że sam zaczyna coś do niej czuć.
Dlatego też
zdecydował, że to definitywny koniec.
Wcześniej już
nawet zachowywał się oschle w stosunku do niej, mając nadzieję,
że w jakiś sposób się do niego zrazi i może odechce się jej
rozmów.
Jak mógł się
spodziewać, jego plany wzięły w łeb.
Po pół godziny
użalania się nad sobą w towarzystwie przyjaciółki whisky,
Severus usłyszał pukanie. Był oczywiście bardzo zdziwiony,
szczególnie gdy przypomniał sobie, ile zaklęć nałożył na te
drzwi.
-Odejdź! - warknął
jedynie, choć znając wszystkich domowników, wiedział, że to nic
nie da.
Jak się domyślał
– pukanie powtórzyło się.
Leniwym ruchem
wstał ze swojego fotela i niechętnym ruchem otworzył drzwi. Widok
stojącej przed nim Gryfonki nie zdziwiłby go tak bardzo, gdyby nie
fakt, że przekroczyła wszystkie bariery.
-Co ty tu robisz? -
warknął ostro, wyraźnie dając jej do zrozumienia, że nie jest tu
mile widziana.
-Panie profesorze,
ja...
-Niewiele mnie to
obchodzi. Jakim cudem przedostałaś się przez moje bariery?
-Jaki bariery? -
wydawała się zdziwiona, lecz na jej twarzy malowała się tak
wielka rozpacz, że trudno było to rozpoznać.
Miał nadzieje, że
wyglądał na zdenerwowanego, choć zdziwił się jeszcze bardziej.
Jeżeli niczego nie zauważyła, to oznaczało, że przywiódł ją
tu jakiś bardzo ważny problem.
-Jakim prawem
śmiesz zakłócać mój wolny czas i spokój? Już i tak za bardzo
nadużyłaś mojego czasu.
Granger odwróciła
głowę, a po jej policzkach popłynęły łzy. Lekko się trzęsła
i była śmiertelnie blada.
Severus pokręcił
głową. Co w tych kobietach jest, że w tak trafny sposób działają
na męską psychikę? I to na więcej niż jeden sposób.
Wskazał jej ruchem
dłoni fotel, a następnie zamknął drzwi i zasiadł na swoim
poprzednim miejscu.
Dziewczyna jednakże
dalej stała, z głową spuszczoną, wpatrzona w swoje stopy i
ocierająca łzy.
-Więc? - zapytał,
robiąc zniecierpliwioną minę.
-Ja, panie
profesorze, ja bardzo bym chciała pana przeprosić... Ja naprawdę
nie chciałam... - z jej ust wydobył się pierwszy szloch, więc
zakryła je dłonią i przez chwilę tak stała, próbując się
uspokoić. - Ja po prostu nie wiedziałam, co mam robić. Na dodatek
po tej sytuacji przy pociągu, kiedy też byłam zdezorientowana...
Ja...
-Dlaczego mnie
przepraszasz? - przerwał jej. Chciał, aby jego głos zabrzmiał
kpiąco, ale czuł w sobie jakby troskę o tą głupią dziewczynę,
więc nie był pewien, jak to zabrzmiało.
-Ale jak to...
-Dlaczego mnie
przepraszasz?
-No bo ja myślałam,
że... Że...
-A wiesz co mi się
wydaje? Że próbujesz sama siebie usprawiedliwić i nie wiesz jak to
zrobić.
Gryfonka przyłożyła
obydwie dłonie do twarzy i zaczęła płakać. Na początku cicho i
przez chwile przypominało to bardziej miauczenie kota, lecz z
sekundy na sekundę przeradzało się to w coraz głośniejszy
szloch.
Severus wstał, nie
udając już zirytowanego, lecz poddając się pierwotnemu
instynktowi, złapał Hermionę za ramiona i posadził ją na łóżku.
Po chwili usiadł koło niej i powiedział:
-Nie masz się za
co winić. Tak samo dziś, jak i w przypadku Weasley'a, starałaś
się robić wszystko, żeby ich uratować.
Dziewczyna
zaszlochała głośniej, a następnie oparła głowę na jego
ramieniu.
Nie wiedząc do
końca, jak zareagować, objął ją i delikatnie do siebie
przyciągnął. Zacisnęła dłonie na jego koszuli i nie rozluźniała
uścisku przez bardzo długi czas. Aż do momentu, w którym się
wreszcie uspokoiła i jedynie szybciej oddychała.
Wtedy wyprostowała
się i spojrzała na ścianę naprzeciwko.
-Więc uważa pan,
że to nie jest moja wina?
-A chciałaś to
zrobić?
Spojrzała na niego
oburzona i niemalże krzyknęła:
-Jak pan...!
-Widzisz, sama
sobie odpowiedziałaś – przerwał jej.
Siedzieli przez
chwilę i patrzyli w jakiś odległy punkt, próbując sobie wszystko
ułożyć w głowie, lecz to nie było takie proste, jak mogło się
wydawać.
-Myślę, że
powinnaś już pójść spać.
Gdy na nią
spojrzał, jej policzki pokryte były szkarłatem.
-Panie profesorze,
ja... Chciałabym prosić... Właściwie zapytać... Czy ja nie
mogłabym dziś na noc zostać tutaj?
Spojrzał na nią
zaskoczony.
-Niech sobie pan
nic nie wyobraża, nawet mnie pan nie będzie musiał dotknąć. Po
prostu bardzo nie chcę być dzisiaj sama.
Przytaknął
jedynie.
Granger szybko
zasnęła, leżąc pod osobną kołdrą, oddalona od niego o ponad
pół metra. Nie była nawet bardzo speszona, dziękowała mu jedynie
za to.
Gdy tak leżał
patrzył na nią, bo nie był w stanie zasnąć. Włosy miała
odrzucone do tyłu, wyglądając jak poduszka. Jej jasna skóra był
dobrze widoczna w ciemnościach. Delikatne rysy były czymś
niezwykłym i musiał przyznać, że pięknym.
Nie wiedział po
jakim czasie, ale w pewnym momencie jej czoło się zmarszczyło.
Odwróciła się na plecy i zaczęła mamrotać przez sen. Nie
wiedział, czy powinien jakoś zareagować. Zobaczył, że z jej oczu
spływają łzy. Po chwili obudziła się, z cichym krzykiem na
ustach.
Tym razem nie
płakała. Cała się trzęsła, a jej twarz zastygła w przerażeniu.
Widział, jak rusza rękami, prawdopodobnie czegoś szukając.
Wygląda na taką
niewinną i zagubioną. Nie mógł dłużej na to patrzeć.
Delikatnym ruchem
przyciągnął ją do siebie i otoczył ramionami. Ona zrobiła to
samo, ciasno zaciskając swoje ręce wokół niego i chowając twarz
w jego koszuli.
Dalej się trzęsła,
więc zaczął delikatnie masować jej plecy i szepcząc jej do ucha.
Na chwilę
uspokoiła się, ale potem znowu zaczęła płakać. Przytulił ją
mocniej, ale przestała dopiero w momencie, w którym zasnęła.
.::.
Dla obojga ranek
nastał zbyt szybko. Spało im się bardzo dobrze i wygodnie, dlatego
gdy promienie słońca padły na twarz Hermiony, z wielką niechęcią
otworzyła oczy.
Na początku
chciała się przeciągnąć, lecz zdała sobie sprawę, że profesor
Snape ściska ja tak mocno, że nie jest w stanie wykonać żadnego
ruchu. Co oznaczało także, że nie jest w stanie się stąd
wydostać.
Położyła głowę
na jego ramieniu. Dobrze pamiętała wydarzenia poprzedniego
wieczoru, a mimo to nie czuła się winna. Zwykle w podobnych
sytuacjach obwiniała się, że to nie powinno mieć miejsca.
Było jej naprawdę
dobrze i nie miała ochoty myśleć, niestety mimo to, przypomniało
jej się wszystko co ponure.
Bardzo chciała nie
płakać, ale uznała, że jeżeli w tej sytuacji nie będzie, to
zabijanie przyjdzie jej łatwo.
Dlatego też
zwinęła się w kłębek i pozwoliła łzom lecieć. Póki leżała
w objęciach Snape'a mogła sobie pozwolić na odrobinę słabości.
Czuła się tu bezpieczna i wiedziała, że nie musi walczyć.
Z jej ust wyrwał
się cichy szloch, więc szybko przyłożyła do nich dłoń. Mimo
wszystko nie chciała profesora obudzić, bo wiedziała, jak wtedy
sprawy się potoczą.
Chyba się
przeliczyła, Snape był w końcu szpiegiem, więc nawet podczas snu
wszystkie jego zmysły musiały być wyczulone.
Poczuła, jak
powoli gładzi jej plecy i głosem, w którym brzmiała jeszcze
senność, powiedział:
-Nie rycz.
Mimo wszystko
zaśmiała się cicho. Wypowiedział to zdanie tak, jakby popełniła
największą na świecie zbrodnię, budząc go.
Przewrócił się
na plecy, a ona za nim, kładąc swoją głowę na jego torsie. Jej
włosy rozsypały się wokół.
Profesor przetarł
oczy jedną ręką, próbując się obudzić.
-Chyba powinnaś
już iść – mruknął.
-Muszę? - spytała.
Spojrzał na nią
wzrokiem bazyliszka.
-Jasne, już idę –
burknęła.
Gdy usiadła, lekko
zakręciło jej się w głowie.
-I mam tak teraz po
prostu do nich iść? Jak gdyby nigdy nic? - zapytała, bawiąc się
skrawkiem koca.
-I dziwisz się, że
ich unikam?
Obróciła się w
jego stronę, a na jej twarzy malowało się zdezorientowanie.
-Pan? Ale dlaczego?
Przecież pan tylko im pomaga!
Prychnął.
-Naprawdę dalej
nie zdajesz sobie sprawy z tego, ile ludzi zabiłem?
-A-ale...
-Granger, ja jestem
mordercą, Śmierciożercą...
-Niech pan
przestanie.
-Taka jest prawda.
-Wcale nie –
zaprzeczyła cichym głosem, spuszczając głowę w dół.
-Niby tak?
-Pan to robi w
słusznej sprawie.
Prychnął.
-Naprawdę
wierzysz, że można zabijać w słusznej sprawie? Niezłe ci już
pranie mózgu zrobili.
-A nawet jeśli
nie, to przecież zdążył pan to wszystko odpokutować.
-Radzę ci stąd
wyjść, bo wszyscy zaczną sobie wymyślać różne rzeczy.
-Ale ja nie mogę...
-Wynoś się –
warknął trochę ostrzej.
Wstała, podeszła
do drzwi i już prawie je otworzyła, kiedy zdecydowała się zadać
ostatnie pytanie:
-Od dawna pan tak
wszystko udaje?
Nie odpowiedział,
więc wyszła i wróciła do swojego pokoju.
.::.
Pomimo tego, że
były święta, ich atmosfery wcale nie było czuć. Wszyscy chodzili
spięci i smutni, porządki nie przynosiły im żadnej satysfakcji,
nawet już się nie złościli, że muszą tyle robić. Wszystko
wykonywali automatycznie, jak roboty.
Gdy Severus wszedł
do kuchni zastał bardzo nieświąteczny widok. Przy stole siedziała
Ginewra i zalewała się łzami, kiwając się do przodu i do tyłu,
koło niej siedział mocno spięty Potter, a naprzeciwko nich
Granger, pocierająca rękami uda i ledwo powstrzymywała się od
płaczu. Przy kuchence stała Molly, udając, że coś gotuje, choć
wyglądała, jakby jej w ogóle tu nie było.
-Na pewno nie ma
już nic do roboty, pani Weasley? - spytała Granger, z nadzieją
wpatrując się w kobietę. Jej głos brzmiał dość mocno, jakby w
ogóle nie miała ochoty się gdzieś ukryć i płakać całymi
dniami.
-Proszę? - Molly
ożywiła się. - Nie, nie, już praktycznie wszystko zrobione. O,
Severusie, siadaj, zaraz podam wam śniadanie, reszta gdzieś
wyparowała, chyba załatwiają coś ze swoimi misjami. Siadaj,
proszę.
Snape, swoim
powolnym, dostojnym krokiem podszedł do stołu i usiadł na jedynym
wolnym krześle, czyli koło Granger, naprzeciwko ryczącej Weasley.
Że te dzieciaki nie mogły zebrać się w jadalni...
Siedząca koło
niego Gryfonka spojrzała na niego szybko, po czym z powrotem
przeniosła swój wzrok na przyjaciółkę. W jej oczach widać było
poczucie winy.
Tą ponurą
atmosferę przerwał Dumbledore, który z uśmiechem wszedł do
kuchni. Mimo tego, iż próbował wszystkich zwieść, w kącikach
jego oczu widać było smutek.
-Ale tu wszystko
pięknie pachnie – powiedział i zaśmiał się. - Gdzie wszyscy?
-Wyparowali –
skwitowała Molly, nakładając jedzenie na talerze. - Może coś
zjesz, Dumbledore?
-Z wielką chęcią,
ale zaraz przed przybyciem udałem się do kuchni i nie mogłem się
oprzeć daniom Skrzatów. Więc wybacz, ale nie tym razem.
-Zawsze mi to
robisz – westchnęła kobieta, podając im talerze.
Każdy zabrał się
do jedzenia, a Dyrektor transmutował sobie krzesło, na którym
usiadł. Próbował jakoś ułożyć swoje obszerne, rażące po
oczach, czerwone szaty, lecz nie było to takie proste, jak mogłoby
się wydawać.
Snape patrzył na
to z żalem do starego czarodzieja, a chlipanie rudej skrajnie go
irytowało.
-Weasley, zamknij
się wreszcie, co się stało, to się nie odstanie – warknął
ostro, a dziewczyna aż się wzdrygnęła.
Dumbledore skarcił
go spojrzeniem, a Hermiona zadrżała, domyślając się, co teraz
się stanie.
-Jak pan może! -
Harry wstał i spojrzał na niego wściekły.
-Zamknij się,
Potter! Trochę szacunku do nauczyciela! Matka cię nie nauczyła?
-JAK PAN MOŻE –
krzyk Harry'ego był w jakiś sposób przerażający. - GDYBY NIE TO,
CO PAN ZROBIŁ...
-Harry! - tym razem
była to Granger, która z niewiadomego dla niego powodu zaczęła
płakać. - Jak ty...
-ZAMKNIJ SIĘ!
OSTATNIO WIĘCEJ CZASU SPĘDZASZ Z TYM DUPKIEM, NIŻ Z NAMI!
ZACHOWUJESZ SIĘ JAK...
-Koniec tego –
warknął Dumbledore, co bardzo wszystkich zdziwiło. Dyrektor w
żadnej sytuacji nie warczał.
Potter był cały
czerwony, a każdy włos sterczał mu w inną stronę. Ruszył do
drzwi, pragnąc jak najszybciej się stąd wydostać.
-Tylko nie
trzaskaj, bo to niekulturalne – pouczył go Snape, głosem bardzo
wesołym.
Jego rada niestety
na nic się nie zdała.
'Uprzykrzanie
ludziom życia z rana, jak śmietana' pomyślał Severus i uśmiechnął
się wrednie.
Piękny rozdział i takie severusowato romantyczny, choć z atmosferą smutną. Najbardziej podobała mi się końcówka, kiedy to Dumbledore opieprzył Pottera, Potter opieprzył Granger, a Snape stwierdził dlaczego jest tak zadowolony z życia. Po prostu fantastyczne ;) pozdrawiam
OdpowiedzUsuń~Olciak ;)
Ahoj! :D
OdpowiedzUsuńNareszcie komentuję xD Często zapominam, więc się ciesz xD Ogólnie rozdział mi się podobał, a szczególnie zachowanie Severuska *.* Szczególnie w nocy ;> Mam nadzieję, że Dumbek przemówi do rozumu Harry'emu bo sama mam ochotę mu przywalić -.- Życzę weny w dalszym pisaniu i oczywiście CZASU! :D
Pozdrawiam BellatriX ♥
Cześć C:
OdpowiedzUsuńFajny rozdział, taki słodko-gorzki. Bardzo podobało mi się zachowanie Seva, chociaż nie mogę się pozbyć dziwnego wrażenia, że to trochę nie w jego stylu... Szacun dla Dropsa, wreszcie zareagował zamiast siedzieć i zgrywać milusiego dziadziusia. A z Harry'ego się zrobił straszny cham -.- rozumiem, że stracił najlepszego przyjaciela, ale powinien się trochę ogarnąć.
Pozdrawiam i życzę Weny,
bullek ♥
Myhmyh *.*
OdpowiedzUsuńNa szczęście zdążyłam pogodzić się ze śmiercią ze śmiercią Billy'ego, więc mogę się skupić na reszcie rozdziału :D
Biedna Mionka... Ugh. Biedactwo.
Severus... <3 Taki jest... boski kiedy pociesza Hermionę :* Taki... opiekuńczy i... nooo <3
Ale humor Severusa bije na łeb na szyję wszystko inne. OMG. Prezent pod choinkę... muahaha :D I uprzykrzanie życia ludziom z rana xD Boskie.
Błędów nie zauważyłam dużo.
Opisy roztrzesionej Miony bardzo mi się spodobały. Tu masz dużego plusa.
Czekam z niecierpliwością na następny rozdział. Pozdrawiam i życzę weny.
P. S. Zapraszam na mojego bloga o Sevmione: http://snape-granger-inna-historia.blogspot.com/
Głupie...
OdpowiedzUsuńNie ma to jak komentarz na wysokim poziomie intelektualnym, nie? :D
UsuńNo bo jest tak głupie, że aż się nie da uzasadnić.
UsuńNo wiesz jak się jest debilem to się nie umie uzasadniać odpowiedzi
UsuńAż uzasadnię debilu; po 1 mnóstwo błędów; jak nie umiesz pisać to się do tego nie zabieraj, po 2: Bezsensowna fabuła, po 3; zepsute mniemanie o książce.
UsuńJa rozumiem, że nie podoba ci się to, co piszę, ale nie mogłeś/aś napisać tego w trochę bardziej kulturalny sposób? Nie ma się co od razu bulwersować.
Usuń*nie, nie ja napisałam poprzedni komentarz*
Och jak ja uwielbiam Severusa :) Rozdział cudowny! Czekam na następny :)
OdpowiedzUsuńAAA <3
OdpowiedzUsuńPierwsze zdanie najlepsze.
Teksty Seva mnie dobijają XD
Booski rozdział :D
Skórka też boska
/Luna
Heheh dobre te ostatnie dwa zdania . Super wesoły snape zawsze spoko :) rozdział jak marzenie.rozpoczyna sie powoli romans oł jee !chce jeszcze
OdpowiedzUsuńPozdrowienia
Jane
Troszeczke nudne ale opiekunczy Snape to wynagrodzil ;P Mam nadzieje ze w nastepnym bedzie troche wiecej akcji ;)
OdpowiedzUsuńMoze wlasnie nadszedl czas na wprowadzenie panny Green?
Weny zycze :D
Świetny rozdział, bardzo mi się podobał!!! Fajnie by było, gdyby Harry w końcu się zdeklarował: lubi jeszcze Hermionę, czy nie. Skórka czaderska :D Z.
OdpowiedzUsuńSuper rozdzial ale Sev był najlepszy.
OdpowiedzUsuńDo Pottera "Matka Cię nie nauczyła"- xD Xd
OdpowiedzUsuńsuper rozdział
OdpowiedzUsuń