Przypominam, że włączyłam komentowanie dla wszystkich, więc możecie mi powiedzieć, co myślicie o moim blogu :D
Severus wzdrygnął się na dźwięk
tego śmiechu. Przeszedł go dreszcz i już wiedział, że Granger
jest w większym niebezpieczeństwie, niż kiedykolwiek wcześniej.
Trzeba szybko obmyślić plan.
Po chwili postać siedząca koło
niego nachmurzyła się i wbiła wzrok w rodzeństwo Carrow'ów.
-Nie powiodła wam się ostatnia misja
– syknął, posyłając w nich pierwsze zaklęcia.
I zaczęło się. Teraz mógł tylko
czekać, aż przyjdzie chwila na niego. Gdy Czarny Pan się rozkręcił
nie mógł się powstrzymać, obwiniał wszystkich o wszystko i
bardzo srogo karał. Jakby nie miał się na kim wyżyć...
Zaczął myśleć o kudłatej
Gryfonce. Trzeba było ją ratować. Starał się zachować trzeźwość
umysłu, aby Czarny Pan nie mógł go zaskoczyć, jednakże było to
trudne. Musiał ją jakoś uratować. Wiedział, że gdyby udało im
się ją złapać byłby przymuszony do torturowania jej. A tego, z
jakiegoś powodu, nie chciał robić. Może i go denerwowała,
jednakże była zbyt młoda, delikatna, żeby żyć w takich czasach.
Nie raz myślał o tych dzieciakach, ale przypominał sobie, że sam
żył w tych czasach i nie było tu czasu na użalanie się nad
kimkolwiek.
Nikt sobie nie wyobrażał, jak bardzo
Severus pragnął śmierci. I nie tylko podczas klątw, które
rzucano na niego coraz częściej. Wtedy miał przynajmniej nadzieję,
że przez wyczerpanie wszystko się skończy, ale oni musieli go
ratować. Jakby nie mogli go zostawić!
Sala zaczęła pustoszeć, jednak on
wiedział, że musi zostać na miejscu. Czarny Pan, z jakiegoś
powodu, lubił mu się zwierzać.
-Widzisz, Severusie – zaczął
ciężkim głosem – Granger bardzo by nam się przydała. Mam pewne
informacje na jej temat.
Snape wyostrzył słuch, chciał
dokładnie zapamiętać każde słowo. Łatwiej będzie mu ją ukryć.
Nie umknęło też jego uwadze, że Czarny Pan już tak często nie
nazywał jej szlamą.
-Nie są to jednak żadne nowości.
Jestem w stanie twierdzić, że jej magia, ponieważ pochodzi z
rodziny mugoli, jest inna, niż nasza. Inaczej przez nią przechodzi
i dzięki temu zaklęcia odrobinę się różnią, od tych rzucanych
przez resztę czarodziei. Zauważyłem także, że ta różnica jest
widoczna jedynie u Granger. Zresztą – nabrał powietrza – ona od
zawsze była wyjątkowa. Wspaniała, pełna... Mocy. I nie tylko...
Mam nadzieję, że wiesz o co mi chodzi – spojrzał na niego.
Mężczyzna skinął w odpowiedzi, ale
był bliski śmiechu. Czarny Pan zakochał się w tej durnej
dziewczynie. Dla niej to nie było nic dobrego.
-Dlatego też, Severusie, liczę na to,
że pomożesz mi ją zdobyć – syknął.
-Wybacz, Panie, ale to naprawdę trudna
i skomplikowana sprawa. Dumbledore bardzo dobrze ją chroni, a nie
chcę się zdradzić.
Czarny Pan uderzył pięścią w stół.
-Ja chcę ja mieć! - krzyknął. - A
jeżeli nie jesteś w stanie mi pomóc, to nie jesteś mi do niczego
potrzebny!
W jego stronę poleciały pierwsze
uroki. Poczuł ból, jednak był niemal przyzwyczajony.
Wiedział, jakiego tematu unikać,
żeby nie oberwać zaklęciem.
Po chwili ból zaczął się nasilać.
Doznał nowych uroków, jakie wcześniej nie były na nim używane.
Spadł z krzesła na kolana, a Czarny Pan wstał. Snape czuł, jak
jego ciało tną niewidzialne sztylety, pali je od środka ogień,
wnętrzności przewracają się na drugą stronę oraz wiele innych,
nieprzyjemnych rzeczy. Przez myśli przemknęło mu, że może tym
razem naprawdę jego organizm zostanie wyczerpany. Albo że się
wykrwawi. Pomimo tego, że stracił poczucie czasu, wiedział, że
tortury trwają dłużej niż zwykle. Po dłuższej chwili, jakby
przez mgłę, usłyszał głos:
-Wybacz, Severusie, jesteś moim
najwierniejszym sługą i tak dobrze dla mnie szpiegujesz. Możesz
iść.
Nie wiedział, jakim cudem wstał, ale
po chwili wyszedł i się aportował. Po otwarciu bramy zdążył
jedynie wysłać patronusa do Dumbledore'a.
Hermiona obudziła się o godzinie
ósmej trzydzieści. Szybko wstała, bo była już niemal pewna, że
się spóźni. Zaczęła czesać włosy i się przebierać, szybko
umyła się w łazience i zbiegła na dół. Pochłonęła kanapkę,
popiła sokiem i usłyszała pytanie:
-Gdzie Ci się tak śpieszy?
-Mam dziś pomóc profesorowi Snape'owi
w eliksirach.
-Nie sadzę, żeby Ci się to dziś
udało.
Te zdania dotarły do Hermiony
odrobinę za późno. Szybko wskoczyła do kominka, mówiąc
'Hogwart'. Znalazła się w gabinecie profesora Dumbledore'a.
-Niech pan wybaczy, profesorze –
powiedziała. - Nie byłam pewna, jak mam się dostać do szkoły.
Dyrektor szybko napisał coś na
kratce.
-Nic nie szkodzi, nic nie szkodzi –
powiedział z lekkim uśmiechem, ale był bardzo blady. - Rozumiem,
że zmierzasz do profesora Snape'a?
-Tak – odpowiedziała. To nie był
dobry pomysł, żeby zaraz po zjedzeniu śniadania korzystać z
kominka.
-Chodź ze mną.
Żywym krokiem wyszła za nim z
gabinetu i zmierzali po krętych schodach.
-Stało się coś? - zapytała, gdy
szli w stronę ruchomych schodów.
Stary czarodziej lekko zesztywniał,
pobladł i, nie patrząc na nią, powiedział:
-Severus był wczoraj na spotkaniu. Nie
wrócił z niego szczęśliwie.
W jej oczach szybko pojawiły się
łzy. Co oznaczało, że nie wrócił z niego szczęśliwie? Czyżby
umarł? Nie, to nie było możliwe. Profesor Snape jest silnym
mężczyznom, byle Voldemort mu nie podskoczy.
-Leży teraz w Skrzydle Szpitalnym.
Poppy twierdzi, że było trudno, ale z tego wyjdzie – uspokoił ją
Dyrektor.
Niemalże odetchnęła z ulgą.
Ruszyli szybciej i po chwili stali nad łóżkiem Snape'a. Był
bledszy niż zwykle, o ile to było możliwe. Pani Pomfrey szybko do
nich podeszła i opowiedziała o jego stanie.
-Jest stabilny. Miał liczne rany
zewnętrzne, jak i wewnętrzne. Nie wiem, czym go potraktowali, ale
było to naprawdę okropne. Nie wiem, kiedy się połamał. Możliwe,
że już po przybyciu na teren szkoły. W każdej chwili może się
ocknąć.
Jak na te słowa, jego spokojna twarz
w moment wykrzywiła się w grymas, a pierwsze słowa sprawiły, że
po jej policzku popłynęły łzy. Nie była w stanie ich dłużej
utrzymywać.
Okropny ból głowy dał mu znać, że
żyje. Nie był w stanie się poruszyć, ledwo oddychał i czuł, że
lewą nogę i prawą rękę ma unieruchomioną w gipsie. Usłyszał
głos Pomfrey. Zanim jeszcze zdecydował się na otworzenie oczu,
szepnął, gdyż nie był w stanie mówić głośno.
-Granger – nabrał powietrza. -
Granger jest w niebezpieczeństwie. Czarny Pan chce ją jak
najszybciej.
Powoli rozchylił powieki, lecz jasne
światło spowodowało, że widok zastąpiły mu plamy. Zamrugał
kilka razy i obrzucił najbliższe otoczenie spojrzeniem. Między
Poppy a Albusem stała Granger i płakała. Najstarszy czarodziej
patrzył na niego w zastanowieniu, lecz odezwał się dopiero, gdy
Pomfrey poszła po leki.
-Co to znaczy? - zapytał. - Jeżeli
nie możesz mówić, to możesz napisać.
-Załamałem rękę – syknął i
zaniósł się kaszlem. - Ma zamiar napaść na Norę, żeby ją
porwać. Nie wiem kiedy, chce, żeby to było szybko.
-Musimy być cały czas przygotowani –
powiedział i skinął dziękczynnie w jego stronę. - I ukryjemy
gdzieś pannę Granger.
-To nie wszystko – złapał go
bolesny skurcz, przymknął powieki, przez chwilę oddychał w
przyśpieszonym tempie, a potem kontynuował. - Ma co do niej ogromne
plany. Twierdzi, że jej magia jest inna, niż nasza i chyba będzie
chciał ją wykorzystać. Na dodatek śmiem twierdzić, że jest w
niej zakochany.
Dziewczyna zapłakała i w tym samym
czasie prychnęła, co dało dziwny efekt.
-Nie damy Ci zginąć – powiedział
Dyrektor.
-On nie chce Cię zabić – syknął
Snape. - Tylko wykorzystać.
-Severusie! - upomniał go Dumbledore.
-Niech wie, co ją czeka!
-Zrozumiałam, profesorze, co mnie
czeka. Dlatego jestem panu wdzięczna, za to, co pan robi – otarła
łzy, gdy pojawiła się Poppy.
-Wypij to! - nalegała, podając mu
niedużą butelkę.
-Chcę wrócić do moich kwater! -
powiedział szybko.
-Nie możesz, potrzebujesz stałej
opieki!
-Dam sobie radę.
-Nie, nie ma mowy. Nie jesteś jeszcze
w tak dobrym stanie!
-Ja mogę pomóc profesorowi! -
zaoferowała Gryfonka.
Wszyscy na nią spojrzeli, Snape miał
coś powiedzieć, ale powstrzymała go.
-Niech mi pan pozwoli się odwdzięczyć!
-Na to bym się zgodziła –
stwierdziła Poppy.
Musiał się zastanowić. Zawsze wolał
odchorowywać w swoim łóżku, sam. Teraz jednak miałby Granger do
towarzystwa. Albo tą kobietę, która zmusi go do picia jakiś
prymitywnych miksturek, gdy on ma na składzie znacznie lepsze.
-Dobrze – skinął.
-Severusie – zaczął Dumbledore –
mam w taki razie do Ciebie prośbę. Skoro panna Granger będzie się
Tobą zajmować, a musimy ją chronić, czy...
-Nie, nie, nie! Nie ma mowy!
-Severusie – naciskał Dyrektor. - To
jedno z najlepszych rozwiązać. Zaoszczędzi wam to także dużo
czasu, bo Hermiona nie będzie musiała z Nory aportować się do
zamku.
Spojrzał na dziewczynę. Był to jej
pierwszy dzień wakacji i już było niemal pewne, że nie będzie
się mogła nimi cieszyć. Miała czerwone oczy i nos, wyłamywała
place i patrzyła na niego z nadzieją. Niechętnie skinął.
-Niech będzie.
-Hermiono, pomożesz teraz profesorowi
Snape'owi przejść do jego kwater, a ja tymczasem pójdę do Nory,
wezmę twoje rzeczy i powiadomię Weasleyów.
Gdy Dumbledore opuścił
pomieszczenie, a Pomfrey oddaliła się, Granger podeszła do jego
łóżka.
-Chyba nie myślisz, że...
Nie zdążył dokończyć, bo
dziewczyna zaniosła się histerycznym płaczem. Rzuciła mu się na
szyję i zaczęła szeptać:
-Dziękuje, dziękuje, dziękuje,
dziękuje...
Przez chwilę siedział otępiony, a
potem – z jakiegoś, nieznanemu nikomu powodu - objął ją.
-Nie rycz już, uspokój się –
syknął. Gdy nie pomogło, nabrał powietrza i delikatnym, głębokim
głosem, powiedział: - Spokojnie, jest dobrze.
Nabrała powietrza i teraz tylko
oddychała w przyspieszonym tempie. Nie zorientowała się nawet,
kiedy usiadła na skraju łóżka. Po chwili odchyliła się od niego
delikatnie, otarła oczy i spod kurtyny włosów spojrzała na niego.
-Ja naprawdę bardzo dziękuje –
powiedziała. - Gdyby nie pan, to... - łyknęła powietrze, jakby
znów zbierała się na płacz, ale dotknął jej ręki.
-Spokojnie – szepnął, a ona
uśmiechnęła się i skinęła.
Co on, do cholery, robił?! Użalał
się nad jakąś małolatą, uspokajał ją, nie był sobą. Jego
reputacja przy tej dziewczynie została doszczętnie zniszczona.
Wstał gwałtownie i ruszył w stronę
drzwi. Gdy opierał się na złamanej nodze czuł ból, jednak nie
poddawał się.
-Panie profesorze! - krzyknęła
Gryfonka.
Szybko do niego podbiegła i niemalże
wepchnęła się mu pod ramię.
-Granger, co ty wyrabiasz! - warknął.
-Nie pozwolę, żeby się pan tak
męczył!
-Przypominam Ci, że jesteś moją
uczennicą, a ja Twoim nauczycielem. I nie pozwolę, żebyś mną
rządziła.
-Niech pan nie przesadza!
Kazała mu usiąść na wózku i
ruszyła korytarzami zamku. Severus zaczął myśleć o dziewczynie,
która szła za nim. Jeżeli cały ten czas będzie wyglądał tak,
jak ich spotkanie w Skrzydle Szpitalnym, to on z pewnością z nią
nie wytrzyma. Nie było jej się jednak co dziwić. Czarny Pan
dosłownie na nią polował. Ciekawe, do czego się jeszcze posunie,
żeby ją zdobyć.
Zeszli to lochów, podeszli do
marmurowej ściany, a po kilku machnięciach różdżką zobaczyli
drzwi.
-Panie profesorze – zaczęła,
popychając je – czy nie lepiej by było, gdyby mnie pan nauczył
jak te drzwi otwierać?
-Nie tu i nie teraz – syknął. - Czy
jesteś aż taką idiotką, żeby się nie domyślić, że moje
komnaty są tak strzeżone z jakiegoś powodu.
Nie usłyszał odpowiedzi. Weszli do
jego kwater. Próbował wstać, ale szybko go powstrzymała.
-Niech się pan nie rusza, powinien pan
teraz odpoczywać.
-Nie pouczaj mnie – syknął
wściekle, ale się nie ruszył. - Po prawej masz łazienkę, potem
moją sypialnię. Naprzeciwko będzie twoja sypialnia. Ten pokój
pełni obecnie rolę składzika, ale zaraz zawołam skrzaty, żeby
posprzątały.
-Nie, nie trzeba, ja mogę to zrobić –
zaprotestowała.
-Widzę, że wesz zalęgła się w
Tobie na dobre. Jednakże jest to moje mieszkanie, nie Twoje.
-To nie jest żadna wesz, tylko
W.E.S.Z.!
Sapnął.
-To ich praca. A na dodatek to lubią.
Dosyć! - powstrzymał ją, gdy miała już coś mówić. - Skrzaty
to posprzątają i tyle. Po lewej masz coś na kształt kuchni.
-A te drzwi na końcu korytarza po
prawej? - wskazała ręką w tamtym kierunku.
-Moja prywatna biblioteka –
odpowiedział z lubością.
-Czy ja mogłabym z niej skorzystać?
-Zobaczymy – odpowiedział z
przekąsem.
Po chwili poczuł, jak wózek rusza.
-Co ty robisz? - niemalże krzyknął.
-Wiozę pana do sypialni, ma pan
wypoczywać.
-Nie będziesz mi rozkazywać.
Zignorowała ten przytyk, pchnęła
drzwi i weszła do środka. Ich oczom ukazała się dość spora
sypialnia. Głównym punktem było łóżko. Po jednej stronie stała
półka z książkami, po drugiej szafka nocna. Znajdowała się tu
także duża szafa w jednej ze ścian, zbudowanej z marmuru.
-Potrzebuje pan czegoś?
-Nie – machnął różdżką i po
chwili pojawił się przed nimi mały skrzat, podobny do Zgredka. -
Jak najszybciej wyczyśćcie schowek – mruknął.
-Tak jest, sir – odpowiedział skrzat
i po chwili już go nie było.
-Ale... Panie profesorze!
-Czego znowu? - warknął.
-Niech ich pan tak nie wykorzystuje.
-Ja ich nie wykorzystuje! One po prostu
wykonują swoją pracę!
-Na pewno niczego pan nie potrzebuje?
-Granger, jeżelibym czegoś
potrzebował, to istnieje magia.
-Ale ja miałam się panem opiekować.
-Jeżeli się rano obudzę, to znaczy,
że wykonałaś swoje zadanie.
Pomogła mu wejść do łóżka, za co
została obrzucona nienawistnym spojrzeniem.
-Gotowe, sir – powiedział mały
skrzat, wchodząc do pokoju.
-Dziękuje – zareagowała żywo
Hermiona. - Może chciałbyś coś zjeść?
-Nie, dziękuję, panienko. Życzę
dobrej nocy – mały stworek uciekł.
-Dlaczego one nie chcą pomocy? -
Granger pokręciła głową.
-Bo one to lubią – warknął, jakby
to było oczywiste.
-Ale jak można lubić to, że jest się
zniewolonym?!
-Mnie się pytasz?
Nabrała powietrza i już
przygotowywała się, żeby mu coś odpowiedzieć, lecz nawet nie dał
jej zacząć.
-Idź do tego swojego pokoju, nabrudź
tam i posprzątaj jeszcze raz, jeżeli ci coś to pomoże. - Gdy nie
zadziałało, dodał: - Wynocha!
Skinęła i przy wyjściu dodała:
-Przyjdę później, sprawdzić, jak
pan się czuje.
Po tym, jak zamknęły się za nią
drzwi i ucichły kroki, Severus zaczął wić się na łóżku w
spazmach bólu. Każdy mięsień palił żywym ogniem. Czuł nawet
te, o których istnieniu nie zdawał sobie sprawy.
Przewrócił się na drugi bok i
niewiele brakowało, żeby krzyknął. Cudem powstrzymywał się przy
Granger. Teraz także nie mógł całkowicie się wyluzować.
Nie wiedział, kiedy stracił
przytomność.
Hermiona wpadła do swojego pokoju i
rozglądnęła się. Miał on ciemne, drewniane ściany. W prawym
kącie stało łóżko z czerwoną pościelą, a naprzeciwko szafa,
kawałek dalej biurko i regał na książki. Na podłodze leżał
ogromny pomarańczowy dywan.
Uśmiechnęła się i zwróciła uwagę
na łóżko. Leżała na nim torba z jej rzeczami. Nie obijając się,
rozpakowała ją. Znalazła tu wszystkie rzeczy, które przywiozła
do Nory. Ubrania ułożyła w szafie, książki na regale, przybory
toaletowe porzuciła na stole. Torbę także schowała do szafy.
Trudno jej było się rozpakowywać, bo cały czas miała nadzieję,
że to wszystko szybko się skończy. Jednak rozkładając rzeczy
jakby zadamawiała się tutaj i po chwili po jej policzkach płynęły
łzy. Na pościeli zobaczyła małą karteczkę. Od razu rozpoznała
schludne pismo Ginny.
Hermiono, obiecuję odwiedzić Cię
przy pierwszej okazji. Wytrzymaj jakoś.
Uśmiechnęła się
smutno i pociągnęła nosem. Jej wakacje zapowiadały się bardzo
ciekawie.
Położyła się na
łóżku i zamknęła oczy. Była bardzo zaniepokojona jedną rzeczą.
Około godziny po tym, jak Snape wyszedł ze spotkania Zakonu,
poczuła dziwny niepokój. Tak samo czuła się, gdy ostatnim razem
jej profesor był narażony na niebezpieczeństwo. Próbowała sobie
wmówić, że to na pewno nie chodziło o niego, ale nie było to
takie łatwe. Na samo wspomnienie tego uczucia robiło jej się
smutno, a w sercu czuła dziwną pustkę. Próbując o tym zapomnieć,
wstała i ruszyła po książkę.
Gdy jej palce
dotknęły okładki, przypomniała sobie o eliksirach. Wyszła ze
swojego pokoju. Na drzwiach koło wyjścia wisiał kawałek
pergaminu. Zerwała go i przeczytała. Wypisane tu były eliksiry,
które musieli przygotować. Nacisnęła klamkę i weszła do
laboratorium. Uśmiechnęła się i ruszyła do składziku. Po drodze
chwyciła zeszyt i pióro.
Pchnęła
niewielkie drzwi do pomieszczenia, w którym pachniało zgnilizną.
Przeglądnęła ingrediencje i zapisała na kartce te, których im
brakowało.
Pozostałe
składniki starczyłyby jedynie na zrobienie połowy kociołka
Eliksiru Pieprzowego, a że potrzebowali aż czterech, to nie warto
było zaczynać. W ostatnim czasie nic nie robili, tylko wrzucali po
kilka składników do kociołka i obserwowali, co się stanie. W ten
sposób wykorzystali prawie cały zapas.
Hermiona podeszła
do ogromnego kotła i zaglądnęła do niego. Stał już tak od
jakiegoś czasu, a jutro mieli go dokończyć. W jej oczach pojawiło
się przerażenie. Czuła, że nie da rady sama tego zrobić. Pomimo,
że ze Snape'm nie za często ze sobą rozmawiali, to zawsze tu był
i czuła się pewnie. A co jeżeli coś pójdzie nie tak? Czy jej
ciało się spali, czy może je jednak odnajdą?
Szybko
skarciła się za takie myślenie. Da sobie radę. Nie zaprzepaści
tylu badań tylko dlatego, że Snape nie będzie w stanie dość do
kociołka. Teraz wystarczyło tylko dolać krew Evelinne, którą
pobrali niedawno, rzucić kilka zaklęć i odczekać kilka dni. Wtedy
wszystko powinno być gotowe i ich pacjentka mogłaby zacząć
przyjmować wywar.
O ile coś z tego
wyjdzie. Już kilka razy, przez sekundową pomyłkę, spalili
eliksir. A jeżeli i tym razem coś się stanie? Musiałaby czekać,
aż jej profesor wyzdrowieje i dopiero wtedy zaczęliby od nowa.
Postanowiła, że da sobie radę i spojrzała do najnowszych notatek.
Musiała się tu zjawić jutro o godzinie trzeciej nad ranem. A
jeżeli zaśpi? Co wtedy się stanie? Czy cały zamek pójdzie z
dymem, czy może tylko laboratorium?
Wyrwała kartkę z
zeszytu i wróciła do kwater. Postanowiła, że najpierw sprawdzi,
jak czuje się jej profesor, potem uda się do Dumbledore'a, żeby
dać mu tą listę, a na końcu odwiedzi Skrzydło Szpitalne i
zabierze leki dla Snape'a.
Położyła
karteczkę na stoliczku obok drzwi i ruszyła w głąb korytarza.
Nacisnęła ciężką klamkę i spojrzała do środka. Blada postać
leżała zwinięta na łóżku. Hermiona podeszła do niego i okryła
go kołdrą. Jego twarz była wykrzywiona, a ciało spięte.
Pomyślała, że może nic szczególnego się nie stało i po prostu
śnią mu się koszmary. Usiadła na skraju łóżka. Zastanawiała
się, co zrobić. Bo jeżeli się obudzi, to na pewno nieźle jej się
oberwie. Jednakże dużo mu zawdzięczała i jeżeli mogłaby mu
zapewnić trochę ulgi, na pewno by to zrobiła. Dlatego też teraz
położyła się i objęła go. Czuła, jak zimne i sztywne było
jego ciało. Jego oddech był spokojny, aż za bardzo, więc lekko
się przestraszyła. Dotknęła ręką włosów i zadziwiło ją, jak
przyjemne były w dotyku. Delikatne, sypkie, lekko wilgotne.
Po chwili zdała
sobie sprawę, co robi. Snape był jej nauczycielem. Ale przecież
miała z nim teraz spędzać tyle czasu, to czemu by nie... Nie, nie
wolno jej tak myśleć! To jest nauczyciel, NAUCZYCIEL! To nie
etyczne!
Powoli i spokojnie
wstała, a potem ruszyła do drzwi. Gdy dotknęła klamki coś ukuło
ją w serce. Obróciła się i zaniepokoiła. A co jeżeli on nie
przeżyje tej nocy? Wtedy na pewno poniosą klęskę. I pierwsza
zginie Hermiona. A nawet nie zginie, tylko zostanie pojmana przez
Voldemorta i...
Nie, nie wolno jej
tak myśleć! Ma dziś zły dzień i tyle, a Snape nie takie rzeczy
już przeżył, na pewno wszystko będzie dobrze.
Zamknęła za sobą
drzwi i ruszyła do wyjścia. Musiała jak najszybciej załatwić
lekarstwa, żeby nic mu się nie stało. Gdyby umarł, nie
wybaczyłaby sobie. Miała się nim opiekować. A na dodatek on ją
wcześniej bronił, więc powinna mu się odwdzięczyć.
Idąc przez
marmurowy korytarz coraz intensywniej myślała o swoim nauczycielu i
coraz większy niepokój czuła. Bała się. O niego, Ginny,
Harry'ego, państwa Weasleyów, Rona, rodziców, bliźniaków, Lunę,
Neville, Dumbledore'a, McGonagall... A na końcu o siebie.
Jej kroki odbijały
się od kamiennej podłogi i echem odbijały się po zamku. Im
bardziej oddalała się od lochów tym bardziej trzęsły jej się
nogi. Jakby pod jej nieobecność mogło się coś stać.
Stanęła przed
gargulcem i spojrzała mu w oczy. Gdy mówiła, głos jej się łamał.
-Profesorze
Dumbledore, tu Hermiona Granger, przyszłam z listą składników.
Marmurowe
stworzenie odskoczyło na bok, a ona stanęła na schodach, które
powoli wznosiły się w górę. Zapukała w drzwi i po chwili je
pchnęła. Dyrektor siedział pochylony nad jakimiś papierami.
-Usiądź –
polecił lekko nieobecnym głosem.
Zajęła krzesło
naprzeciwko biurka i czekała. Starzec podpisał coś szybko i
spojrzał na nią.
-Wybacz, że nie
przyniosłem Ci rzeczy osobiście, ale mam bardzo dużo do roboty.
-Nic się nie stało
– uśmiechnęła się. - Nie zajmę panu dużo czasu.
-Nie, nie o to
chodzi. Po prostu wzywały pilne sprawy.
Skinęła i
położyła kartkę przed profesorem.
-Tego wszystkiego
potrzebujemy.
-Na kiedy?
-Bez nich nie mogę
zacząć, więc chyba jak najszybciej.
-Dobrze. Jeszcze
czegoś potrzebujesz?
-Nie, właściwie
to nie.
-Wpadnę do was w
wolnej chwili.
-Tak właściwie,
to jest jedna sprawa.
-Jaka?
-Czy będę się
mogła spotkać z Ginny lub Harry'm?
-Tak, chcemy ich tu
przetransportować, kiedy Śmizerciożercy przypuszczą atak na Norę.
Wtedy na pewno się spotkacie.
-Dziękuję. To ja
będę już szła.
-Do zobaczenia.
Zbiegła po
schodach i zatrzęsła się. Spotka się z przyjaciółmi, kiedy
zagrozi im niebezpieczeństwo. Przeraziła ją ta wizja, lecz nie
chciała tego roztrząsać. Żwawym krokiem ruszyła schodami w
stronę Skrzydła Szpitalnego. Czuła się źle, że zostawiła
profesora Snape'a samego, więc pognała biegiem. Wyhamowała dopiero
na korytarzu, przy którym znajdowało się wejście.
Lekko zdyszana
zatrzymała się koło łóżek, a po chwili podeszła do niej pani
Pomfrey.
-Zapomniałam
lekarstw – powiedziała szybko.
-Ah, tak,
faktycznie. Daj mi sekundkę.
Skinęła, a
kobieta obróciła się i podeszła do jakiejś szafki.
-A jak on się
czuje?
-Śpi.
-Marudził?
-Nie bardziej niż
zwykle.
-A jak się
zachowywał?
-Normalnie.
Starała się nie
myśleć o zajściu w tym miejscu, ale było to trudne. Zbyt trudne,
a jeżeliby pani Pomfrey się teraz nie odezwała, na pewno by o tym
wspomniała.
-Czyli nie za
dobrze się czuje.
-Proszę?
-Gdyby czuł się
dobrze, zacząłby pracować, a teraz śpi. - Podeszła do niej z
koszykiem pełnym fiolek. - Niech najpierw coś zje. W środku masz
listę, na której jest napisane, co i kiedy ma przyjmować.
-Ale... Czy mam
gotować sama?
-Nie, nie. Wezwij
skrzaty. - Gdy zobaczyła, że chce coś powiedzieć, dodała: -
Lepiej, żebyś zrobiła to ty, bo Severus na pewno doda im pracy,
żeby cię zdenerwować.
-Dobrze. To ja
już... - wskazała drzwi i powoli ruszyła w tamtą stronę.
-Jadł coś? -
spytała pielęgniarka zanim Hermiona doszła do drzwi.
-Nie.
-W takim razie
niech szybko coś zje. I obudź go, jeśli będzie trzeba. Musi się
najeść, przyjąć lekarstwa i odpoczywać.
-Oczywiście –
uśmiechnęła się. - Do widzenia.
-Do widzenia, panno
Granger.
Szybkim krokiem
opuściła Skrzydło Szpitalne. Dlaczego pani Pomfrey tak długo ją
trzymała? W tym czasie zdążyłaby poprosić skrzaty o zrobienie
jedzenia, a nawet przygotować leki. A jak otworzy drzwi i okaże
się, że stało się coś złego? Chyba nigdy by sobie tego nie
wybaczyła.
Hogwart w wakacje
był zupełnym przeciwieństwem tego, który znała ze szkolnych dni.
Nikogo nie było na korytarzach, jednakże cicho też tu nie było.
Obrazy zachowywały się tak, jak drużyna Qudditcha po
spektakularnej wygranej. I to wyłącznie na schodach, bo w
korytarzach panowała grobowa cisza.
Hermiona podeszła
do ściany na końcu korytarza w lochach i zdała sobie sprawę, że
nie wie, jak dostać się do środka. Snape nie zdążył jej o tym
powiadomić. Złapała się za głowę i zastanowiła przez chwilę.
Może jak poprosi skrzaty, to obudzą profesora albo nawet jej
otworzą.
Swoje myśli
skierowała w stronę skrzatów. Przypomniała sobie małego stworka,
którego wcześniej przywołał Snape, po czym machnęła różdżką.
Przed nią pojawiła się owa postać, skłaniająca się do ziemi.
-Pani.
Hermiona uklękła
naprzeciwko niego.
-Jak Ci na imię?
-Belley.
-Czy mógłbyś coś
dla mnie zrobić?
-Tak jest, pani, to
mój obowiązek.
-Nie, posłuchaj.
Jeżeli nie chcesz, to ja Ciebie nie będę do niczego zmuszać. Może
masz jakieś ważniejsze sprawy na głowie?
-Ja bardzo chcę, o
pani.
-Mam na imię
Hermiona. Możesz tak do mnie mówić.
-Tak jest,
Hermiono.
-Mógłbyś wejść
do środka i otworzyć mi drzwi? A potem przygotować dwa obiady?
-Sir Snape nie
pozwolił nikomu otwierać.
-Nie widziałeś
mnie z nim wcześniej?
-Tak, Hermiono,
widziałem, ale mam rozkaz nikomu nie otwierać.
Dziewczyna nabrała
powietrza i spojrzała mu w oczy.
-Profesorowi
Snape'owi mogło się coś stać i tylko ja mogę mu pomóc –
rzekła, choć nie do końca była to prawda.
Belley spojrzał na
nią.
-Usprawiedliwię
cię u profesora. Proooszę! - złożyła dłonie.
-Dobrze, Hermiono,
zrobię to. Daj mi chwilę.
Sekundę później
skrzat zniknął, a drzwi się pojawiły w ścianie. Ze środka
wychylił się stworek.
-Pójdę zrobić
obiad, Hermiono.
-Dobrze, dziękuje.
Weszła do środka
i od razu przeszła do kuchni. Była biało-czarna z greckimi
akcentami. Z koszyka, który położyła obok, wyciągnęła listę.
Teraz miał jedynie połknąć kilka eliksirów, lecz wieczorem
czekało ja trochę więcej pracy. Zmiana opatrunków, nałożenie
maści. U dołu list zobaczyła dopisek: Dotrzymuj mu towarzystwa.
Usłyszała ciche
pyknięcie i na stole pojawiło się jedzenie. Wraz z lekarstwami
lewitowała je i ruszyła do sypialni, gdzie odłożyła wszystko na
stoliczek nocny. Usiadła na skraju łóżka i potrząsnęła
Snape'm.
-Niech pan wstanie
– powiedziała głośno i wyraźnie. - Profesorze, pobudka.
Poklepała go po
twarzy, lecz nic to nie dało. W akcie desperacji oblała go wodą,
lecz widząc, że nic to nie dało, osuszyła go.
-Niech się pan ze
mnie nie nabija. – Jej głos był połączeniem śmiechu i
rozpaczy.
Dotknęła jego
skóry, która pokryta była gęsią skórką.
Jak mogła do tego
dopuścić? Miała się nim opiekować. Zaniedbała swoje obowiązki
i czuła się bardzo winna.
Wysłała szybko
patronusa do pani Pomfrey i Dumbledore'a. Potem usiadła i czekała.
Nie wiedziała, co ma robić.
-Panie profesorze,
niech się pan obudzi. - Potrząsnęła nim jeszcze raz. - Jest nam
pan potrzebny.
Na korytarzu
usłyszała kroki, więc szybko wstała i podbiegła do drzwi.
-Tutaj –
szepnęła, otwierając je.
Do pokoju wpadły
dwie osoby, jedna od razu podbiegła do łóżka, a druga stanęła
obok niej.
-Jak to się stało?
-Nie wiem –
odpowiedziała Hermiona szybko. - Odprowadziłam go tutaj, a potem
wyszłam. Wróciłam przed chwilą i sprawdziłam, jak się czuje i
wtedy to zauważyłam.
-A wcześniej nie
sprawdzałaś?
-Tak, ale wydawało
mi się, że po prostu spał i nie chciałam go budzić.
Spuściła głowę.
Od razu mogła się domyślić, że coś jest nie tak. Był zbyt
spokojny i aż dziwne, że się nie obudził. Był szpiegiem, na
Merlina! Na pewno by się zorientował, więc powinno ją zdziwić,
że tego nie zrobił.
-To naprawdę
poważna sprawa – zaczęła Pomfrey – ale nie chcę go zabierać
do Skrzydła Szpitalnego, bo tam czułby się źle. Dlatego musisz
nim się opiekować według listy, z tym że on będzie nieprzytomny.
Dasz sobie radę?
-Tak, tak.
-Porozmawiam ze
skrzatami, żeby wam przynosiły śniadanie, obiad i kolację –
powiedział Dumbledore. - Dla Severusa w formie płynnej, żeby
łatwiej było ci go karmić.
-Dobrze, dziękuje,
na pewno dam sobie radę.
Niestety kiepsko piszesz, w ogóle całe to Snape - Granger jest z deka chore. Radzę Ci zająć się czymś innym.
OdpowiedzUsuńDo anonimka:
UsuńKomentarz z serii " nie znam się, ale wypowiem". Czytałam wiele opowiadań typu HG/SS i stwierdzam, że akurat Weird Charlotte jest jedną z lepszych polskich autorek tekstów z paringiem Snape-Granger. Wg mnie, oczywiście.
Do autorki:
Nie przejmuj się takimi komentarzami, bo piszesz naprawdę świetnie i powinnaś rozwijać swój talent. Wiem, że każdy negatywny komentarz boli, nieważne jak bardzo się tego wypieramy.
Lecę czytać dalsze rozdziały. ;)
Taiyo
Zaczeła bardzo słabo, ale stwierdzam, że polepszyło jej sie od poprzedniego rozdziału gdzieś tak. Nadal miejscami słabo. Jedna z lepszych? Znasz się? Ciekawe...
UsuńDoprowadzacie często słabe talenty (bez obrazy autorko naprawde coraz lepiej piszesz) do samouwielbienia. Zastanów sie nad tym "Taiyo".
Super rozdział-jak na razie jeden z najlepszych. Pisz tak dalej. :)
OdpowiedzUsuńMi się bardzo podobało czekam na więcej :**
OdpowiedzUsuńPiękne <3 Kiedy następna notka? :D
OdpowiedzUsuńCudowny <3 Troszeczkę boje się o Severus'a, mam nadzieję, że nic mu nie będzie.. Dobrze, że jest z nim Hermiona :)
OdpowiedzUsuń*Pozdrawiam Wiki :)
Bardzo fajny rozdział ;)
OdpowiedzUsuńHermiona opiekująca się Severusem, jakie to słoodkie :3 Mam nadzieję, że jakoś się wykaraska z tego w miarę szybko ;>
Weny!
Jezu, przepiękne!! Kiedy następny ? <3
OdpowiedzUsuńŚwietnie piszesz . <3 czekam na kolejny rozdział . ;3
OdpowiedzUsuńTylko niekiedy urywasz literki nap "Pani" a chcesz napisać "Panie" . :D
ale ogólnie to jest świetne . :3
Oooo, Hermi opiekuje się Sevem <3 no i Severus taki szlachetny, tak ją broni c: ale rozwalil mnie Voldi 'zakochany' w Hermionie :D
OdpowiedzUsuńProszę o zastosowanie się do regulaminu, inaczej blog zostanie usunięty ze Stowarzyszenia. Możliwość drugiego zapisu będzie aktywna dopiero po dokładnym przeczytaniu każdego z regulaminów.
OdpowiedzUsuńEkipa SS
świetne opowiadanie . dzisiaj zaczynam czytać :D mam tylko pytanie? czy voldemort czasami nie umie kochać ? ;) oczywiście nie chcę tu mówić że nie wiesz o czym piszesz czy coś w tym stylu tylko po prostu taka sugestia :D Pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuńGenious , majstersztyk :3
OdpowiedzUsuńBiedny Snape, a ona tez.... :(
OdpowiedzUsuń"łyknęła powietrze, jakby znów zbierała się na płacz, ale dotknął jej ręki." <3
OdpowiedzUsuńLuna